Rozdział 5

759 50 4
                                    


Przebudziłem się z nadzieją, że wreszcie nadszedł następy tydzień, jednak myliłem się, bo był dopiero piątek. Naburmuszony ruszyłem w stronę łazienki. Gdy przechodziłem chłopaki skanowali mnie wzrokiem. Zignorowałem to, zamykając się w toalecie. Dlaczego musieliśmy się pokłócić? Złapałem się za głowę powstrzymując narastające łzy. Zirytowany uderzyłem z pięści w ścianę. Walnąłem tą samą ręką, którą prawie zaatakowałem swojego najlepszego przyjaciela. Nawet nie drgnąłem, kiedy na mojej dłoni pojawiło się zadrapanie, z którego leciała krew.

-Hej! Chcę wejść do łazienki!- Usłyszałem głos, którego wolałbym nie słyszeć. Błyskawicznie przetarłem łzy.

-Zaraz!- Warknąłem. Następnie otwarłem drzwi z wielkim hukiem i minąłem Byuna, nie patrząc mu w twarz. Domyślam się, jak wyglądała. Postanowiłem wrócić do pokoju i się uspokoić przed treningiem. Nie udało mi się to, ponieważ na drodze spotkałem lidera, który zaciągnął mnie do siebie. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie poważnym spojrzeniem. Rozejrzałem się, czy Sehuna nie ma w pokoju, na moje szczęście byłem sam na sam z szatynem.

-Co się stało pomiędzy waszą dwójką?- Padło jego pierwsze pytanie. Można było się domyślić.

-To sprawa pomiędzy mną, a Baekiem.- Prychnąłem odwracając wzrok.

-Dlatego to też i moja sprawa, a także zespołu. Dobrze wiesz, że jeżeli coś zgrzyta pomiędzy członkami cierpi na tym cały zespół.- Usiadł na łóżku na przeciwko mnie. Ja wolałem stać.

-Nie martw się, będziemy zachowywać się przy fanach i przy was, jakby nic się nie stało, w końcu nie jesteśmy dziećmi.- Popełniłem błąd, zwracając wzrok w jego stronę. Dawno nie widziałem tak poważnej twarzy lidera.

-Nie tylko o to chodzi. Wiecie, że jesteście współlokatorami, w dodatku przyjaciółmi. Beak nie będzie mógł na zawsze zostać u Laya i Chena w pokoju. Dobrze to wiesz.- Miał poniekąd rację, ale to było by za szybko.

-Daj nam chwilę, może dzień, dwa albo i więcej.- Syknąłem, choć mój gniew trochę się zmniejszył. Czyżby dlatego, że czuję się winny? Prawda jest taka, że to wszystko przez mój egoizm, ale...

-Zbiegając na chwilę z tematu podaj mi twoją lewą rękę.- Starszy patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem, jakby strasznie się czym przejmował. Podałem mu posłusznie, zapominając, że dziś zrobiłem sobie na niej ranę.

-Świeża rana. Co zrobiłeś?- Lider nie ustępował, co mnie jednak nie dziwiło.

-To tylko zadrapanie.- Wyrwałem moją dłoń z jego uścisku.

-Ale już coś. Channie powiedz mi, o co wam poszło?- Próbowałem uciec, jednak zapomniałem, że Suho zamknął drzwi na klucz. -Powiesz mi?

-Poszło o to, iż Baek wyzwał dziewczynę, która mi się podoba.- Szczęka prawie mu upadła z wrażenia.

-Jaką dziewczynę? Czemu nic o niej nie wiem?! Czekaj dokończ swoją historię.

-No i skończyło się na tym, że się na niego wkurzyłem.

-Tylko tyle? Nie wiesz czemu ją wyzwał?

-Nie wiem, ale wiem, że nie miał do tego prawa.- Wyburczałem.

-Może chcę ją oczernić przed tobą, ponieważ mu także się podoba.

-Co?!- Ruszyłem gniewnie w stronę drzwi.

-Czekaj! To moje wymysły. Na pewno tak nie jest.- Złapał mnie za nadgarstek.

-Ale..

-Uspokój się, on nie jest twoim rywalem. Wy po prostu musicie sobie wszystko wytłumaczyć.- Bolało mnie trochę ukrywanie prawdy przed Suho, ale nie mogłem od tak mu o tym powiedzieć.

Miłość prosto z przedszkola! [Exo] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz