Obudziło mnie pukanie do drzwi. Znowu. Wstałam, zarzuciłam szlafrok na plecy i poszłam otworzyć.
- Przepraszam, że cię budzę tak wcześnie- wyjrzałam za okno. Rzeczywiście, na dworze jeszcze było ciemno.- Ale muszę z Tobą porozmawiać.
- Okay. Poczekaj chwilę, tylko się ubiorę.
Zamknęłam drzwi i ruszyłam do szafy. Po pięciu minutach wyszłam z pokoju i ruszyłam zamkowymi korytarzami za Frostem.
Tej drogi jeszcze nie widziałam. W pewnym momencie otworzył drzwi tak dobrze ukryte, że nie sposób było je zobaczyć. Muszę zapamiętać to przejście.
- To co wczoraj zrobiłaś...-przerwał chłopak niezręczną ciszę- Dziękuję. To było niesamowite.
- Nie zrobiłam tego specjalnie. To był przypadek.
- Ale jednak. Dotąd ani razu nie spotkałem się z mocą zdolną odeprzeć tak silny atak.
Klątwa... "odnajdę ją"... musisz to opanować...
Zacisnęłam oczy odrzucając od siebie myśli.
- Co się później wydarzyło?- wczoraj tak bardzo skupiłam się na tym, że moja przyjaciółka żyje, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że bitwa się skończyła.
- Na ten atak użyli większości swoich sił. Piasek był zasilany ich nienawiścią i rządzą władzy- nawet jeżeli wygrają, pozabijają się nawzajem, żeby przejąć władzę. - ogień także był czymś wzmocniony. Nie wiemy dokładnie, czego użyli, ale gdyby nie ty, na pewno wszyscy zginęliby na miejscu.
- Ale Maciek przeżył...
- Bo go zły czar tylko lekko musnął. Inni, Nieważne jak odporni na pewno by nie przeżyli. W każdym razie ten atak dużo ich kosztował.- mnie też- liczyli, że mocno nas osłabią. Wycofali się od razu po nim. Nie wiemy, czy wiedzą o tobie i że przeżyliście, ale niezależnie od tego to jeszcze nie koniec.
Po chwili zrobiło się ciemniej. Prawie nic nie widziałam. Frost wyczarował na dłoni śnieżynkę, która dawała bardzo silne światło. Obracał ja na dłoni jakby od niechcenia.
W końcu znaleźliśmy się przed drzwiami. W przeciwieństwie do śnieżnego wystroju reszty zamku, te drzwi miały zielone zdobienia na kształt roślin.
Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy po otwarciu drzwi był tajemniczy ogród. Czytałam tą książkę jak byłam mała i zawsze marzyłam, żeby mieć coś takiego w swoim domu.
Miejsce, w którym się znalazłam było na prawdę piękne. Cały ogród, przez który biegła ścieżka z szarych kamieni był otoczony murem, po którym pięły się dzikie pnącza. Wszędzie widniała zieleń, trawy i kwiaty. Byłam zachwycona.
- To królewskie ogrody. Są jeszcze jedne, dostępne dla wszystkich, ale tylko tu nie sięga śnieg. Królowa kochała lato i przyrodę, a Elsa uznała, że Punzie podczas odwiedzin chciałaby odetchnąć od zimna.
- Tu jest. .. Po prostu niesamowicie...- wyszeptałam, niechcąc zburzyć delikatnej, magicznej mgiełki, którą to miejsce zdawało się być owiane. Podeszłam do jednego z drzew. Było wysokie. Wspięłam się na nie powoli i usiadłam na rozgałęzieniu. Jack podleciał do mnie i przykucnął na swojej lasce opartej o drzewo.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Doceniam twoją chęć pomocy, to że się uczysz i dziękuję Ci za to bardzo. Ale mam do ciebie też jedną, osobistą sprawę.
Klątwa. .. Ona umrze..."odnajdę Emme...
- Słucham.
- Elsa już opanowała swoją moc, ale staraliśmy się odkryć, skąd to się wzięło. Znaleźliśmy stare kroniki. Na Elsie ciąży klątwa. Wiemy, że tylko ty jesteś w stanie ją zdjąć. Jeżeli się nie uda, Elsa umrze. Ona nie chciała na tobie wywierać presji, denerwować cie, ale mówię w imieniu nad obojga: Proszę, pomóż jej.
Westchmęłam i potarłam dłońmi skronie. Jak ja mam to niby zrobić!?
- Ile mamy czasu?
- Wiesz...
- Ile?
- Miesiąc. Trzydzieści dni.
- Pomogę. Masz może pomysł, jak mam to zrobić?
- To... tego właśnie nie wiem.
- Ale skąd wiesz, że akurat ja mogę to zrobić? Skąd pewność, że mi się uda?
- Merida jest pewna.
- Dobrze...- zapamiętaj:porozmawiać z Meridą.- muszę zobaczyć te kroniki. Nic...
Nagle coś zastrzęsło i z ziemi wyskoczył... kangur? Nie! To zając wielkanocny. Z boomerangami.
- Jack.- był wyraźnie wściekły. Chłopak zleciał z drzewa, a ja w ślad za nim.
Z niewinną miną oparł się o laskę.
- Co jest przyjacielu? Problem z pisankami?
- Ty już mi tu nie czaruj! Wiem, że to ty!
Uśmiechnął się, tupną nogą i... wpadliśmy do tunelu. Lecieliśmy okropnie szybko.
- Ał... - upadek na ziemię boli...
Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie były jajka, rzeki z czekoladą, farbami i wszędzie było bardzo kolorowo!
Prawie... cała ścieżka po której szły jajka była oblodzona! Na każdym kroku któreś się przewracało.
Mimowolnie się zaśmiałam. W dzisiejszym świecie coś nawet tak mało śmiesznego było na tyle nierealne, że wydawało się jeszcze śmieszniejsze.
Dobrze mieć po swojej stronie stanika zabawy.
- Masz mi to w tej chwili odkręcić! Już!- zając był wściekły. Bardzo.
- A no tak! - krzyknął Jack uderzając się w głowę- przecież za tydzień Wielkanoc!
- Nie próbuj mi się wykręcać! Już!
Frost machnął swoją laską i usta zająca zamarzły. Śmiałam się patrząc, jak wściekły próbuje coś powiedzieć.
Nagle rzucił boomerangiem i Jack padł jak długi na ziemię.
Potarł bolącą głowę i już miał coś powiedzieć, ale Smok złapał go w swoje szpony... zaraz. Smok?
Rzeczywiście... czarny jak noc Smok pojawił się znikąd, a teraz trzymał Jacka w szponach. Nie wiem co się wydarzyło tam na górze, ale w końcu wszystko odmarzło. Stwór wylądował uwalniając jeńca, a z jego grzbietu zszedł jeździec. Czkawka.
- Nie chcę przerywać wam tej sielanki- powiedział poważnym tonem- ale trzeba wracać. Merida wróciła.
Wróciła? Ale... wczoraj jeszcze była. Zaraz się dowiem.
- Okay. Zaraz przyjdę z Emmą. Zwołaj jeszcze resztę.
Chłopak wsiadł na smoka i zniknął nam z oczu.
- No cóż króliczku, miło było, ale mam prawdziwe zadanie do wykonania. Tak więc. ..
Złapał mnie za rękę i wleciał do tunelu w ostatniej chwili, zanim został trafiony jajkiem z farbą.
- Zając jest trochę... zbyt poważny.
- Z tego co słyszałam, jest tak nadpobudliwy jak ty.
- Phi... zając nie dorasta mi do pięt.
- Gdzie lecimy?
- Poczekaj.
Poczekałam. Dotarliśmy do końca tunelu, ale zanim uderzyliśmy w ziemię nad głowami, ta rozstąpiła się wpuszczając nas do pokoju z mapami i dokumentami.
- Cześć Mer. I co?- zapytał strażnik.
- Poczekaj na resztę.
Po jakimś czasie sala wypełniła się ludźmi. Kiedy przyszło około dziesięciu osób Merida zaczęła.
- Udało mi się. Dostałam od czarownicy ten dar. Zobaczyłam... dziwnął scenę. Siedziałam w jakiejś celi, obok była Emma- zdziwiłam się, słysząc swoje imię- a przed nami zakuty w kajdany klęczał Czkawka... reszta była spowita cieniem, ale zobaczyłam, że ktoś się na niego zamierzał z nożem. Nie wiem, co dalej.
-Wiesz, gdzie to mogło być?- Elsa była poważna i skupiona.
- Na pewno w jakiejś jaskini. Prawdopodobnie we wnętrzu góry...
- Góra Ranty. Za trzy dni.- wydobyło się z moich ust.
Twarze wszystkich zwróciły się ku mnie. Najwyraźniej wiedzieli, że potrafię w jakimś stopniu przepowiadać przyszłość, bo tylko pokiwali głowami i na powrót skupili swoją uwagę na Meridzie.
- Więc przez najbliższe dni każdy musi chodzić uzbrojony i w pełni gotowy. Najbliższy czas powinniśmy poświęcić na przygotowania.
Wszyscy skinęli głowami i w gwarze rozmów wyszli z sali.
- Emma- odezwał się Jack.- możesz wieczorem przyjść do ogrodów? Obejrzeć kroniki.
Skinęłam głową i już miałam wyjść, kiedy zachaczyłam dłonią o dłoń Meridy...... - Jesteś pewna, że wiesz o co prosisz?
- Tak. Nawet więcej niż pewna.
"Straciłam zbyt wielu"w mojej głowie rozległy się myśli Meridy. "Nie mogę teraz stracić i jego".
Więdźma dodała coś do kotła, wymamrotała coś i podała Meridzie kubek z napojem.
Dziewczyna zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła jednym haustem wipiła napój.
Podziękowała i wyszła z chatki.
Wsiadła na konia Angusa i popędziła po ścieżce. Nagle coś mignęło i znalazłyśmy się w Arendell. Dziewczyna pojechała do stajni, gdzie nakarmiła konia.
- Cześć Merida.- odezwał się za jej plecami Czkawka.
-Cześć, co tu robisz?
- Przyszedłem spytać, jak Ci poszło. Będziesz widzieć przyszłość?
- Tak. Udało mi się dobić targu z czarownicą.
- To świetnie. Zaraz zwołam naradę w sali trzeciej. Astrid nie wierzyła, że Ci się uda. Muszę jej jak najszybciej powiedzieć, że ten jeden raz się pomyliła.- chłopak zaśmiał się.
Na twarzy dziewczyny można było dostrzec cień ukrytego smutku i... czegoś jeszcze. Może zazdrości?
- Jasne, zaraz tam przyjdę.
Czkawka wsiadł na smoka i odleciał. Merida podążała za nim tęsknym wzrokiem, jakim patrzy się tylko na ukochanego... ale to przecież bez sensu. To Merida upierała się, że nie może mieć chłopaka. Co się mogło zmienić?
Otarła z oka malutką łzę i...
... kiedy jej myśli rozbłsły feerią kolorów zostałam wyrzucona ze wspomnienia. Pewnie zaczynała się ta wizja przyszłości.
Ale jedno było dziwne... Merida kocha Czkawkę? Jeśli tak... biedna dziewczyna.
Było dopiero południe, więc miałam dużo czasu na ćwi... nic-nie-robienie. Poszłam do pokoju, ale widząc puste łóżko Tośki zrezygnowałam z siedzenia w zamku. Potrzebuję powietrza. Otworzyłam okno na końcu korytarza i po chwili namysłu stanęłam na zewnątrz parapetu. Wyleciałam naczewnątrz i poszybowałam w stronę lasu.
Nagle przypomniałam sobie rozmowę z Kubą i dotknęłam kwiatka na bransoletce.
Kuba zjawił się pod drzewem minutę później niż ja.
- Na pewno nie masz nic do zrobienia? Wiesz, mogę zostać sama...
- I zginąć w tym lesie. Oczywiście. Nie, zostaję.
Westchnęłam.
- I co będziesz robił? Zanudzisz się tutaj.
- Będę tylko cię pilnował. Jestem w końcu strażnikiem.
Westchnęłam i zagłębiłam się w las. Każdemu mojemu krokowi towarzyszył jego jeden krok.
W pewnym momencie natknęłam się na drzewo o gałęziach tak grubych i rozłożystych, że można było na nim siedzieć albo leżeć.
Obeszłam je dookoła i znalazwszy dogodne miejsce wdrapałam się na drzewo. Było wygodne, a przede mną rozciągały się pasma wysokich, zielonych drzew. Westchnęłam z zachwytem.
Nagle coś zburzyło moje idealne miejsce hałasem. Odwróciłam się i zobaczyłam, że na gałęzi za mną stoi Kuba. Poszedł do mnie lekko i powoli. Jak do dzikiego zwierzęcia. Odrzuciłam od siebie tą myśl. Usiadł obok mnie i udając, że się przeciąga objął mnie ramieniem. Prychnęłam.
- Nie jesteśmy w przygłupim, Amerykańskim filmie. - speszył się i chciał zabrać rękę, ale go powstrzymałam. Położyłam mu głowę na ramieniu.
Świat zrobił się jeszcze piękniejszy. Decyzja o przeniesieniu się tutaj była najlepszą w moim życiu.
Uniosłam lekko jedną rękę i zaczęłam wykonywać nią szlaczki, na co suche liście leżące pod drzewem uniosły się i zaczęły układać w postaci. Potem w sceny. Kuba dołączył się do mojego pokazu. Wyglądało to pięknie. Spodobało mi się równie bardzo co czytanie.
Zając wskakuje na drzewo.
Wierzba walczy z niebem.
Zeus zsyła pioruny.
Ptak leci do chmur.
Wszystkie miecze się łamią.
Malarz maluje obraz.
Chłopak. .. spojrzałam zdumiona na Kubę. Uśmiechnął się lekko.
- Byłem idiotą i przepraszam. Ale nie znałem Cię wcześniej. Proszę, wybacz mi. Chcę...- wskazał na obrazek.- zgodzisz się?
- Tak- wyszeptałam z łzami w oczach. - Tak, tak, tak! - z każdym słowem mój głos był coraz głośniejszy. Z moich oczu płynęły łzy szczęścia. Zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję i z całej siły go przytuliłam, na co odpowiedział tym samym. Byłam nieopisanie szczęśliwa.
Chłopak oświadcza się dziewczynie."[...]dom to coś więcej niż cztery ściany. To otaczający cię ludzie."
CZYTASZ
Ósmy Dzień Tygodnia [ZAKOŃCZONE]
FanficZastanawialiście się kiedyś co się dzieje w innych częściach świata, podczas gdy w tych pokazanych w bajkach dzieją się niesamowite przygody? A co, jeśli wszystkie te miejsca leżą obok siebie? Co, jeśli czarne charaktery zjednoczą się, żeby przejąć...