10.

127 20 3
                                    

Po kilku dniach w klinice dla niewidomych, zabrali mnie do domu.
Lekarze mówią, że to tymczasowa utrata wzroku spowodowane szokiem.

W klinice nauczono mnie jak poruszać się z laską. Kijem dla niewidomych. Jest mi ciężko, bardzo ciężko.

Siedzę w ciemnych okularach - chyba ciemnych - na ławce na posterunku. Czekam jak mama skończy prace. Nie chce zostawiać mnie samego w domu.

- Dylan. Chcesz herbaty?
- Dziękuję, Suzzie - uśmiechnąłem się do kobiety.
- W razie czego wołaj - poprosiła funkcjonariuszka.

Myślę, że się oddaliła. Nie nawiedzę tej nie wiedzy, kiedy nie wiem co się dzieje. Miałem, chciałem pomóc w poszukiwaniach, ale nic tu po mnie.
Dean chciał dowiedzieć się co zaszło tamtej nocy, powiedziałem mu to samo co pani Smoke. Oczywiście jest to w raporcie, ale rozumiem, że musiał mnie o to zapytać.

- Chcesz się przejść? - usłyszałem delikatny głosik. Nie rozpoznawałem go.
- Przepraszam, ale nie rozpoznaje cię po głosie... - tłumaczyłem.
- Zoey, ta wredna. Twoja mama długo tu posiedzi, możliwe, że znaleźli jakiś... - przerwała.
- Co?! Znaleźli, co?! - wstałem z ławki.
- Nic. Ponowie moje pytanie czy chcesz się przejść?
- Może...
- Chce być miła, więc... - nie dokończyła zdania.
- Chcesz czy musisz? To, że oślepłem nie znaczy, że musicie obchodzić się ze mną jak z... Ah! - wybuchłem. Pokierowałem się do wyjścia, przekładając kij w jedną i drugą stronę. Dotarłem do szklanych, pchanych drzwi i stanąłem. - Suzzan, jest na zewnątrz! - krzyknąłem i wyszedłem.

Jeżeli tak mają wyglądać moje dalsze dni to obiecuję, że przebiję się tym kijem. Te litowanie się nade mną jest takie wkurzające! Przystanąłem pod ścianą budynku. Poczułem jak telefon brzęczy mi w kieszeni spodni, wyjmując komórkę spuściłem kij. Zacząłem klękać na ziemie.

- Halo! - krzyknąłem do telefonu.
- Tu Matt, wiem co się stało. Przykro mi, że nie zadzwoniłem od razu. Zabrano mi telefon... - przerwałem mu.

- Kilka dni...! Cztery dni! Obchodzi cię to w ogóle? Jestem ślepy, ale to nie znaczy, że nie umiem pytać o dzień. Cholera! Gdzie ten kij? - wkurzałem się.

- Nie klnij - upomniał mnie. - Obchodzisz mnie, synu...

- Nie nazywaj mnie tak.
- Dylanie chcę do ciebie dotrzeć, zmieniłem się - usprawiedliwiał się. - Chcę być twoim ojcem, prawdziwym ojcem. Straciłeś swojego mając 9 lat, ale jestem pewien, że będę o wiele lepszym niż on był.

- Żartujesz? - parsknąłem śmiechem. - Powiedz, że żartujesz? - wstałem z pola parkingowego.

- Nie, Dylan. Ja mówię serio.

Wstrzymałem powietrze ze złości.

- Rozłącz się - kazałem.

- Chcę jeszcze z tobą porozmawiać.

W głowie powtarzałem sobie w kółko 'rozłącz się, rozłącz się, rozłącz się'. Sam nie mogłem się rozłączyć. Nie wiem jak daleko była ściana budynku, ale miałem plan rzucenia telefonem o ścianę. Poczułem jak ktoś przytrzymuję moje dłoń z komórką w ręce, a bełkot w urządzaniu przestaje mówić.

- Będzie dobrze - usłyszałem głos mamy.

- Już nie daje rady - spuściłem głowę.

Poczułem jak przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. W tym momencie chciałem skryć się w jej ramionach i już spod nich nie wychodzić. Kalectwo towarzyszyło mi od sześciu dni, ale podobno początki są najgorsze.
- Chciałbym, żeby tata był teraz z nami - wymruczałem w jej ramię.
- Ja też, skarbie.

Od godziny siedzę w pokoju na łóżku i słucham muzyki. Wspólnej playlisty mojej i Leilii.
Zastanawiałem się czy przechodzi takie same piekło jak ja? Może ma lepiej, może jest jej dobrze? Szczerze to ja nawet nie wiem gdzie ona jest, a zastanawiam się czy ma dobrze czy źle. Wcale nie jest dobrze, nie ma jej tutaj.

- Ja minął ci dzień?
- Jane... W końcu raczyłaś się zjawić - poczułem jak kładzie się na moim ramieniu. - Był dość intensywny... A ty gdzie byłaś?
- Siedziałam tutaj. Miałam problem z wyjściem stąd. Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem...
- Mów do mnie. Nie chce siedzieć w ciszy.
- Idź spać - zaproponowała niewinnie.
- Nie mogę. Boję się, że jak zamknę oczy nie będę śnił o niczym innym jak o czarnym tle.
- Dylan nie wszędzie możesz być niewidomy... Twoje sny mogą być kolorowe.
- A koszmary? Przez ostatni czas nie śnię o jednorożcach, a o dniu... - westchnąłem. - Nawet nie wiem jak to nazwać? Porwaniem? Nie chce spać. Chcę widzieć.
- Dostałeś od lekarza tabletki przeciwlękowe, idź spać...

Miałem zaryzykować i wziąć tabletki? Co jeśli to będzie zły pomysł...?

- Podasz mi je?

Do ręki dostałem małą niewielką pigułkę. Pomyślałem jeszcze trochę i szybko włożyłem ją do ust.
Zsunąłem się głową na poduszkę i zamknąłem oczy. Zrobiło mi się lekko, aż w końcu odpłynąłem.

~†~
Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Infinity||D.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz