A Love Like War - ArfFromMars

422 42 4
                                    

"Witaj Nieznajomy!
Einstein powiedział kiedyś, że nie wie na co będzie trzecia wojna światowa, ale czwartą rozegramy na kamienie i patyki. Dałbym wszystko, żeby nie musieć dowiadywać się tego o czym on nie miał pojęcia.
Zaczęło się od rządów pewnego psychopaty w USA. Wypowiedział on wojnę emigrantom z Meksyku, co zdenerwowało władze tegoż kraju. Nie spodobało się to też Abu-Deuch, arabskiemu krajowi z środkowej Europy, który był wyjątkowo otwarty jeżeli chodzi o emigrantów. Kolejne kraje dołączały do poszczególnych stron konfliktu.
Wracając jeszcze do Einsteina, chcę odpowiedzieć na jego dociekliwość. Walczymy na czołgi, karabiny, broń chemiczną. Nie wiele się zmieniło od drugiej wojny, nie mamy laserów ani mieczy świetlnych, nawet brak nam pól siłowych. Wisi za to nad nami groźba wojny atomowej, każde liczące się państwo posiada własny mini arsenał.
Jako obywatel Stanów Zjednoczonych Ameryki zostałem powołany do wojska zaraz po ogłoszeniu wojny. Tutaj pojawił się mały problem: nie zgadzałem się i wciąż się nie zgadzam z poglądami za które kazano mi walczyć. Nie chodziło tylko o emigrantów, ale również o homofobizm, naukę, system w państwie. Ponieważ, panie i panowie, ja, Dean jestem gejem, uroczyście się do tego przyznaję i nie obchodzi mnie co te dzindziboły z rządu sobie o mnie z tego powodu myślą.
Tak. Chciałbym móc to powiedzieć, wykrzyczeć całemu światu. Ale to wcale nie jest takie proste. Należę do tego wojska z przymusu. Nie mogę zrezygnować ani uciec, za każdą formę dezercji nagrodą jest śmierć poprzez rozstrzelanie.
Wojsko ma jednak swoje plusy. Pierwszym z nich był mój młodszy brat, Sam, który dotrzymywał mi towarzystwa podczas pierwszych akcji. Przynajmniej miałem na niego oko, mogłem go w jakiś sposób chronić, a nie martwić się, że zaraz spadnie na niego bomba, którymi często byli obrzucani cywile, szczególnie w USA. Było to dobrym rozwiązaniem tylko podczas pierwszych dni wojny. Potem jego obecność przestała już być plusem, ponieważ podczas piątego z rzędu szturmu mogłem się co najwyżej przyglądać jak ląduje na mokrym piachu z krwawą plamą w miejscu serca. Oberwał z pistoletu, a ja nawet nie miałem jak zareagować, ponieważ wszędzie kłębili się wrogowie i sojusznicy, byliśmy pod ciągłym ostrzałem. Starałem się do niego dostać, spróbować go uratować, ale na staraniach musiało się skończyć. Po dziś dzień nawet nie wiedziałem zwłok.
To był jeden z ich sposobów. Nie pokazywali zwłok, nie chcieli pokazać ile ludzi już oddało życie za nie warte tego idee. Nie wiem co z nimi robili, ale miałem dziwne przeczucie, że obecny rząd uważa nawet martwych żołnierzy za potencjalną broń. Chodziły plotki, że próbują przywrócić im życie, albo przekształcić ich w jakiś sposób w machiny wojenne.
Jeszcze zanim wybuchły walki, zanim oficjalnie zerwano pokoje, wpadł mi w oko pewien chłopak, Castiel. W dawnych czasach chodziliśmy razem do klasy, ale wtedy jakoś nie specjalnie się sobą wzajemnie interesowaliśmy. Dopiero po latach, kiedy okazało się, że dołączył do redakcji, w której ja też pracowałem, naprawdę go ujrzałem. Kruczoczarne włosy, opadające na czoło w idealnym, artystycznym nieładzie i te oczy, które zdawały się kraść wszystkie odcienie niebieskiego w otoczeniu. Ale to nie wygląd mnie w nim zachwycił. Zdecydowanie był najmilszą, najcudowniejszą i najbardziej bezinteresowną istotą jaką kiedykolwiek spotkałem.
Zaczęliśmy wychodzić razem coraz częściej. Z ludźmi z redakcji, oczywiście. Tutaj wspólna pizza, kiedy indziej wypad na paintball laserowy. Raz wpadliśmy na siebie w księgarni i to był ogromny przełom w naszej relacji. Cas zawsze był nieśmiały, a ja w jego obecności również nie potrafiłem odważyć się na nic więcej. Chciał mi coś powiedzieć, ale bał się tak bardzo, że nie mogło mu to przejść przez gardło. Wziął więc swój telefon, otworzył notatki, coś tam wpisał i podstawił mi wyświetlacz pod nos. Przeczytałem jakże proste "Podobasz mi się..." i nie mogłem pozbyć się uśmiechu z mordki.
-Zostaniesz moim chłopakiem?- spytałem po prostu, na co on również się uśmiechnął, ale tak o wiele delikatniej i skinął głową na tak. I w ten sposób się zaczęło. Chodziliśmy na randki, trzymaliśmy się za ręce i życie było sielanką. Ale na trzy miesiące później świat ponownie stanął w ogniu.
Wcielili nas do wojska. Przynajmniej razem. Wtedy przynajmniej wydawało mi się to plusem.
W chwili gdy to piszę, przeklinam tę decyzję. Nasz dowódca, mimo wszystkim naszym staraniom, dowiedział się o naszym związku. Nigdy mnie nie lubił, a Castiela wręcz nienawidził. Dlatego nie miał większych oporów przed postawieniem go na pierwszej linii ostrzału. Nie miał szans, stał się mięsem armatnim. Chcieli patrzeć na mój ból, cierpienie. Ale nawet wtedy, gdy miłość mojego życia padała pod gradem pocisków nieprzyjaciół, starałem się zachować zimną krew. Nie mogłem dać się im złamać. Nie pozwoliłem im zobaczyć moich łez.
Potyczka została przegrana, co tylko pogłębiło moją gorycz. Straciłem brata i Castiela. Walczę za fałszywe wartości równie fałszywych autorytetów. Jak jest sens?
Nie rozbroili nas. Wciąż mam przy sobie pistolet. To przecież takie łatwe. Wystarczy pociągnąć za spust..."

Tutaj kończy się tekst. Kartka papieru jest już pożółkła, w kilku miejscach tusz jest rozmazany i trudno jest przeczytać tekst. Nie widzę daty. Ale jedno wiem na pewno. Kimkolwiek byli Dean i Castiel, oddali życie za lepsze jutro. Nawet jeżeli to jutro miało nigdy nie nadejść. Nie wiem w jakich okolicznościach ten list znalazł się tutaj, między kamieniami celi dla więźniów politycznych Austrii, ale jeżeli stąd wyjdę to przysięgam, że ujrzy on światło dzienne. Chyba, że lepsze jutro nigdy nie nadejdzie. A to staje się coraz bardziej prawdopodobną opcją.   

Projekt SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz