17.

79 11 0
                                    

- Zebraliśmy się tu, aby pożegnać naszą córkę, przyjaciółkę, drugą połówkę i oddać ją w ręce Boga (...) Z prochu powstałaś w proch się obrócisz (...) - pastor przeprowadzał mszę pożegnalną. - Pani Smoke...? - spojrzałem na kobietę, która siedziała po drugiej stronie kościoła i nie wstawała przez najbliższe chwile.

Była wstrząśnięta i zapłakana. Nikt z rodziny się nie podnosił, Ethan drgał, ale to nawet dla niego było za ciężkie.
Było to dla nich duże przeżycie, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, może tak wynagrodzę im to co się stało. Wstałem i podszedłem do trumny, kiwając głową do pastora później do Ethan'a. Stanąłem na środku i spojrzałem na tłumy obecnych.

- Nazywam się Dylan. Większość z was poznaje mnie ze szkoły, jeszcze inni z tego, że przebywałem z Leilą sporo czasu, a jeszcze inni z ostatnich zajść... Była moją przyjaciółką, bratnią duszą. Leila była dobrą osobą. Była piękna, mądra, utalentowana, nie zawsze miła, ale wszyscy ją kochaliśmy. Właśnie za to jaka była. Ostatnio rozmawiałem z moją ciocią... Wspominaliśmy początek naszego poznania. Była taka mała - pokazałam przewidujący wzrost, zaśmiałem się i podrapałem w policzek. - Była zła, może dlatego, że sypnąłem jej piaskiem w oczy...? Ale nie do tego zmierzam. Każdy znał mojego ojca... - przerwano mi przez tłum.
- Niech spoczywa w pokoju...
- Kazał mi starać się o nią. Od tamtego dnia, który wydarzył się 12 lat temu razem z Leilą byliśmy przyjaciółmi. Nie żałuje ani jednego dnia spędzonego z nią. Jak dla każdego jest to ciężka chwila... Dla nie których mniej, a dla większości wręcz wyrywający z serca moment... - spojrzałem na trumnę. - Nie dotknę jej. Musicie mi to wybaczyć. Bardzo kochałem Leile. Była dla mnie wszystkim. Zawdzięczam jej bardzo dużo rzeczy... Nigdy jej nie zapomnę - po policzku spłynęła mi łza, którą szybko otarłem. Odwróciłem się do zgromadzonych. - Dziękuję za uwagę.

Spojrzałem na rodzinę Smoke. Ethan skinął mi głową w podziękowaniu.

Nie chciałem już wracać na swoje miejsce. Gdybym usiadł na pewno bym się rozpłakał.
Po wyjściu i zamknięciu drzwi kościelnych zobaczyłem Zoey. Siedziała w aucie i czekała jak do niej dołączę. Wsiadłem i ruszyliśmy w drogę, po chwili się zatrzymaliśmy. W miejscu gdzie nikt nie mógłby nas zobaczyć.

Patrzałem w drzewo, które było przed naszym autem. Nie mogłem myśleć o niczym innych jak o wszystkich momentach z Leilą... Zoey wiedziała jak mi przerwać. Objęła dłonią mój policzek i nakłoniła mnie, abym skierował głowę w jej stronę. Przyłożyła swoje delikatne usta na moich wargach i złożyła znaczący pocałunek.

- Dzień dobry... - przywitałem się.

Powinienem zrobić to w pierwszej kolejności kiedy tu usiadłem.
- Cześć - uśmiechnęła się.

- Przepraszam... - wydukałem i oparłem się o czoło dziewczyny, zamykając przy tym na chwilkę oczy.

- Nic się nie stało.

Posiedzieliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu zacząłem opowiadać jak było na pogrzebie. Nie chciałem tego robić, ale ona mnie zmusiła. W sumie zrobiło mi się lepiej, ale dziwnie było mi rozmawiać o mojej ukochanej z... Osobą, która robi mi się bliższa.

Postanowiliśmy nie ryzykować, więc Zoey odwiozła mnie do domu, po czym wróciła na posterunek. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka automatycznie kierując się na górę. Na fotelu w moim pokoju siedziała Jane Roe, która czytała...
- Co czytasz? - zapytałem kładąc się na łóżku.
- Nie wiem. Książka jest bez tytułu, a leżała na twojej półce, więc ją sobie pożyczyłam... - wzdragała ramionami i spojrzała na mnie. Westchnęła i zamknęła książkę. - Jak było...?
- Nie chce o tym rozmawiać - rzuciłem szybko.

Kiedy się rozebrałem i przebrałem w luźne ciuchy postanowiłem przejrzeć laptopa. Może w tym dniu powinienem opłakiwać zmarłą, ale nie chciałem tego robić. Nie chce, aby historia się powtarzała.
- "Kiedy martwi wstają z grobów, żywi muszą je wypełnić..." - powiedziała z grozą Jane, po chwili spoglądając na mnie. - Woops, nieodpowiedni moment.

Spojrzałem na telefon, który leżał na pudełku. Zdjąłem go i położyłem obok, biorąc do rąk prezent. Zacząłem go odpakowywać.
Nie dane było mi go otworzyć - zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zbiegłem po schodach i rzuciłem się do otwarcia drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w przejściu stała Nyssa. W czarnych ciuchach z chusteczką w ręce. Była cała zapłakana, a jej oczy świeciły jak diamenty.
- Mo... Mogę wejść? - zapytała pociągając nosem.

Skinąłem głową i przepuściłem ją w przejściu. Położyła małą podręczną torebkę na stole, a jej smukłe ciało drżało od płaczu. Położyłem na jej plecach rękę, a ta owinęła się wokół mojej szyi i mocno przytuliła. To było takie nagłe, że nie zareagowałem od razu. Ostatecznie objąłem ja jedną ręką w tali, a drugą głaskałem jej włosy.

~†~

Zajrzałeś/aś to proszę zostaw jakiś znak ;) Komentarz lub gwiazdkę lub to i to, będzie świetnie ♥ xx.A

Infinity||D.O.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz