[2]Wpuść mnie

425 24 6
                                    


Pogoda na zewnątrz nie zmieniła się ani trochę-powietrze nadal było mroźne, do tego mgła opadała w postaci drobnego deszczu. Spowodowało to, że moja finezyjna fryzura oklapła a falowana grzywka pod wpływem wilgoci zakręciła się niczym sprężyna. Po chwili nieprzyjemne uczucie drętwienia ogarnęło moje dłonie. Szukałam niemal panicznie w każdej kieszeni płaszcza i małej podręcznej torebce rękawiczek.Na moje nieszczęście najwyraźniej ich nie wzięłam. Pędziłam więc szybko do domu by się ogrzać, nie myślałam o niczym innym. Z zamyślenia wyrwały mnie śmiechy i śpiewy dwóch pijanych SS-manów wyłaniających się zza rogu. Chciałam przejść obok nich obojętnie, jednak nie udało mi się to. Jeden z nich zawołał mnie. Zatrzymałam się i z wielkim przerażeniem w oczach kroczyłam w stronę dwóch wysokich i barczystych mężczyzn. Szybko zmierzyłam ich wzrokiem, jeden z nich był szatynem, drugi zaś blondynem. Kiedy podeszłam bliżej poczułam odpychający odór alkoholu, który nasilił się, kiedy szatyn nakazał mi pokazać dokumenty. Wyczuli, że boję się ich, bo obydwoje śmiali się głośno cały czas. Podczas gdy szukałam nerwowo dokumentów w torebce, blondyn zataczał się oglądając mnie z każdej strony. W końcu znalazłam co potrzebne i podałam drugiemu z żołnierzy a ten mrużąc oczy począł czytać moje dane. „Klara, Klara..."-powiedział śmiejąc się, po czym brutalnie złapał mój podbródek. Tak łapczywie mi się przyglądał, czułam obrzydzenie. Nerwowo wyrwałam twarz z uścisku. Szatyn uśmiechnął się szyderczo i powrócił do przeglądania mojej kennkarty co chwilę komentując coś po niemiecku. Nagle blondyn zbliżył się do mnie i od tyłu złapał mnie w talii. Jedna jego dłoń powędrowała na moją pierś, drugą zaczął podnosić mi spódnicę. Czułam na szyi jego oddech, szepnął mi do ucha coś po niemiecku.Wtedy odwróciłam głowę w jego stronę i splunęłam mu w twarz.Ten puścił mnie i patrząc rozwścieczonym wzrokiem zamachnął się i uderzył mnie w policzek z tak ogromną siłą, że z hukiem padłam na chodnik. Drugi SS-man rzucił mi pod nogi kennkartę i oboje odeszli chwiejnym krokiem, prawdopodobnie w stronę następnej karczmy.Poczułam jak połowa mojej twarzy drętwieje, nie czułam jeszcze bólu. Szybko wstałam z ziemi, zabrałam dokumenty i uciekłam stamtąd z płaczem. Biegłam wzdłuż kolejnych ulic, upokorzona i bezsilna. W duchu zadawałam sobie pytanie-ile jeszcze potrafię znieść? Nim się obejrzałam, byłam już na miejscu.Weszłam do bramy rozglądając się jeszcze po ulicy i ostatkiem sił wbiegłam do góry po schodach. Kiedy otwierałam drzwi, po raz kolejny odczułam brak, bo nikt na mnie nie czekał. Mieszkanie było duże, smutne i puste.


Po wejściu do środka zorientowałam się, że znów nie ma prądu w naszej kamienicy. To zdarzało się dosyć często, szczególnie wtedy.Kiedy już zrzuciłam z siebie mokry płaszcz i dałam odpocząć stopom od niewygodnych butów zaczęłam poszukiwania jakiejkolwiek świecy. Nie lubiłam siedzieć samej po ciemku, bardzo się bałam,choć może powinnam się już przyzwyczaić... Biegałam nerwowo po domu kiedy zakręciło mi się w głowie a przed oczami zrobiło się mroczno. By złapać równowagę oparłam się o ramę łóżka.Wtedy dopiero poczułam uderzający ból, który rozchodził się po całej twarzy. Stałam w miejscu dłuższą chwilę, by dojść do siebie. W końcu, kiedy zamroczenie ustało, znalazłam świeczkę w szafce nocnej i zapaliłam ją. Od razu poczułam się pewniej.Wzięłam do ręki małe lusterko i spojrzałam na swoją oświetloną płomieniem twarz. Jeden policzek był siny i spuchnięty, nie wyglądało to dobrze. Byłam ogromnie zmęczona, marzyłam tylko o tym, by położyć się do łóżka a nie miałam pewności czy ta noc przyniesie mi sen. Ból się nasilał.

Przebrałam wilgotne od mżawy ubrania na wygodną nocną koszulę, była już prawie 21.Zmierzałam w stronę łóżka, licząc kroki, które mnie od niego dzieliły, kiedy rozległo się ciche, delikatne pukanie do drzwi.Zamarłam na chwilę a w mojej głowie zaczęło powstawać setki czarnych scenariuszy. Nie spodziewałam się nikogo o tej porze. Nie mogli to być Niemcy, pukanie było zbyt subtelne, było późno.Gdyby przyszli oni, już dawno nie miałabym drzwi wejściowych.Zdecydowanie, ale spokojnym krokiem podeszłam do nich. Spojrzałam przez wizjer, ale nikogo nie zobaczyłam-nie było przecież światła.Zawahałam się, lecz nie czułam strachu. Jednak z przyzwyczajenia i dla własnego bezpieczeństwa chwyciłam i szybkim ruchem odbezpieczyłam swojego visa schowanego na dnie torebki.

-Wpuść mnie, nie bój się-był to najbardziej znajomy mi głos, dochodził zza drzwi. Nie wiedziałam tylko, czy nie jest on zwykłym przesłyszeniem, jakie mi się często zdarzały. Postanowiłam otworzyć,byłam gotowa na wszystko. Odłożyłam broń i szarpnęłam gwałtownie za klamkę z zamkniętymi oczyma. Kiedy je otworzyłam,nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Z wrażenia uchyliłam usta. Nie wierząc wyciągnęłam rękę w jego stronę by go dotknąć, jakbym szukała potwierdzenia na jego autentyczność. I ku mojemu zdumieniu był prawdziwy! Patrzył na to spokojnie, z uśmiechem. Ale oczy miał łzawe. Wszedł do środka zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zabrał mi z ręki świecę by postawić ją na garderobiance i mocno przytulił do siebie.

-Michał...-wyszeptałam mu do ucha-żyjesz.

-Wątpiłaś?

-Nie było cię tak długo...-powiedziałam ze łzami w oczach.

-Przepraszam...Nie wybaczę sobie, że zostawiłem cię samą... Tęskniłem bardzo każdego dnia-dławił łzy kiedy to mówił. I ja również nie mogłam powstrzymać łez.

-Po prostu powiedz, że już więcej cię nie zabraknie...

-Nie mogę ci tego obiecać...-spuścił głowę w beznadziei-kocham cię-dodał za chwilę unosząc mój podbródek tak, że mógł popatrzeć mi głęboko w oczy. Czekałam na ten moment zbyt długo. Dziękowałam za tę chwilę niebiosom, że zwróciły mi go żywego.

-Ja ciebie też kocham. Czekałam. Na początku liczyłam dni, potem miesiące. A później już w ogóle przestałam liczyć-chwycił moją twarz w obie ręce i zaczął całować. To był niesamowity pocałunek, bo zawarte w nim były setki emocji i niewypowiedzianych słów. Przede wszystkim tęsknota. Przyglądnął mi się.

-Co ci się stało w twarz? Byłaś na Pawiaku? Bili cię?-zapytał z wielkim przejęciem.

-Nie byłam.

-Ale jednak ktoś Cię uderzył!-nie dawał za wygraną. Michał per "pan uparty". Od zawsze taki był a ja zawsze byłam uległa, w żaden sposób nie potrafiłam mu się oprzeć.

-To był nieszczęśliwy wypadek-zbywałam go z nadzieją, że zakończy temat. Pokiwał głową i uniósł jedną brew. Na jego twarzy malowała się czysta frustracja.

-Mhm, nie wierzę w takie wypadki. Nie wierzę, że ktoś nie chcący mógł zrobić Ci coś takiego-znów pogładził siny policzek i zaczął tym razem stanowczo-a teraz proszę byś powiedziała mi, co tak na prawdę się wydarzyło, dlaczego...

-Chcesz wiedzieć? Na pewno?-wykrzyknęłam. To było apogeum. Postanowiłam wyrzucić z siebie cały żal do Michała, żal o to, że zostawił mnie samej sobie w tym okrutnym czasie-wyobraź sobie, że wracając dziś z kościoła, dwóch pijanych SS-manów zatrzymało mnie do kontroli. Ten drugi zaczął mnie dotykać, śmiali się... chciałam się bronić...-jąkałam się, ale krzyczałam dalej, było we mnie tyle nieposkromionej złości. A on stał i tylko patrzył na mnie swoimi wielkimi oczyma, które błyszczały wtedy w blasku świecy-to by się nie stało, gdybyś był ze mną. Nic by się nie stało! Zostawiłeś mnie, porzuciłeś! A teraz wracasz... co jeśli umrzesz mi po raz kolejny...?

Było to dla niego zbyt dużo, bo w jednym momencie po jego policzkach spływała już rzeka łez. Nawet tak silny i odważny mężczyzna jak on poddał się bezwarunkowemu odruchowi. Objął mnie tak mocno, że brakło mi tchu.

-Możesz ze mną zostać ?-zapytałam błagalnym tonem stłamszona jego silnymi ramionami.

-W ogóle nie powinno mnie tu być.

-Nie chcę być dłużej sama-powiedziałam z żalem. Po czym wziął mnie w ramiona, przekręcił zamek w drzwiach i zaniósł do łóżka.Zdjął buty, wilgotną kurtkę i położył się obok mnie bym nareszcie poczuła jego bliskość, jak przed dwoma laty.

-Muszę się tobą zaopiekować. Wynagrodzę ci wszystko-ciągle gładził mnie po włosach,delikatnie dotykał twarzy by nie sprawić mi bólu. Powoli zasypiałam, powieki robiły się coraz cięższe.

-Gdzie byłeś cały ten czas ?

-Jutro wszystko ci wytłumaczę. Teraz śpij-otulił mnie kołdrą i swoim ramieniem, przysunął moją głowę tak blisko siebie, że słyszałam spokojne bicie jego serca. Zasnęłam niemalże od razu.

Pozdrowienia z WarszawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz