#6 Magnus Bane

429 27 14
                                    

Scott wstał o siódmej, jak w każdą sobotę. Wziął szybki prysznic i zszedł schodami w dół, do kuchni. Pierwszą rzeczą, którą dostrzegł, kiedy już był na miejscu, była kartka z listą zakupów, którą zostawiła mu mama. Zabrał kartkę i schował ją do kieszeni, po czym otworzył lodówkę i przeczesał wzrokiem jej zawartość. W końcu zdecydował się zrobić sobie szybką kanapkę.

Na stole stał kubek po kawie, Scott schował go szybko do zlewu, a potem zajął miejsce na jednym z krzeseł. Jego mama już dawno poszła do pracy, a czasem w pośpiechu zdarza jej się zostawić po sobie mały bałagan. Scott po zjedzeniu śniadania i wypicia szklanki mleka zmył naczynia, następnie umył zęby, założył bluzę i chwycił klucze do Jeepa. Jadąc w stronę kliniki dla zwierząt rozmyślał o przyjacielu. Stiles nawet nie zamierzał powiedzieć mu, że zostaje zapisany do Domu Echa. Scott nawet się nie pożegnał. Kiedy dzwonił do psychiatryka i prosił o rozmowę ze Stilesem, tamci mówili, że chłopak w tym momencie nie może się z nikim kontaktować. Podobno utrzymywanie kontaktu z osobami z przeszłości przypominało mu o jego halucynacjach. Scott doskonale o nich wiedział, ale to nigdy nie zmieniło jego zdania o Stilesie. Byli praktycznie braćmi i nie było takiej rzeczy, która by ich rozdzieliła. Scott wysiadł z samochodu i zamknął go za sobą. Dźwięk dzwoneczka towarzyszył otwieraniu drzwiom kliniki. Scott kochał swoją pracę i cieszył się, że może pomagać Deatonowi. W przyszłości sam chciał zostać weterynarzem, chociaż jego ojciec wolałby, żeby został detektywem, tak jak on.

Wchodząc do następnego pokoju, zatrzymał się w progu. O stół obiema rękami opierał się Deaton. Wyglądał tak samo sympatycznie i miło jak zawsze, tak jak przystoi weterynarzom. Jednak po jego lewej stronie Scott zobaczył dwie inne osoby. Poczuł mieszaninę radości i czystego zdziwienia, kiedy zorientował się, że jedną z tych osób był Stiles i również zgubienie, kiedy jego wzrok napotkał stojącą za jego przyjacielem, ciemnowłosą dziewczynę. Nogi miała szeroko rozstawione, ręce złożone na piersi, podbródek podniesiony wysoko, a wyraz twarzy, jakby próbowała przeczytać z niego jak z książki. Wysokością prawie dorównywała Stilesowi, brązowe loki rozlewały się na jej ramionach.

- Stiles. - Tylko tyle zdołał powiedzieć w pierwszym momencie. Czuł się onieśmielony, kiedy nieznana mu dziewczyna przeszywała go wzrokiem. - Co ty tutaj robisz? Twój tata powiedział mi, że zapisał cię do Domu Echa.

- Bo tak było. - Stiles wyglądał jakby chciał mówić coś dalej, ale nie potrafił połączyć ze sobą słów. Popatrzył się błagalnie na Deatona. Mężczyzna westchnął, ale wyglądał na lekko rozbawionego.

- Może najpierw wszyscy usiądźmy.

***

- Wilkołaki? Czarownicy? - Scott wyglądał, jakby sam nie wiedział jak zareagować na to, co przed chwilą usłyszał.

- Ferie, Kanimy, Banshee... - Stiles zaczął wymieniać, ale ugryzł się w język, kiedy Deaton i Malia równocześnie rzucili mu spojrzenie "Pogarszasz sprawę". Siedzieli razem przy stole już dobre dwadzieścia minut, a Scott dalej nie dał żadnej oznaki, czy wierzy w tą całą historię. Scott zastanowił się chwilę.

- Czyli to wszystko, co widziałeś, to nie były halucynacje, tylko prawda? A ta dziewczyna, Malia jest wilkołakiem? - Wszyscy spojrzeli na Malię, a ta jakby lekko poirytowana kiwnęła głową. Scott zamyślił się znowu, po czym wyprostował się na krześle. - Udowodnij.

Tym razem wszystkie trzy spojrzenia powędrowały w stronę Deatona.

- Błagam, tylko nie znowu ta sztuczka z fiołkami.

- Tojad - Poprawił Stilesa Deaton. - Nie będziemy męczyć Malii, z resztą dzięki naszemu wczorajszemu, małemu eksperymentowi, Malia nauczyła się czegoś.

Impossible || Stalia FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz