Rozdział 13

58 7 1
                                    

Pięć dni później;

- Nie wierzę w to. To nie może być on. Zapytajcię Tośkę!- nie mogłam uwierzyć, że to podejrzewają. To nie on!
- Emma, spokojnie. Nie mówimy od razu, że to on, ale nie możemy tego wykluczyć.
- To nie on! Adrian nie jest zły, nie zrobiłby tego!
- Emma...

Dwa dni później;

- Nic ci nie powiem.- rzuciłam z pogardą w stronę Diaboliny. Znowu. Paski mocniej wbiły mi się w ciało. Zacisnęłam zęby. Poczułam, że ręka mi płonie. Miałam ochotę wrzasnąć, ale z bólu znowu pojawiły się przed moimi oczami mroczki. Mój brzuch przeszyła lodowa igła. Wrzasnęłam na całe gardło.
Na chwilę przestała. Kolejna szansa. Ledwo oddychałam, ale udało mi się wykrztusić:
-Nic... Nie... powiem...
Potem ból. I ciemność.

Na powrót czas odpowiadający historii;

- Musimy polecieć na Berk. Najlepiej zaraz.- Elsa ubrała się i doprowadziła do stanu urzywalności w niecałe dwie minuty. Byliśmy w sali narad. Wszyscy prócz Meridy i Czkawki.
- Czemu?- nie zrozumiałam.
- Po pierwsze, straciliśmy łączność, więc musimy sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Po drugie sprawdzić, czy u nich też zaginęły smoki, z czego możemy wyszukać wskazówki. I po trzecie- żeby ich ostrzec. Jeszcze jakieś pytania?
- Kto, i jak, leci?- to była Tośka.
- Ja muszę zostać tutaj, więc wysyłam kilka osób, mianowicie Punzie, Julka, Czka...-jeden ze strażników szepnął coś do Elsy- Czkawki uczeń, Emma i jeżeli chcesz to ty. Dostaniecie się tam jedyną możliwą metodą. Jest trochę niebezpieczna i stara, ale to jedyna opcja. Polecicie dywanem.

Godzinę później;

-Musicie uważać. Jeśli zgubicie list najważniejsze to go znaleźć.- dostaliśmy od Elsy list. Ostrzega nas co chwilę.- I ostatnia sprawa- za nic nie wyjawcie nikomu ŻADNYCH informacji. Nic. A teraz lećcie.
Uczeń Czkawki czasem tam latał na swoim smoku, więc zna drogę. Lecieliśmy.

Od mojej rozmowy z Tośką czas biegł niesamowicie szybko. Zbyt szybko.

Leciałam całą drogę obok dywanu, ale nie zmęczyłam się. Tośka podziwiała widok, była zachwycona, ale podobnie jak wszyscy zachowała powagę i była cicho.

Przylecieliśmy rano następnego dnia. Jednak... Tu też nie było smoków.
- Kiedy zniknęły?- zapytała Punzie tymczasowego wodza- Walke.
- Wczoraj. Zupełnie nikt niczego nie zauważył.
- Zauważyliście stratę łączności?
- Tak, chociaż możemy komunikować się z Zachodnim Królestwem.
- Wykluczyliśmy przecież Bestię z grona podejrzanych.
- Bestię?-zdziwiła się Tośka.
- Mieszka właśnie w Zachodnim Królestwie. Wiemy...-Punzie się zawachała-wiemy, że ktoś nas zdradza. Mówi wrogom co wiemy, co mamy i ogólnie wszystko. Tylko nie wiemy jeszcze kto to. W każdym razie- zauważyłaś coś, co może być wskazówką? - zwróciła się po chwili do przywódczyni.
- Było... kilka wyciętych smoczych łusek, takich jak od peleryny. Żadnych nie naszych śladów stóp. Na niektórych okładkach podręczników nowe zadrapania. Poza tym nic.
- Okay... mogę zobaczyć te podręczniki?
- Oczywiście, są...
- Przepraszam, że przerwę, ale mam dla Pani list- wtrąciłam.- wolałabym wręczyć go jak najwcześniej.
Kobieta skinęła głową i podałam jej list. Kiedy go czytała przypomniałam sobie treść. Poznawczy nowe fakty treść wydaje się być bardziej sensowna.

"Czkawka ma się dobrze, na zamku wszyscy cali. Po wygranej bitwie próbujemy zrealizować plan, o którym ci mówiłam. Tylko z wami straciliśmy łączność. Mamy podejrzenia, kto mógł ukraść smoki. Jest też kilku podejrzanych co do zdrady. Postaramy się jak najlepiej pomóc, mamy duże możliwości, jednak póki nie odkryjemy fałszywego nie możemy nic zrobić. Jeżeli masz jakieś podejrzenia przekaż je słownie Roszpunce. Powodzenia"

- Dziękuję. Cieszą mnie te wieści. Teraz chodźmy obejrzeć podręczniki.
Walka nie wyglądała na zadowoloną. Nikt od dawna nie wyglądał na zadowolonego. To nie były te same osoby, które znam z bajek. Tośka też nie była taka sama.
- To nie fair, że Elsy nie obchodziło czy wyruszysz z nami-wyszeptałam do przyjaciółki w drodze.
- Ma ważniejsze sprawy na głowie niż jakaś małolata, która...
-...może uratować jej życie?
- Może i masz rację. Trochę to zabolało, ale staram się być wyrozumiała. Przynajmniej mam wstęp na narady.
Kienęłam głową w zamyśleniu.
Nie może być najważniejsza, ale cieszy się tym, co ma.
- To tutaj. Te cztery podręczniki.- Matka Czkawki wskazała książki.
Kiedyś dzięki temu osiągnie wyższy cel. Małymi krokami. Pułapka ambicji.
- Ślady są ledwo widoczne. Wszystkie książki dotyczą tylko właściwości poszczególnych części ciała smoków...- Punzie też się zamyśliła.
Pierwszy raz od dawna pojawił mi się przed oczami obraz przyszłości. Mignął jednak tak szybko, że ledwo zdążyłam zauważyć oczy. Oczy czarne jak noc. Czarne jak śmierć.
- Nie są to ślady smoczych szponów, ani żadnego znanego nam zwierzęcia.- przywódczyni zaniepokoiła się długim milczeniem Roszpunki.
Pułapka ambicji. Małe kroczki. Do głębszego celu, dzięki czemuś mniejszemu. Ma małe korzyści, przez dążenie do dużych...
Nie zorientowałam się nawet, kiedy tok moich myśli oderwał się od Tośki.
- Ja znam te ślady...
Punzie była przerażona. Widać, że nie wiedziała czyje są, ale kiedyś je widziała i kojarzy je ze strachem.
Strach. Pułapka...
- To pułapka! Musimy uciekać!- krzyknęłam nagle łącząc wszystkie fakty.
- Skąd to wiesz?- Julek nie był przekonany.
- Nie mam czasu wyjaśniać. Musimy uciekać!
- A co z mieszkańcami wyspy?- Walka chyba mi uwierzyła.
- Im chodzi o nas. Wy jesteście bezpieczni, to była przynęta. Chodźcie już!- pociągnęłam Tośkę i Julka za rękawy. Rzuciliśmy się biegiem do dywanu.
Wtedy uderzyła pierwsza kula. Dokładnie przed nami wbiła się w ziemię i... po chwili wybuchła odrzucając naszą piątkę kilka metrów do tyłu. Podniosłam się ciężko, pociągnęłam Tośkę za drzewo i zaczęłam mówić najszybciej, jak byłam w stanie.
- Trzymajcie się razem. Kiedy zrobię tarcze, wszyscy uciekajcie.
- Nie lecisz z nami?
- Dołączę do was.- nie uwierzyła.- musisz przekazać reszcie, że smoki były przynętą. Ukradli smoki, żeby zwabić nas na Berk. Zabrali je stąd, żebyśmy spędzili tu trochę czasu. Są zbyt ostrożni, gdyby nie chcieli wzbudzić naszego zainteresowania nie zostawialiby śladów na książkach. Szpieg jest w Arendell. Wrogowie wiedzą, że szykujemy wyspę. Znają każdy nasz ruch. Powiedz im jeszcze, że...-
Nie mogłam dokończyć, bo powietrze przeszył huk pocisków wybuchających i strzał. Syknęłam z bólu, kiedy jeden z grotów głęboko drasnął moje ramie.
Pchnęłam Tośkę do reszty i podleciałam do góry. Zrobiłam małą barierę, na co ich dywan uniósł się do góry.
Odetchnęłam głęboko. Szybko powiększyłam ją najszybciej jak byłam w stanie, odrywając fragment, żeby przez jakiś czas chronił dywan. Dym zasłonił ich, dzięki czemu uciekli. W barierę uderzyły pociski. Zaczęłam opadać z sił. Moc uderzeń odpychała tarczę wraz ze mną do ziemi. Jeszcze raz odepchnęłam atak i najszybciej jak umiałam odleciałam z wyspy.
Oby pył pozostały z tarczy mnie zasłonił.
Leciałam ostatkiem sił. Oczy zaczęły mi się zamykać, widziałam mroczki.
Dam radę. Będzie dobrze. Muszę lecieć.
Opadłam na jakieś rozłożyste drzewo.
Liście mnie ukryją. Nie znajdą mnie. Będzie dobrze. Nie znajdą...

----------
"Czasem jedyną chwilą, gdy przeciwnik opuszcza gardę, jest ta, kiedy się na ciebie zamierza."


Ósmy Dzień Tygodnia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz