V

30 3 0
                                    

Wczesnym rankiem, kiedy wszyscy jeszcze spali, pokój o numerze 12 był już pusty.

Około szóstej poszli w nieznane.

Po godzinie chodzenia dotarli w pewne, niezwykle ciekawe miejsce.

Polana na skarpie. W dole, piękne, spokojne, błekitne jezioro. Usiedli na ogromnym kamieniu. Wzięli ze sobą śniadanie, które właśnie zaczęli jeść.

Kiedy byli już najedzeni, zaczęli robić rozmaite zdjęcia... Leon wymyślił, by zrobić zdjęcie na skraju skarpy, tak, by załapać na nim jezioro.

Lena się poślizgnęła. Spadła w dół....
Krzyki, wydawałoby się, że zamarły.
Przestraszeni szukali jakiegoś zejścia w dół... Panika... Łzy... Rozpacz... Po poęciu minutach znaleźli stare, porośnięte mchem, schody z grafitowego kamienia. Zbiegli w dół. Lena leżała przy brzegu jeziora... Krwawiła. Teofil był w stanie wyczuć puls.

- Czyli żyje... - pomyśleli sobie

- Powinniśmy zabrać ją do szpitala... Co jeśli się wykrwawi?

- Musimy zatamować rany.... w plecaku mam wodę... Musimy je przemyć, by nie wkradło się zakarzenie... - na szczęście Teofil był w stanie trzeźwo myśleć.

Róża płakała nad Leną... Ściągnęła koszulę i zaczęła tamować ranę, która znajdowała się na głowie... Leon starannie opłukiwał rany. Wszyscy robili co mogli.

- Wy zadbajcie o tamowanie ran. Ja pójdę po pomoc.... Niedługo wrócę, obiecuję.... - westchnął załamanym, lecz dającym nadzieję na "lepsze jutro", głosem Teofil....

- B..bboo..bol..l..bolii... R..różyczķ..k.kooo... pomóż mi... Ja na..napra..na prawdę cierpię....

- Spokojnie Lenko... Będzie dobrze... Obiecuję.... Teoś poszedł po pomoc....

Wszyscy robili co mogli... Jednak to nie było takie proste...
W końcu pojawił się Teofil... był sam...

- Dlaczego nikt z Tobą nie przyszedł?!
- Leon zaczął mieć wyrzuty do Teofila... wiedział, że sam zawinił, jednak nie powstrzymał się od krzyków w stronę chłopaka... a Leon myślał, że Teoś jeszcze nikogo nie znalazł do pomocy...

- Spokojnie przed skarpą stanęła karetka... zaraz tu przyjdą i przewiozą Lenkę do szpitala... - wszystko będzie dobrze... Na prawdę...

Pojawiło się dwóch mężczyzn... Na szczęście Teofil potrafił płynnie mówić po angielsku i nie miał problemu z dogadaniem się...

Panowie wzięli Lenkę na nosze i zanieśli ją sprawnie do karetki... jeden z nich wsiadł do samochodu..
Drugi rozmawiał z Teofilem, który dowiedział się, że dziewczyna zostanie przewieziona do szlitala na Flowers st.

Mężczyzna wsiadł do karetki, która odjechała na głośnych kogutach...

Leon, Teofil i Róża od razu pojechali do owego szpitala... Tam czekali w ciszy.... Wszyscy byli przerażeni, aczkolwiek nikt nie chciał rozmawiać... Leon był załamany... Gdyby nie to zdjęcie, to nic by się nie stało.. Ogarnęła go złość i smutek jednocześnie....

Z sali zabiegowej wyszedł lekarz... powiedział im, że dziewczyna ma wstrząs mózgu, złamane żebra, rękę i nogę.... Aktualnie nie mogła poruszać lewą nogą... lekarz przewidywał, że już nigdy nie będzie mogła chodzić...
Jednak to okarze się po szczegółowych badaniach....

Wszyscy się załamali ... Jak to? Wózek do końca życia.... To będzie straszne... Damy radę! Lena nie zostanie z tym sama... Na pewno nie!...

**********

Podejrzenia lekarza sprawdziły się... smutek ogarnął wszystkich... Na mjejscu zjawiła się ciocia Gabrysia... Nie była zadowolona... Była zła na młodych, że zachowali się tak nieodpowiedzialnie.... Jednak wiedziała, że oni już dzisiaj dostali nauczkę....

Kobieta poinformowała "dzieci", że Lena będzie musiała wrócić do domu...

-Jej rodzice już o wszystkim wiedzą... Samolot macie za tydzień w niedzielę o 12.25 ... Podejrzewam, że chcecie wrócić wszyscy razem.... Zaraz podjade na lotnisko zarezerwować dla was bilety... Ja nie mogę wrócić... ważny kontrakt.....Rozumiecie. Prawda?

- No tak... wracamy razem.... Nie zostawimy Lenki samej... Nie ma w ogóle takiej opcji! - wykrzyknął Leon

- No tak... Lena powinna wyjść za około tydzień... Jej rodzice nie są w stanie przyjechać....

- Rozumiemy... my chcemy być teraz przy Lenie... Ciociu możemy zostać sami?

- Tak, tak ... Rozumiem... do zobaczenia później...

Kobieta wyszła ze szpitala. Wsiadła do samochodu i po chwili zniknęla za rogiem...

Cała czwórka prowadziła spokojną, smutną rozmowę....

Lena zasnęła. Leki zaczęły działać...

- Niech śpi... dużo się dzisiaj wydarzyło....

- Tak... za dużo... - odezwał się ledwie usłyszalnym szeptem, Leon....

Za tydzień wracamy.... Wszystko będzie dobrze... Pożegnali się ze śpiącą Leną... Lekarz powiedział, że na dziś dziewczynie wystarczy wrażeń i wszyscy muszą opuścić szpital... Powiedział, że mogą przyjechać z samego rana....

**********

Kolejny dzień... drugi trudny dzień....
W szpitalu weszli do sali, w której znajdowała się Lena... Dzisiaj było z nią trochę lepiej... Jednak nadal była mocno osłabiona...

- Dlaczego ja nie mogę ruszać nogą? - wymamrotała dziewczyna

- Jeszcze kiedyś nią poruszysz... Rehabilitacja na pewno załatwi swoje... My będziemy cię wspierać...

- Czyli co? Co się w ogóle wydarzyło... niczego nie pamiętam...

- Miałaś wypadek.. upadłaś ze skarpy... Byliśmy na spacerze... - Teofil nie mógł wykrztusić z siebie ani jednego słowa...

- Poślizgnęłaś się.. - dokończyła Róża.. Była załamana, jednak nie chciała tego po sobie pokazać... Nie chciała dobijać Lenki....

To zrozumiałe...

**********

Po tygodniu dziewczyna czuła się lepiej... Jeździła na wózku... Wsiedli do autobusu... Zatrzymali się blisko lotniska....

Samolot już czekał... Odlecieli... Cisza... Nikt nie chciał jej przerywać... siedzieli tak przez godzinę...

W końcu Leon rozpoczął rozmowę...

Rozmawiali .... Mimo smutnej sytuacji śmiali się... Przecież to najlepszy lek na smutek....

Jak się okazało później, to nie był koniec złych wiadomości.... Nie zapowiadało się spokojnie....

IV FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz