X

22 3 1
                                    

- Dłużej nie wytrzymam! Nie wiem jak wy, ale ja jadę na policje! Czuje, że.. że coś sie stało. To jest to. To całe popieprzone życie nie ma sensu!! Nasze dzieci prawdopodobnie cierpią, a my co? A my siedzimy z dupami i kawki pijemy, kiedy oni naprawdę nas potrzebują...

- Genowefa! Bo mnie zaraz coś trafi! Skąd ty możesz do jasnej cholery wiedzieć co się z nimi dzieje!?!?

- Boże czy wy niczego nie rozumiecie... Oni zostali porwani! Porwani! Teraz napewno siedzą w jakimś śmierdzącym garażu i... i myślą sobie, jakich to oni mają popieprzonych rodziców. Żeby nawet nikt się nie martwił?!?

- Gieniu, uspokój się. Wierzę, że nic im nie jest... Wszystko się ułoży. Przysięgam... - Danka była naprawdę przejęta tym, co dzieje się z jej przyjaciółką. To dość zrozumiałe.. Czyż nie?

- Danka - odezwała się nieco zmieszanym głosem - Chodź ze mną. Proszę. Proszę cię! Ja muszę. Ja już nie wytrzymam...

- Jeżeli to ma cię Gieniu uspokoić, to pójdziemy wszyscy.

- Dziękuję...

Kobieta natychmiast zerwała się z kanapy i pobiegła ubrać swój limonkowy płaszcz.

- Idziecie?

- Tak, tak już, już wstajemy.

Chwilę później znaleźli się na zewnątrz. Tata Leona wsiadł za kierownicę. Był w tej chwili najspokojniejszy... Pozostali zajęli resztę miejsc. Komisariat znajdował się dobre dwadzieścia minut drogi. Franciszek jeździł bocznymi uliczkami, w celu uniknięcia sobotnich korków. Przez całą trasę zatrzymali się tylko raz, na światłach przy rondzie Dębickim. Stali zaledwie trzy minuty, jednak dla nich, a szczególnie dla Gieni, trwało to wiecznie...

W końcu wysiedli przed dużym ceglanym budynkiem. Nad głównym wejściem, widniał napis" POLICJA"
Od zewnątrz wszystko wyglądało dość przerażająco... Najgorsze były te ogromne, metalowe kraty w oknach...

Weszli.

W środku było trochę lepiej. Ściany były granatowo - białe.

W środku recepcja pokierowała ich do gabinetu, w którym mogli złożyć doniesienie o zaginięciu.

- Dzień dobry! - uśmiechnęła się Danka.

- Dzień dobry. Witam. Zapraszam. Co się stało? - Mężczyzna wyglądał bardzo przyjaźnie.

- Więc tak. Może ja zacznę! - w pośpiechu odezwała się Danka. Nie chciała dopuścić do głosu swojej przyjaciółki. Siała by tylko nie potrzebmą panikę.

Danusia w przeciągu dwudziestu minut opowiedziała wszystko bardzo dokładnie policjantowi. Ten zapisał najważniejsze informacje i poinformował, że zrobią co będą mogli by odnaleźć zaginione osoby.

- Najtrudniejsze jest chyba to, że nie wiemy czy są na terenie kraju. - Heniu odezwał się z dosyć poważnym tonem.

- No tak, tak. Ale z tego co usłyszałem to ciocia jednej z dziewczynek powinna wiedzieć szczegóły dotyczące powrotu.

- Tak jest. Gabrysia musi coś wiedzieć. Mam pomysł! Zadzwonię do niej i powiem by wszystko panu powiedziała. Tak będzie chyba najlepiej.

- Bardzo dobry pomysł! Proszę dzwonić!

W ciągu kilku minut Gabrysia rozpoczęła rozmowę z policjantem.

Wszystko poszło szybko. Mężczyzna dowiedział się wszystkiego czego chciał i teraz będzie o wiele prościej odnaleźć zaginione osoby.

- No więc tak. Z tego co już się dowiedziałem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że owy samolot, którym wracali państwa dzieci nie wylądował... Jednak tego dowiemy się po dokładnej konsultacji z kierownikiem lotniska w Warszawie.

Kobiety zaczęły płakać. Mężczyznom zakręciły się łzy w oczach.

- Dziękujemy... Rozumiemy, że to tyle na ten moment?

- Tak. Będziemy w kontakcie! Z pewnością niedługo będziemy mieć nowe informacje w tej sprawie.

- Dziękujemy! Do wiedzienia!

**********

Po wyjściu pojechali na cmentarz.
Chcieli porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi...

Dotarli w końcu na miejsce. Zatrzymi się przy czarnym pomniku, na którym stały kwiaty. Żółte chryzantemy. Po lewej stał palący się jeszcze znicz.

- Cześć kochani! Nie jest łatwo. Nasze dzieci zaginęły... Tęsknimy. Właśnie wracamy z policji. Zgłosiliśmy zaginięcie.

Rozmawiali tak jakby Krysia i Tadzik nigdy nie umarli. Jakby stali obok. Podzielili się swoimi podejrzeniami. Opowiedzieli całą sytuację, jaka miała miejsce na komisariacie.

Nikt nie płakał. Wręcz przeciwnie. Cieszyli się, że są wszyscy razem.

Nie wiadomo kiedy, minęły trzy godziny. Była już szesnasta.

- No dobra. Wracajmy. Wy tu sobie odpoczywajcie! My musimy już uciekać!

- Tak... Cześć kochani! Do następnego!

Po krótkim czasie siedzieli już w domu Gieni i Henia. Rozmawiali. Gienia była naprawdę zmęczona... Nikt nie wiedział, że kobieta nie spała od kilku dni. Teraz idało jej się to. Zasnęła przy stole podparta o niego łokciami. Heniu wziął ją na ręce i zaprowadził do sypialni. Na szczęście nie obudziła się.

Kiedy dowiedzieli się od Henryka, że Gienia nie ostatnimi czasy nie sypia, nie chcieli jej obudzić i poszli do domu Danki. Gienia spała jak aniołek...

Zapraszam do kolejnego rozdziału!

IV FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz