Skutek uboczny - Julenenka

586 46 5
                                    

ZAKLĘCIE

Czary zawsze muszą mieć jakiś minus. Przynajmniej jedna wada zawsze ujawni się w trakcie rzucania zaklęcia.

To się oczywiście musiało zdarzyć, bo kim byliby Winchesterowie bez załatwienia czegoś bez skutków ubocznych?

Byli w jakiejś szopie i walczyli z wampirami. Dean, Sam oraz Castiel. Walczyli ramię w ramię, odcięte głowy lądowały jedna po drugiej na ziemi. Było ich sporo, próbowały ich chwycić i wbić swe ostre kły w ich szyję. Kierowały się instynktem, ponieważ były młode i nie potrafiły nad sobą zapanować, nie potrafiły nie rzucić się na nich. Każdy z nich domagał się krwi, którą oni byli oblepieni.

Jak na razie oni byli na tej lepszej pozycji, bo gdy ktoś do nich podchodził, od razu kończył martwy. Ta robota wydawała się prosta, zresztą taka była, więc kiedy okazało się, że sprawcami większości morderstw w mieście były wampiry, wystarczyło znaleźć gniazdo. Tym zajął się tym Castiel, który ostatnio spędzał większość czasu z nimi i pomagał im w łowach.

Anioł odciął kolejną głowę, a młodszy Winchester zaatakował gromadkę, aby ją rozbić, po czym za pomocą jednego zamachu pozbawił wszystkich łbów.

Dean jako jedyny sobie nie radził. Jego atakowały najchętniej, nie chciały pozwolić mu uciec. Cofał się do tyłu, aż wpadł na kolumnę. Przybrał pozycję wyjściową i czekał na atak z ich strony, gotów w każdej chwili się obronić.

- Zamknijcie oczy! - krzyknął Castiel.

Winchesterowie natychmiast zamknęli oczy. Wampiry wrzasnęły. Ich oczy zaczęły szczypać, tak mocno je zaciskali. Odwrócili się ku ścianom i stali tam, dopóki nie poczuli, że wszystko ucichło. Po chwili Dean otworzył delikatnie jedno oko i rozejrzał się.

Na podłodze leżały martwe wampiry, dookoła nich było pełno krwi. Ich karki były poskręcane, żuchwy powyrywane, niektóre języki jeszcze krwawiły na wskutek ich przegryzienia.

Po Casie ani śladu.

- Cas? - wyszeptał w pustą przestrzeń. Nikt nie odpowiedział, więc spojrzał ponownie na zakrwawioną podłogę, przetarł sobie twarz i spojrzał na swojego brata.

- Chodź, spalmy to cholerstwo.

* * *

Castiel nie pojawił się po dwóch tygodniach.

Nie pojawił się po miesiącu.

W końcu minęły dwa miesiące, a Dean zaczął mieć naprawdę nieprzyjemne uczucie, że coś okropnego stało się podczas tamtego polowania. Cas mógł zginąć. Mógł...

- Nie - powiedział do siebie i podszedł do lodówki, aby wyjąć piwo. - Cas żyje. Musi żyć. Prawda? - zaśmiał się histerycznie i otworzył butelkę. - Innej opcji nie ma.

* * *

Minęło pół roku.

Potem rok.

Dean zaczął chodzić po ścianach.

Aż w końcu nadszedł ten dzień.

* * *

Nadszedł, gdy Dean po prostu rzucił się na kanapę po wyjątkowo ciężkim dniu i włączył stary telewizor, aby po prostu się zrelaksować i na chwilę zapomnieć o krwi, o ciałach, o potworze...

Upił łyk piwa i westchnął. Chwycił pilot i zaczął przeskakiwać po kanałach, zatrzymując się na Doctorze Sexy. Ułożył się wygodnie, przykrył się kocem i przymknął oczy. Teoretycznie tylko na chwilę, aby sobie odpocząć, ale kiedy poczuł, że zaczął odpływać, ktoś krzyknął jego imię piskliwym głosikiem.

Projekt SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz