Obudziło mnie pukanie do drzwi. W pierwszej chwili nie mogłam sobie przypomnieć gdzie jestem, ale widząc piękne, śnieżne rzeźbienia przypomniałam sobie wszystko.
Uśmiechnęłam się i poszłam otworzyć drzwi.
- Cze...- zaniemówiłam, widząc Kto stoi za drzwiami.
- Cześć Emi. Zapraszam na kolacje- tylko moje imię tak zdrabnia. Tylko jego oczy są tak piękne. Tylko ja jestem dla niego tak obojętna.
- Kuba... ale... Co ty tu robisz?
- Taaaak... bo... Tak w zasadzie, to mieszkam tutaj. Od dłuższego czasu. Uczę się cały czas i jestem strażnikiem. A teraz obudź swoją przyjaciółkę i chodźcie- mówił z szybkością karabinu maszynowego. Kiedy otrząsnęłam się z szoku, chciałam zadać mu kilka pytań, ale to by go tylko zdenerwowało. Rzuciłam pod nosem coś w stylu: "poczekaj chwilę" i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Oparłam się plecami o drzwi i westchnęłam. Pokręciłam głową, żeby się rozbudzić i obudziłam Tośkę.
- Wstawaj. Musimy iść na kolację- potrząsnęłam nią za ramiona. Otworzyła oczy, przeciągnęła się i usiadła- i nie uwierzysz, kto nas tam zaprowadzi.
Podeszłam do szafy i sięgnęłam po zieloną sukienkę, rodem z Disney'owskiej bajki. Sięgała do ziemi i miała rozszerzane rękawy.
Rzuciłam Tośce niebieską o podobnym kroju, rozszerzaną od pasa w dół.
- Myślisz, że damy radę w tym... ćwiczyć? Walczyć?- zapytała.
- Nie wiem. W szafie nie ma nic innego. Porozmawiam o tym wieczorem z Jackiem.
Weszłam za parawan stojący przy łóżku i przebrałam się. Przeczesałam włosy i zaczekałam na Tośkę. Otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. Mimo drżenia rąk wywołanego jego obecnością uśmiechnęłam się lekko.
Popchnęłam łagodnie przyjaciółkę do przodu, na co ta zrobiła kilka kroków. Kuba poprowadził nas długim, krętym korytarzem.
Po chwili Tośka szrpnęła:
- Co on tu robi?
- To samo co my.- odparłam z westchnieniem.
W końcu weszliśmy do Wielkiej jadalni. Stało w niej około siedmiu długich, ciemnobrązowych stołów. Przy każdym zasiadało mnóstwo ludzi.
Nigdy żadnego/żadnej z nich nie widziałam, ale bez problemu ich rozpoznałam i dopasowałam podstawowe informacje. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
- Na przeciwko Jacka i Elsy są miejsca dla was- usłyszałam za sobą jego łagodny głos.
Tośka złapała mój rękaw i poszłyśmy na wskazane miejsca. Przywitałyśmy się i za przykładem pozostałych zaczęłyśmy jeść. Nie mogłam uwierzyć, że siedzę obok postaci z bajek.
Po mojej lewej siedziała księżniczka Anna, po prawej Tośki Merida.
- Witajcie w zamku Arendell- odezwała się królowa Elsa.- po kolacji pójdziecie do sali szkoleniowej. W poznaniu zamku, miasta i wszystkiego, co najważniejsze pomoże wam jeden ze strażników. Prawdopodobnie będzie to ten sam, który was tu przyprowadził. Wszelkie pytania możecie kierować do niego, do mnie, albo do Jacka. Mam nadzieję, że wam się tu spodoba.
- Na pewno, zamek jest piękny, a ludzie na pewno mili,- odezwałam się- ale skoro uczą się tutaj i pomagają wam ludzie spoza... krainy, to czemu tu są tylko osoby znane mi z bajek?
- Jest nas zbyt wiele, żeby wszyscy się tu zmieścili, więc jemy oddzielnie. Zdążycie jeszcze wszystkich poznać.
- Jak dużo was tu jest?- zapytała Tośka.
- Prawie każdy, kto siedzi na tej sali na co najmniej dwóch uczniów.
Zastanowiłam się chwilę. Musi ich tu być ponad 200...
- I wszyscy tu mieszkają? Na zawsze?
- Nie! To zupełnie nie tak. Niektórzy z nich mieszkają w tym wymiarze, w naszym świecie-
Centuri, do Arendell przybyli tylko po to, żeby nas wesprzeć. Mieszkają tu tymczasowo. Inni przybyli z waszego wymiaru i mieszkają tu na stałe, ale jest was bardzo niewielu. Jeszcze inni są z innych wymiarów, ale dzięki portalom wrócą do domu, gdy to wszystko się skończy.
- To czemu mu nie możemy wrócić?- nie, żeby mi to przeszkadzało, ale wydaje mi się to podejrzane...
- Wasz wymiar... kiedyś... długo by mówić. Innym razem wam to opowiem- tajemnice? Serio? - W każdym razie dawno temu zawarliśmy układ, że w waszym wymiarze będą żyli tylko ludzie nie magiczni, nie wiedzący o istnieniu innych wymiarów. Złamanie tej zasady jest tak niebezpieczne, że nikt nie odważył by się tego zrobić.
Mogą tam tylko przez krótki czas przebywać strażnicy, pilnujący takich jak Ty- ludzi z mocą.
Do końca kolacji nikt się nie odezwał. Nikt z nas. Dookoła toczyły się rozmowy, było słychać śmiech, krzyk, czasem dało się wyłapać co głośniejszy szept.
W końcu pojawił się obok nas Kuba, pożegnałyśmy się z Elsą i Jackiem i poszłyśmy za naszym nowym opiekunem.
Nie lubi mnie. Nie powinnam z nim rozmawiać...
- Czyim jesteś uczniem?- zapytałam cicho.
- Jacka Frosta i Alladyna.
-Można mieć więcej niż jednego opiekuna?
- Jeżeli masz wyjątkowe zdolności, często potrzebujesz więcej niż jednego nauczyciela. Masz jednego opiekuna głównego- w moim przypadku to Jack, oraz jednego nauczyciela dodatkowego. Wy będziecie jeszcze miały opiekuna dodatkowego, pomogę wam się przystosować.
Nie chciałam kontynuować rozmowy.
W końcu doszliśmy do wielkich drzwi z rzeźbionymi mieczami i śniegiem.
Kuba z uśmiechem otworzył drzwi, posyłając w naszą stronę podmuch wiatru.
Naszym oczom ukazał się zaskakujący widok. Sala treningowa pod gołym niebem...
W górze latały... smoki. I konie. I... dywany?
Podłoga była wyłożona drewnianymi, podniszczonymi panelami. Na jednej ze ścian wisiały tarcze, przy innej stało coś na kształt strachów na wróble. Pod ścianą, na której były drzwi stał cały rząd skrzyń.
Całą przeciwległą ścianę zajmowała wielka, kolorowa mapa.
Prawdopodobnie ukazywała Centurię (**czytaj przez "s"**).
Nagle ukazał się przede mną Jack.
- Cześć, zaczniesz szkolenie ze mną, okay?
- Jasne, super. A co z Tośką?
- Kuba- zwrócił się do chłopaka- pójdź z nią do trzeciej kwadry. Niech wybierze opiekuna i też zacznie szkolenie.
Chłopak pokiwał głową i odszedł z moja przyjaciółką. Tymczasem Jack zwrócił się do mnie.
- Pierwsze, co dziś poćwiczymy, to latanie. Wojny tym nie wygrasz, ale będziesz szybsza i w razie czego unikniesz ciosu. Chodź na tamto stanowisko- zaprowadził mnie pod mapę. Okazało się, że podłoga w tamtym miejscu była fragmentem bieżni. Stanęłam na niej.
- Zazwyczaj latasz kierując moc na buty, zgadłem?
- Tak.
- Nie jest to dobra metoda, bo łatwiej o błąd. Ale jeśli spróbujesz, będziesz latać bez telekinezy. Spróbuj zamiast kierować swoją siłę na przedmioty zewnętrzne, skierować ją na Twoje wnętrze. Nie siłę, którą przemieszczasz przedmioty, tylko swoją energię.
Zrobiłam co kazał.
Wiedziałam, za mi się uda. Ale kiedy nagle znalazłam się w powietrzu, prawie krzyknęłam ze zdziwienia. Aż tak szybko? Straciłam równowagę i zaczęłam machać rękami i nogami. Jack szybko mnie złapał i...... Stałam w jakimś dziwnym miejscu. Było ciepło, ale wszędzie był śnieg. Chyba był to zamkowy ogród. Nagle dostrzegłam swoją rękę. Byłam przezroczysta!
Rozejrzałam się dookoła. Przede mną stała królowa Elsa i obejmowała się ramionami. Już miałam do niej podejść, kiedy zza zakrętu wyszedł Frost.
Ale... przed chwilą stał przede mną... Jak to możliwe...
To musi być wspomnienie. Dotknął mnie Jack... i jestem w jego wspomnieniu...
Boże...
- Elso, nie martw się już.- z rozmyślań wyrwał nie głos Frosta.
- Jak mam się nie martwić Jack? Nie mogę Cię stracić.
Chłopak chwycił ją za rękę i delikatnie zdjął z niej rękawiczkę.
- Nie zakładaj ich więcej. Poradzisz sobie bez nich. Będę przy tobie.
- Jack! Ja nie żyję wiecznie! Jesteś młody, ja niedługo nie będę. A jeżeli ta klątwa się sprawdzi, może nawet i stara nie będę.
- Odnajdziemy Tą dziewczynę, pomoże nam. Tylko musisz pozwolić mi lecieć. Dam radę.
- A jeżeli się co do niej mylimy? Jeśli jej nie znajdziesz?
- Przecież Kuba jest jej opiekunem. Niejednokrotnie u niej był i jest pewien, że ona może nam pomóc.
- To niech on idzie!
- Może mu nie uwierzyć. Poza tym, on musi dużo ćwiczyć. Jeżeli chcemy go tam wysłać, musi bez przerwy trenować. Kochanie, nic mi nie będzie. To tylko dwie godziny.
- Dwie godziny to bez ciebie jak wieczność...
Chłopak przytulił Elsę. Kiedy ją w końcu puścił, zauważył w jej oczach łzy. Otarł je, zakręcił palcem nad ręką, na której pojawiła się lodowa bransoletka. Otworzył ją ukazując trójwymiarowy obraz ich trzymających się za ręce pod wierzbą.
Jakie to wspaniałe...
- Dziękuję- wyszeptała dziewczyna.
- Zależy mi na tobie. Chcę zrobić wszystko, żebyśmy wiecznie byli razem i żadna klątwa mi w tym nie przeszkodzi. Kocham Cię Elso.
- Możesz lecieć. Ale wróć szybko. Cały.
- Jestem nieśmiertelny malutka, nic mi nie będzie.
- Wróć szybko. - pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się lekko.
- Do zobaczenia. Odnajdę Emmę i wrócę jak najszybciej. Ni...Nie dowiedziałam się, co powiedział, bo na powrót znalazłam się w sali treningowej.
Właśnie. Widziałam. Jego. Wspomnienie.
Nie powinnam była tego oglądać. To nie moja sprawa. On...
Zaraz. "Odnajdę Emmę". On mówił o mnie? To. .. Co to ma znaczyć?!
- Emma? Co się stało?- zapytał stojący przede mną Jack.
Nie... Jak to możliwe?! To nie możliwe. Co ja mam niby zrobić?
Co się właśnie wydarzyło?!
To wszystko mnie przytłoczyło. Uniosłam się w górę i poleciałam na oślep.
Co się ze mną dzieje?------------
"Kto powiedział, że świat w ogóle działa?"------------
Mam nadzieje, że wam się podoba. Dziękuję za głosowanie. Komentuje i dajcie znać, co sądzicie.
CZYTASZ
Ósmy Dzień Tygodnia [ZAKOŃCZONE]
FanfictionZastanawialiście się kiedyś co się dzieje w innych częściach świata, podczas gdy w tych pokazanych w bajkach dzieją się niesamowite przygody? A co, jeśli wszystkie te miejsca leżą obok siebie? Co, jeśli czarne charaktery zjednoczą się, żeby przejąć...