[10]Śmierć na ulicy

112 11 4
                                    

Kolejny dzień zaczął mi się wcześnie, już po godzinie ósmej byłem na nogach. Wyszedłem do kuchni, ale nikogo tam nie zastałem. Postanowiłem sam zorganizować sobie śniadanie, w końcu byłem mistrzem w robieniu kanapek. Znalazłem resztkę chleba z poprzedniego dnia, końcówkę kostki masła i kawałek przeszmuglowanej z Karczewa, wędzonej szynki. Zjadłem z jeszcze większym smakiem własnoręcznie przygotowane śniadanie. Dopijałem poranną kawę, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi. Wychyliłem się lekko zza stołu by zobaczyć kto właśnie wchodził do domu. To pan Kowalczyk wrócił z porannego spaceru, trzymał w ręce nowy "Kurier Warszawski". Nawet nie chciałem pytać czy piszą coś ciekawego. Wiedziałem, że więcej tam propagandy niż świeżych wiadomości.

-Dzień dobry!-krzyknąłem wesoło przecierając dłonią twarz ubrudzoną masłem.

-Dobry, dobry. Ale czy na pewno ?-zapytał z uśmiechem mężczyzna. W zwyczaju miał tak sobie żartować, ogólnie rzecz biorąc był bardzo wesołym staruszkiem z ogromnym poczuciem humoru.

-To się okaże potem-odpowiedziałem z lekka dokazując.

-Ma wydarzyć się coś nadzwyczajnego?

-Nie, chyba nie...-mało co sam siebie nie wydałem! Kowalczykowie nie wiedzieli, że mam zamiar odwiedzić Klarę tamtego dnia. Obawiałem się tej wizyty, ale mimo wszystko chciałem tam pójść, choćby ją zobaczyć. Pan Kowalczyk usiadł przy stole i zaczął czytać gazetę. Dopiłem w końcu kawę i zszedłem do kiosku po nową paczkę papierosów. Wtedy zaczęło ulewnie padać. Pobiegłem szybko do bramy by schronić się przed deszczem, chciałem jeszcze zapalić. Stałem tak dłuższą chwilę oparty o wysokie drzwi paląc i rozglądałem się na boki. Ludzie panicznie uciekali przed deszczem a młody gazeciarz schował się w bramie na przeciwko. Nagle wybiegł z niej i w ułamek sekundy znalazł się tuż obok mnie.

-Ma pan może poczęstować papierosem?-trochę mnie to zszokowało. Nastolatek poprosił mnie o papierosa. Miał może metr sześćdziesiąt w kapeluszu, nierówno włożone podkolanówki i rozczochraną blond czuprynę. Wyglądał nawet trochę jak ja, kiedy byłem w jego wieku. Ale mi wtedy nie papierosy były w głowie.

-Ty nie za młody jesteś?-nie przybrałem wtedy takiej barwy głosu jak mój ojciec, kiedy czepiał się, że palę. Wręcz przeciwnie, mówiłem serdecznie i z uśmiechem.

-Za tydzień kończę siedemnaście.

-Nie szkoda ci zdrowia?

-A panu nie?-zaśmiałem się, przypomniało mi się o czym myślałem poprzedniego wieczora paląc ostatniego papierosa przed snem.

-No dobrze, wygrałeś-wysunąłem jednego papierosa z paczki i podałem młodzieńcowi-a teraz zmykaj.

-Bóg zapłać-podziękował i wyszedł z bramy. Wyjrzałem za nim paląc końcówkę papierosa. Chwilę potem wydarzyło się coś, co bardzo mną wstrząsnęło. Do młodego gazeciarza podeszło dwóch Niemców z patrolu, odruchowo schowałem się głębiej i zaglądałem tylko zza ściany, poprosili go o dokumenty. Wyglądało na to, że wszystko się zgadzało, ale postanowili, że przeszukają również jego kieszenie. Z jednej z nich wyciągnęli paczuszkę zapałek, które wysypały się rzucone o ziemię, z drugiej zaś propagandowe ulotki, które prawdopodobnie potajemnie dołączał do kolejnych egzemplarzy "Kuriera Warszawskiego", widziałem wtedy jedną z nich w gazecie pana Kowalczyka. Stałem w bramie oszołomiony, byłem pewny, że chłopak zaraz wyląduje na Szucha. Otóż bardzo się myliłem... Jeden z dwóch żołnierzy szarpnął chłopaka i zaciągnął pod ścianę kamienicy, rozstrzelali go na miejscu po czym odeszli niewzruszeni. Patrzyłem na martwe ciało młodzieńca, z którym rozmawiałem jeszcze dwie minuty wcześniej, i nie mogłem dojść do siebie. Widziałem jak jakaś kobieta przeżegnała się nad nim, ktoś sprzątnął z ulicy walające się gazety, ktoś inny nakrył ciało chłopaka jakimś materiałem. Osunąłem się na ścianę, by trochę ochłonąć po tak makabrycznym przeżyciu. Dopaliłem "Nila" i powolnym krokiem wszedłem do góry.

-Cóż się takiego stało? Wygląda pan jakby ducha zobaczył-zauważył pan Kowalczyk.


-Pójdę do siebie...-zamknąłem się w pokoju i usiadłem na łóżku ze wzrokiem utkwionym zwyczajnie w ścianę. Po raz pierwszy od przyjazdu odczułem tą wielką różnicę pomiędzy wojną w Polsce i w Anglii. Tam praktycznie nie dało się tego odczuć, tam życie wyglądało zwyczajnie. Żadnych patroli na ulicach, godzin policyjnych, ginących ludzi. Zacząłem się zastanawiać jak bardzo jestem silny i czy zdołam przyzwyczaić się do tego życia. Już nie był ze mnie taki chojrak. Wiedziałem tylko, że życie tutaj zmieniło się, ale do tamtego dnia nie miałem pojęcia do jakiego stopnia. Był to ciężki okres w moim życiu, gdyż byłem bardzo wrażliwym człowiekiem i wiele emocji wywoływało u mnie ludzkie cierpienie.


_______________________________________________

Powróciłam z kolejnym, lecz nie długim rozdziałem :) Musicie mi wybaczyć, moja dłuższą nieobecność. Wiem, że kilka osób czekało z niecierpliowścią na kolejną dawkę losów Klary i Michała. Niczego nie obiecuję, ale postaram się częściej zaglądać tutaj i pisać coś nowego :)


Czy Michał stawi czoło okrutnej wojnie? Jak zareaguje na widok cierpiącej Klary?

Pozdrowienia z WarszawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz