Rozdział 9

71 9 1
                                    

Wszystko wydażyło się tak szybko, że ledwo zdążyłam to zarejestrować.
Nóż opadł na gardło Czkawki... Nie. Zaraz... z nikąd pojawiła się przed chłopakiem Astrid przyjmując cios. Chłopak krzyknął, a cały świat zdawał się wstrzymać oddech. Z piersi dziewczyny zaczęła lecieć krew.
-Nie!!- wrzasnął Czkawka z całych sił szarpiąc za kajdany próbując objąć dziewczynę. Dwugłosy uśmiechnął się wyzywająco do Meridi. "Może dwie ofiary?" Zdawał się mówić.
Nagle z nikąd wyskoczył Jack i Kuba, który natychmiast rzucił się na wroga. Frost ciemnym lodem zamroził kajdany i pręty klatki, po czym jednym uderzeniem laski roztrzaskał je na kawałeczki.
- Musimy się spieszyć. Trwa bitwa.
Rozejrzałam się dookoła. Wróg zniknął, ale...
- Nie...- wyszeptałam. Coś ścisnęło mnie w gardle.
Podbiegłam do leżącego na ziemi Kuby i sprawdziłam oddech. Był ciężki i urywany, ale chłopak żył.
- Musimy ją zabrać do Roszpunki!- Czkawka miał w oczach łzy.
- Kubę też... szybko! - wszyscy poszli za Jackiem. Czkawka niósł Astrid, a Merida pomogła mi z Kubą. Ranni, Merida i Czkawka dosiedli smoków, a my z Jackiem wzbiliśmy się w powietrze.
- Trwa bitwa- zaczął Jack- jesteś naszą najlepszą bronią. Wiem, że ciężko będzie Ci to zrobić, ale musisz... zabić tych wrogów. Robiliśmy, co tylko się dało, ale oni nie dają za wygraną. Zabili wielu naszych i nie ma sposobu innego niż zabicie przynajmniej części z nich. Wiem, że Twoja moc nie jest najsilniejsza. Kiedy dam ci znak, użyjesz całej swojej mocy, całej, ile tylko dasz radę, celując we wroga, a przede wszystkim w ich wodza. Już go poznałaś...- przypomniałam sobie "człowieka" z jaskini.
- Czego on od nas chciał?
- Ty możesz przeważyć losy walki, Merida ma ważne informacje, a Czkawka jest najlepszy w zakresie smoków i rozmów, oraz miał posłużyć do szantażowania Mer...
- Jakie ona ma informacje?
- To nie czas i miejsce na taką rozmowę. Wszystkiego... dowiesz się po walce.
- Co będzie, jeżeli po użyciu tak dużej ilości mocy zemdleję?-znowu.
- Dopilnuję, żeby był przy tobie ktoś, kto cię wyniesie z pola bitwy.
Powoli zaczęłam dostrzegać w oddali zarys zamku. Im bardziej się zbliżałam, tym więcej szczegółów widziałam. Co chwila ktoś był wynoszony w plamie krwi, żeby po chwili powrócić do walki.
Nie wszyscy wracali.
Widziałam smoka... Diabolinę przemienioną w wielkiego smoka siejącego popłoch i palącego wszystko dookoła. Przy niej latały mniejsze smoki, niektóre bez jeźdzców.
Ogień i lód ścierały się ze sobą, gdzie nie gdzie tworząc kilku metrowe ściany.
W słońcu błyskały ostrza i metal tarcz, a deszcz strzał co chwila przeszywał powietrze.
Cała ziemia pokryta była krwią, którą na przemian zasłaniały pnącza pochłaniające wojowników i pokrywały nowe ślady.
Był to makabryczny widok, bo choć walczących nie mogło być więcej niż tysiąc, moce rekompensowały liczbę wojowników.
Natychmiast po wylądowaniu uniosłam się w górę- tak będzie szybciej.
Wyszukiwałam porzucone miecze, tarcze, strzały i co większe odłamki lodu, unosiłam je w górę i celując we wroga posyłałam przed siebie.
Było to trudne, starałam się jak najmniej im zaszkodzić, tylko skaleczyć, wyrządzić jak najmniej szkód, ale co chwila ktoś z naszych zniknał w bazie Roszpunki i nie wracał. Co chwila więcej krwi spowijało ziemię.
Nie chcę mieć na rękach cudzej krwi... Nie mogę zabić człowieka...
Ale... przez nich prawie umarła Tosia... Teraz prawdopodobnie umiera Kuba...
Było mi ciężko zmusić się do tego, ale przełknęłam gulę rosnącą mi w gardle i odrzuciłam na bok strach.
Zaczęłam uderzać mocniej. Moje uniki były szybsze. Żaden pocisk nie chybił.
Ktoś dotknął mojego ramienia, na co odskoczyłam i w ostatniej chwili zatrzymałam skierowany w niego miecz.
- Nie zaskakuj mnie tak! Mogłam ci coś zrobić!
Mimo wszystko czułam ulgę widząc Kubę żywego. A...
- Co z...
Pokręcił przycząco głową i pociągnął mnie w bok chroniąc od ciosu. Zaczęłam uderzać we wrogów tak, jak poprzednio.
- Punzie nie mogła nic zrobić. Jak Astrid do niej dotarła, już nie żyła. Czkawka został przy niej.
Kuba robił to samo co ja. Walczyliśmy, a każdy osłaniał drugiego. Nie mogłam pozwolić tym. .. stworom zabrać więcej przyjaciół, więcej... nagle myśl uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. - Co z Tośką?!- przeraziłam się.
- Nic jej nie jest. Uparła się, że chce pomóc, więc walczy pilnowana przez Maćka. Gdzieś tu biega, ale jest na prawdę bardzo szybka.
Odetchnęłam z ulgą. Najważniejsze, że ona żyje.
Nagle obok mnie przeleciał Jack. Rzucił tylko: "już pora" i zniknął.
Muszę to zrobić...
Zebrałam w sobie całą energię. Wszystko, co tylko byłam w stanie. Przeniosłam siłę do rąk. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech. I wyrzyciłam z siebie całą zgromadzoną energię. Wymagało to tyle mojej siły, że momentalnie straciłam oddech i zaczęłam opadać. Kuba złapał mnie i poleciał w stronę zamku.
Ostatnie, co udało mi się zobaczyć, zanim moje oczy zalała ciemność była rozciągająca się wszędzie niebieska mgiełka raniąca wrogów i jakimś cudem omijająca naszych.

************

Nie chciałam się budzić. Było przyjemnie, lekko, nie był wspomnień, krwi, łez... Nie było niczego. Była bezmierna ciemność, pośrodku której unosiłam się ja. Jednak byłam tak lekka... nie obciążona ciałem, myślami, strachem... Było spokojnie. Było miło. Nie było niczego...


... Jednak świat nie chciał pozwolić mi zatracić się w zapomnieniu i nicości.
Powoli otworzyłam oczy. Przywitał mnie uśmiech Kuby siedzącego na krześle i Tośki siedzącej na łóżku obok.
Chłopak niezmiernie szczęśliwy złapał mnie za rękę i powiedział cicho:
- To koniec. Wygraliśmy.

-------------
"Dziewczyno z granatem w ręce,
Dziewczyno w zielonej sukience,
[...] walka trwa, o wolność, o honor, o kraj.
[...] zawleczka jest tutaj zobacz,
Podobna do twojej szminki. "

Ósmy Dzień Tygodnia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz