Czekałem na powrót pani Janiny do domu, zazwyczaj była to godzina 12. Siedziałem jak na szpilkach. Nie chciałem by wiedziała, że mam zamiar iść tego dnia do Klary, dlatego wolałem spokojnie poczekać. Istniało prawdopodobieństwo, że była właśnie u niej a wolałem uniknąć konfrontacji. Zapewne próbowałaby wybić mi ten pomysł z głowy. Kiedy tylko usłyszałem, że zamek w drzwiach się przekręca wyłoniłem się z mojego pokoju i rzucając tylko:"Będę przed godziną policyjną!" wyszedłem z domu. Werble deszczu uderzały z coraz to większą siłą w podłoże. Byłem skazany na mokry spacer. Mimo nieciekawej pogody na ulicach wciąż kłębiły się tłumy ludzi. Wlokłem się między nimi, droga dłużyła mi się w nieskończoność. Kiedy dotarłem na miejsce, miałem wrażenie jakbym szedł tam co najmniej godzinę, choć było to zaledwie 15 minut. Stałem przed kościołem parę minut, nadeszła i chwila zwątpienia, kiedy już na prawdę nie wiedziałem czy wejść do środka, czy wrócić do domu. Obleciał mnie strach. W końcu zebrałem się na odwagę i wszedłem. Skierowałem się do zakrystii, ale nie do końca wiedziałem co powiedzieć. Przy biurku siedział starszy posiwiały ksiądz, uniósł wzrok znad kartek.
-A pan w jakiej sprawie?-nie mogłem wydusić z siebie słowa, nie zauważyłem, że nawet się nie przywitałem.
-Ja... ja przychodzę bo... Klara tutaj jest, prawda?-wybełkotałem.
-Nie wiem o czym pan mówi, nikogo takiego tu nie ma-ksiądz wyraźnie się wystraszył, zbywał mnie.
-Jestem jej narzeczonym. Wiem, że tutaj jest.
-Nie mam pewności, że mówi pan prawdę.
-A dlaczego miałbym kłamać? Chcę się tylko zobaczyć z Klarą...-mówiłem błagalnym tonem. Ksiądz zaczął ulegać, choć nadal był nieufny.
-Dobrze... ale muszę uprzedzić, nie jest to przyjemny widok.
-Jestem na to gotów.
-W porządku, zaprowadzę pana, jeśli chce-powiedział, po czym przeszliśmy przez zakrystię na plebanię. Otworzył drzwi do jednego z pokoi. Stało tam łóżko a na nim leżała chora Klara. Jej widok przyprawił mnie o dreszcze. Miała ledwo otwarte oczy, była mokra od potu a na rękach i twarzy miała czerwone plamy. Błądziła wzrokiem po suficie i drgała raz po raz. Siedziała przy niej zakonnica czytająca książkę. Kiedy wszedłem podeszła do mnie.
-Kim pan jest?-zapytała szeptem.
-Narzeczonym, Michał. Czy mogę z nią zostać?
-Nie boi się pan...?
-Czego? Choroby? Nie boję się jej, zostanę tutaj.
-Jeśli tak... Proszę się za nią modlić, nie wiadomo ile to jeszcze może potrwać-odrzekła zakonnica po czym zniknęła za drzwiami pokoju. Po tych słowach poczułem bolesne ukłucie w sercu. „Ile to jeszcze może potrwać"? Czy naprawdę było tak źle? To nie mogła być prawda. Usiadłem na krześle stojącym obok łóżka i pogładziłem Klarę po włosach. Próbowała coś powiedzieć, ale to nie było dla niej takie proste.
-Spokojnie, nic nie mów-ująłem jej dłoń w swoją i zacząłem płakać, choć mi nie wypadało. Nic dotąd nie wzruszyło mnie tak mocno jak ta sytuacja. Słowa zakonnicy, widok narzeczonej w takim stanie... Nie chciałem by mnie opuściła.
-Rodzice już wrócili?-odezwała się nagle z wielkim trudem Klara. Wykonanie każdego ruchu kosztowało ją bardzo dużo wysiłku, ale widziałem, że walczyła. Chciałem wierzyć, że z tego wyjdzie.
-Nie, jeszcze ich nie ma-odpowiedziałem na jej niedorzeczne pytanie, przecież jej rodzice nie żyli od przeszło trzech lat. Majaczyła z powodu gorączki, dlatego rozumiałem to. Zauważyłem, że miała bardzo wyschnięte usta, musiała być spragniona. Wziąłem więc do ręki szklankę wody, w której była łyżka zawinięta bandażem. Namoczyłem ją w wodzie by bandaż nasiąkł i przykładałem do ust Klary. Był to jedyny sposób by ją choć trochę napoić. Jej wargi chwytały każdą kroplę wody, nie pozwoliły, by któraś się zmarnowała. Odłożyłem szklankę i nadal patrząc na moją ukochaną i trzymając ją za rękę cicho płakałem. Nagle Klara zaczęła niewyraźnie coś nucić, słuchałem jej mimo wszystko, nie mówiłem nic. Ja widziałem w tym znak, że będzie tylko lepiej i już niedługo będzie ze mną. Zdrowa. W pewnym momencie jej nucenie uśpiło mnie jak najpiękniejsza kołysanka, choć był to tylko niewyraźny bełkot. Zasnąłem w pozycji pół siedzącej wtulony w jej słabą dłoń. Obudziła mnie zakonnica mówiąc, że zbliża się godzina policyjna. Byłem zmuszony pójść do domu.
Dobranoc królewno.
____________________________________________________________
Kochani! Pisałam ostatnio w komentarzach o podobieństwie Michała z moich opowieści do "czasohonorowego" Michała. Czy Klara więc podobna jest do Celiny? Otóż nie! Niestety Celina Dłużewska nie zdobyła mojej sympatii, w przeciwieństwie do Leny Markiewicz, na której podobieństwo tworzyłam Klarę. Ma tak samo delikatną urodę, jest bardzo wrażliwa, ale nie brak jej odwagi. Oczywiście każdy może widzieć moją postać inaczej, w moim zamyśle było jednak, by wyobrażać ją sobie jako Lenę :)
CZYTASZ
Pozdrowienia z Warszawy
Historical FictionHistoria ma miejsce w okupowanej Warszawie na początku roku 1941. Bohaterowie opowieści-Klara i Michał-opowiadają o swoich losach w formie pamiętnika.