Mijał już czwarty dzień od powrotu Michała i dotąd nie miałam od niego żadnych wieści. Obiecał przecież, że niebawem się odezwie... Trochę mnie to zmartwiło, aczkolwiek miałam już pewność, że żyje i jest gdzieś blisko. Mimo, że w sercu czułam radość to moje samopoczucie było co najmniej okropne. Ból głowy nie ustawał nawet na sekundę, nie mogłam spać w nocy, było mi gorąco. "Zwykłe przeziębienie"-tak sobie mówiłam, bo najwyraźniej tak było. Twarz nadal miałam opuchniętą i lekko siną, ale z dnia na dzień wyglądało to lepiej. Przez te parę dni kompletnie nie miałam kontaktu ze światem, byłam zamknięta w swoich czterech ścianach. Nie byłam w stanie wstać z łóżka. Jedyną rzeczą, która mnie trapiła była świadomość tego, że mam swoje obowiązki, powinnam je wypełniać. Jak nigdy, zaniedbałam je przez chorobę. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, nikomu nic nie meldowałam.
Nie lubiłam leżeć bezczynnie, choć byłam na to skazana. Całe dnie zajmowały mi wszelkie rozmyślania-o wszystkim i o niczym. Myślałam na przykład, co by było gdybym wróciła do teatru, lub jeśli wzięlibyśmy z Michałem ślub, właśnie teraz. Ta pierwsza myśl wydawała się być niemożliwa. Nie wróciłabym do teatru choć marzyłam o tym by znów stanąć na deskach i po prostu grać. Niestety w tamtym czasie polscy aktorzy grali niemieckie spektakle, sztuki na cześć faszystowskich dowódców. Ja nie miałam zamiaru tak się poniżać bo znałam swoją wartość a patriotyzm był dla mnie rzeczą najważniejszą. Co do drugiej wizji-było to bardziej możliwe. Ale przecież mieliśmy tyle innych spraw na głowach... trudno byłoby nam to zorganizować. A chcieliśmy by ten dzień był najpiękniejszy. Zresztą, na frontach, na ulicach, wszędzie ginęli ludzie, a my mielibyśmy brać ślub? Zastanawiałam się nad tym właśnie tego samotnego dnia, kiedy z otchłani myśli wydobył mnie dźwięk pukania do drzwi. Był tak charakterystyczny, że już po pierwszym takcie wiedziałam, kto przyszedł w odwiedziny. Z trudem uniosłam się z łóżka i udałam do drzwi.
-Irena!-krzyknęłam z radości widząc w drzwiach moją przyjaciółkę. Uśmiechnęła się szeroko i szczerze jak miała w zwyczaju. Jej twarz okrywały długie blond włosy, które kontrastowały z piwnymi oczami. Była wysoka i elegancko ubrana. Może nie znałyśmy się zbyt długo, bo poznałyśmy się z chwilą, kiedy dołączyłam do oddziału, ale bardzo szybko się do niej przywiązałam i traktowałam jak siostrę.
-Klara, jak miło cię widzieć-weszła szybko do mieszkania i objęłyśmy się mocno. Nie widziałyśmy się dobry tydzień-Matko święta!-krzyknęła nagle-co się stało? Bardzo marnie wyglądasz, i twoja twarz...
-Nic nie mów. I tak jest lepiej niż przed dwoma dniami.
-Ale jak to się stało? Ktoś cię pobił?
-Rozbierz się, a ja zaparzę herbaty i wszystko ci opowiem. Bo uwierz-jest o czym mówić-byłam podekscytowana, że w końcu mogłam komuś opowiedzieć o tym co się wydarzyło.
*******
Siedziałem w to po południe jak zwykle w towarzystwie pana Kowalczyka, który czytał "Kurier Warszawski". Co chwila podsuwał mi coraz to nowsze wiadomości z Generalnej Guberni, ale ja tylko słuchałem grzecznie i potakiwałem. Krzątałem się nerwowo i bez celu po kuchni-to był dzień, w którym miałem zgłosić się na skrzynkę kontaktową. Myślałem jaka wiadomość będzie mnie tam czekała. Czy może to jakieś nowe zadanie? Albo ojcu udało się coś zdziałać w mojej sprawie? Nie mogłem się już doczekać godziny 14 aby wyjść z domu i w końcu rozwiać wszelkie wątpliwości.
-Co pan, panie Michale, dziś taki nerwowy? Czyżby szedł pan na randkę?
-Słucham?-wróciłem na ziemię-nie, to nie randka. Idę na spotkanie z dowódcą.
CZYTASZ
Pozdrowienia z Warszawy
Ficción históricaHistoria ma miejsce w okupowanej Warszawie na początku roku 1941. Bohaterowie opowieści-Klara i Michał-opowiadają o swoich losach w formie pamiętnika.