Nie zapowiedziana wizyta.

414 16 2
                                    

To co może jakieś winko?-zaproponował Uriarte.
-Ja bardzo chętnie, ale po pracy.-za śmiał się głośno lekarz i wyszedł z pokoju.
-Facu?
-Tak kochanie? Nico idź do sklepu i kup nam coś do jedzenia.
-A pieniądze to co? Wiesz, że biedny jestem.-za śmiał się Argentyńczyk i wyciągnął rękę po pieniądze. Conte powoli wyciągnął portfel i dał mu.
-Tylko kup wszystkim, a nie tylko sobie.-wykrzyczał Facu bo Nicolas już wybiegał do sklepu.
-Facu jedź na te zawody ja sobie poradze.- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie...kochanie twoje "poradze sobie" wiem co już oznacza. Wiem chcesz, żebym tam pojechał i był szczęśliwy. Ale ciągle bym się martwił o ciebie i o nasze dziecko.
-Przecież tak bardzo ci zależało na tych zawodach.-popatrzyłam mu głęboko w oczy.
-Tak, ale mam ciebie, a za kilka tygodni będę grał już w klubie to bedzie prawie to samo.-złapał mnie za rękę i po całował w czoło.
-Jesteś taki uparty.
-Ja? A gdzieżby. To co jakie imię będzie miał nasz synek?-powiedział szczęśliwy.
-Nie wiem może Fryderyk?-zachichotałam.
-Znów się ze mnie śmiejesz...-Conte zaczął udawać smutnego, a jednocześnie obrażonego.
-Ja? Nie no przecież to piękne imię.-puściłam mu oczko.
-Może Kacper?-tak debatowaliśmy cała godzinę jakie imię bedzie miało nasze dziecko skończyło sie na tym, że Nico wszedł do pokoju i krzyknął Piotrek. Zgodziliśmy się i Facu zaczął przeglądać siatkę z "zakupami".
-Co ty wszystko zeżarłeś?!-popatrzył na niego lekko poirytowany Argentyńczyk.
-No co głodny byłem. A poza tym macie tam zapiekanki. I to dwie!-uśmiechnął się Uriarte.
-Ta chyba jedną i pól...-popatrzył na połowkę zapiekanki.
-Hej chłopaki ja głodna nie jestem!-w tym momencie odezwał się mój brzuch.
-Ta yhy...-popatrzyli na mnie obaj.
-To dziecko!-chciałam się wymigać od jedzenia bo szczerze mówiąc nie miałam apetytu, a pomyślałam, że w dziecko może uwierzą.
-Ta na pewno, a ja jestem Pinokio. Otwieraj buzię i nie narzekaj!-Conte zaczął mnie karmić jak małą dziewczynke.
-No chyba jeszcze umiem jeść sama.-oburzyłam, się ale i tak ugryzłam kawałek.
-Wiesz szkole się.-posłał mi prze uroczy uśmiech.
-Na mnie?!
-Wiesz Nico to by mi pewnie rękę odgryzł jakby był głodny.
-Hej! Nie prawda ewentualnie palce jakbym pomylił kanapkę.-po tych słowach wszyscy wybuchneliśmy śmiechem. Kilka dni później byłam już w domu. Jak zwykle radośnie przywitali mnie chlopacy i Dagmara. W naszym mieszkaniu znów zrobił się tłok. Nikt nic nie pozwalał mi robić miałam tylko siedzieć na kanapie i pić herbatke. Jak zwykle dzień minął mi bardzo szybko i radośnie gdy już wszyscy wyszli i zostałam tylko ja i Conte. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi nie spodziewaliśmy się nikogo może oprócz Nico. Ten szaleniec mógł znów poczuć głód, ale wszedł by odrazu bez dzwonienia na dzwonek. Po chwili znów w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Uslyszałam czyjeś głosy.
-Chyba ich nie ma...może przyjdziemy jutro?-nie mogłam uwierzyć, że to ona. No nigdy bym nie pomyliła jej głosu. Wstałam szybko z łóżka i pobiegłam otworzyć drzwi. Tak! Tam stała Justyna z boberem. Rzuciłam się jej na szyję i krzyknęłam.
-Co ty tu robisz?!-wyściskałam ją mocno i przywitałam również Justina. Facundo słysząc jak krzycze z radości również przybiegł zobaczyć co się dzieje. Widząc Justina i Justyne przywitał się.
-Wchodźcie!-spokojnie i powoli weszli do mieszkania i ściągnęli buty.
-Co wy tu robicie?-zapytałam zaciekawiona i wciąż obejmowałam Justyne w tali.
-No wiesz byliśmy w pobliżu i tak wpadliśmy. A u ciebie co tam?-w końcu puściłam Justyne i usiadłyśmy na kanapie. Chłopaki poszli do kuchni otworzyć wino kupione przez bobera.
-A wiesz będziesz chrzestą Piotrka.-uśmiechnęłam się.
-To już wiecie, że to chłopiec?!-Isia powiedziała ucieszona.
-No wiadomo, że byłby chłopiec w końcu moje geny!-krzyknął z kuchni Argentyńczyk.
-Justi może i my....-jak zwykle Isia nie dała dokończyć Justinowi.
-Tak tak tylko po ślubie.
-No, ale....dobra to co kiedy bierzemy ten ślub?
-A skąd wiesz, że chce za ciebie wyjść?-uwielbiam kiedy ona tak droczy się z boberem.
-Ale...
-Żartuje kochanie. Kocham cię przecież wiesz.-w tym czasie kiedy nasi mężczyźni meczyli się jak odtworzyć wino zaczęłyśmy już nasze rozmowy.
-To co z kim idę jako chrzestna?-zaciekawiona powiedziała.
-Z Nico Uriarte przyjacielem Facundo.-nagle bum chłopaki rozwalili szampana. Obie pobiegłyśmy do kuchni. Jak zwykle Facu musiał się pokaleczyć. Wzięłam z szufladki plastry.
-Daj ty nie zdaro...-zaczęłam przyklejać niebieskie plastry na jego palce.
-Co wy wina nie umiecie otworzyć!-krzyknęła Justyna i popatrzyła na bobera.
-Skarbie, ale to on otwiera...
-Ty już się nie tłumacz bo też mogłeś to zrobić.-nasze wino pływało sobie po kuchni. Jak zwykle sprzątać musiałyśmy my no ale za to ci nasi dwaj dżentelmeni poszli po nowe wino.

________________________________
I jak wam się podoba? Dajcie znać w komentarzu. Możecie również dać mi jakiś ciekawy pomysł na kolejną część. 😍😍💘💌😛😝😎🙊✌👋

Prawdziwa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz