3.

154 24 5
                                    

Po zaproszeniu Jane Roe do domu poszedłem do łazienki wziąć ciepłą kąpiel. W Stone House nie mieli ochoty uruchamiać bojlerów.
Kiedy woda zaczęła opłukiwać moje brudne ciało, ja zacząłem myśleć.
Minął niecały tydzień. Leili nadal nikt nie znalazł. Nawet wieść, że jest martwa może jakoś poprawiła by mi humor. Wolę jej śmierć niż jej cierpienie.
Nie wiem ile siedziałem pod prysznicem, ale woda robiła się zimna. Postanowiłem wyjść. Odsłoniłem zasłonę i szybko się za nią zakryłem, omal nie poślizgując się o mokre kafelki.
- Jezu! - wykrzyknąłem i spuściłem głowę. - Nie znalazłaś innego miejsca?! - spojrzałem pytająco na dziewczynę.
- Nope - siedziała na ubikacji w poszarganej sukience, w założonych rękach na piersiach i z nogą na nadze.
Nie miałem siły z nią już rozmawiać. Ruchem ręki kazałem się jej obrócić, aby móc się w spokoju ubrać. Nie minęło 20 sekund, a ja miałem na sobie bokserki i ciepłe dresy. Wyszedłem z łazienki i zszedłem na parter do kuchni.
- Kawa? Serio? - dziewczyna nie dowierzała.
- Jest siódma to godzina śniadania - wyrzuciłem ramiona w górę.
- Co to za tabletki?
- Żadne. Na pobudzenie...

Kawa była potrzebna do wzmocnienia sił. A tabletki oczywiście na pobudzenie. Nie mogę iść spać... Mógłbym, ale nie chcę.

Po zjedzeniu kanapek i wypiciu kawy, ubrałem koszulkę i bluzę.
- Nie jesz, nie pijesz... - rozmawiałem z Jane Roe. - A w twoim wszechświecie? Jadasz coś?
- Nie czuje głodu. Tu są - wskazała palcem na kluczyki od mojego Jeep'a.
- Dzięki - wziąłem je do ręki i wyszedłem z domu.

Po 8 minutach byłem w drodze. Miałem zamiar przywitać się z mamą i wyjaśnić jej zaistniałą sytuacje. Kiedy znalazłem się na posterunku policji, szukałem wzrokiem mamy.
- Witaj, Suzzan. Jest mama? - zagadnąłem do jednej z funkcjonariuszek.
- Dylan, miło cię widzieć. Stoi tam.

Jane Roe nagle zniknęła. Miałem kilka kroków do mojej rodzicielki kiedy ktoś wykręcił moje ręce od tyłu.
- Nie ucieka się, gówniarzu - usłyszałem ciche słowa. - Przepraszam te chore dziecko uciekło ze szpitala.
Na posterunek policji wtargnął pielęgniarz z Stone House.
- Puść go - usłyszałem znajomy głos.
- Mam obowiązek zabrać go na placówkę szpitala.
- Jeżeli nie zostawisz mojego syna... Odstrzelę ci narząd do robienia dzieci - blondynka o łagodnych rysach twarzy miała wycelowaną broń w stronę pielęgniarza.
Poczułem ustąpienie.
- Bardzo przepraszam... Ale ten młody człowiek uciekł z...
- Najwidoczniej nie podobała mu się opieka społeczna - mama wciąż uśmiechała się.
- Jeszcze raz przepraszam.

Mężczyzna zniknął z posterunku. To było dziwne, naprawdę. Nie spodziewałem się, że ktoś może w ogóle tu zajrzeć. Spodziewałbym się domu, ale nie posterunku.

- Mamo...
Wyciągnąłem ręce do matki. Pozwoliłem jej schować broń, a po chwili bylem bliski jej ciała.
- Synku, chyba musimy porozmawiać - powiedziała żartobliwie ostro, ale wciąż nie ustępowała z uścisku.

Wszyscy wokół nie przejęli się zaistniała sytuacją, a raczej wykonywali dalszą prace. Usiadłem na malej kanapie w biurze Pani/Mamy Szeryf. Oparła się o swoje biurko i założyła ręce na piersi, jak to robi Jane Roe.
- Jak się czujesz? - zaczęła.
- Nie wytrzymałem w Stone House. Nie wiem czemu przystałem na ich ofertę. Powinienem posłuchać ciebie - mama od początku nie chciała, żebym zgodził się na ich propozycję, kiedy byłem w zwykłym szpitalu. - Mój współlokator zjadał jakieś robale, przy budce telefonicznej zawsze stała jakaś dziewczyna i rozmawiała - mama zrobiła minę niezrozumienia - Telefony były wyłączone... - skinęła głową w geście "rozumiem" - Poza tym... - Jane Roe? Moja halucynacja? - nocami ludzie krzyczeli.
- Pielęgniarze?!
- Nie ci drudzy chorzy ludzie... To nie były normalne krzyki - zamyśliłem się.
- Rozumiem. Wszystko gra. Dobrze, że jesteś w domu - podeszła do mnie i ucałowała w czoło. - Kochanie mamy jeszcze dużo pracy...
- Szukacie Leili? Mogę pomóc?
Mama tylko stanęła w drzwiach i spojrzała się na mnie. Widziałem jej wzrok: "Jeśli ruszysz w tej sprawie choćby palcem, sama zakopię cię w tej trumnie."
- Chodź. Tylko pokaże ci jedną rzecz. Jedną - ostrzegła.
Skinąłem głową i podskoczyłem do niej.

Prowadziła mnie wzdłuż korytarzy, aż w końcu dotarliśmy do pokoju poszukiwań. Panował tam chaos, przedarłem się przez ludzi i podążyłem za mamą. Podeszła do mapy.
- Widzisz ten "X"? - skinąłem głową. - Tam znaleźliśmy cię. Tu - palcem wskazała teren lasu. - Przeszukujemy każdy cal terenu.
- Gdzie szukacie?
- W ziemi.
- Nie ma innych poszlak? Próbowaliście namierzyć jej telefon? - objąłem się.
- Kochanie, próbowaliśmy wszystkiego... - kojąco dotknęła mojego ramienia, później musnęła kciukiem mój policzek. - Dylan jeśli ją znajdziemy, musimy być przygotowani...

Przygotowani na co? Na martwe zwłoki.

- Po prostu ją znajdźcie...

~†~

Zajrzałaś/eś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Infinity||D.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz