Rozdział 14

230 19 2
                                    

-Jak dla mnie to możesz stać na mojej drodze ile tylko chcesz - uśmiechnął się na co ja spojrzałam mu prosto w oczy i dałam małego buziaka w policzek. Uhh oczywiście sie zarumieniłam, no bo jak?

-Ty już taki miły nie bądź - zaśmiałam sie.

-Ojoj taki jestem - powiedział z zadziornym uśmieszkiem.

-Oj dobra, bądź jaki chcesz, ale puść mnie - powiedziałam także z zadziornym uśmieszkiem.

-Nie! - po wykrzyknięciu tego słowa przez blondyna zaczął mnie łaskotać. Myślałam że sie posikam ze śmiechu.

-Panie Lukasie, niech Pan mnie puści! - krzyczałam. Całkiem zapomniałam, że był już wieczór i ludzie mogli odbierać to jako biedną dziewczynę zaatakowaną przez jakiegoś gwałciciela. Żeby jednak tak nie było zaczełam ukazywać, że to mnie łaskocze. - Ja mam łaskotki idioto!

-No właśnie wiedze.

-Weź ten uśmiech Pan wsadź sobie w dupe i puść mnie! Bo zadzwonie do braci! - śmiałam się w niebogłosy.

Przestał. Ufff...
Jednak chwila. Ciągle mnie trzymał i to w taki sposób, że nie mogłam się ruszyć.
Co do..?!

-Spokojnie... Puszczę cię jeśli... jeśli dasz sie namówić na kolejną randkę... Tym razem zdecydowanie bez mojej siostry.

-Hm. Jeśli mnie puścisz to się zastanowie- spokojnie. Miałam już opracowany plan. Staliśmy ok trzy domy od mojego więc jak ucieknę to mnie nie dogoni, jeśli tylko zdąrzę zamknąć bramę. - Co, może mi nie ufasz?

-Ufam ci, ale nie w tym momencie... nie w jednym z niezapomnianych momentów decydującym o dalszym życiu.

-Woah, aleś poważny się zrobił - zaśmiałam się.

-Ja nie żartuje, mała.

-Dobra.. to puść mnie pacanie.

Westchnął i wreszcie zrobił wymaganą przeze mnie czynność. Spojrzałam jemu w oczy i zobaczyłam, że zrobił się jakiś smutny.

-Eej duży, co jest?

-Myśle...

-Nad czym tak myślisz, skoro w jeden z najważniejszych dni w twoim życiu jesteś smutny?

-Myśle nad tym, kiedy wreszcie zrozumiesz....

-Co... Lukas daj sobie z tym spokój - mój głos zrobił się poważny.

-Z czym? Z tobą?

-Tak. Jeśli tylko dzięki temu będziesz wesoły i przestaniesz być smutny... to tak!

-Devries! Jesteś jedną z naważniejszych osób w moim życiu. Kocham cię kurwa... KOCHAM CIE! - krzyczał chyba na całe osiedle.

-Jebło cie?! Nie krzycz- spojrzałam na zegarek. Ukazał mi 9.47pm. - Jezu, zaraz będzie cisza nocna..

-Trudno! Moge krzyczeć ile chce, a zwłaszcza kiedy chodzi o moje uczucia.

-Dobra Lukas, może jutro pogadamy? Już dawno miałam być w domu...

-Dobra rozumiem...

-To pa! - krzyknełam kiedy biegłam w stronę domu. Chłopak tylko mi odmachnął.

Byłam już pod domem. Odwróciłam się, aby zobaczyć czy chłopak stoi, czy może już poszedł. Nie ujrzałam go. Poszedł.
Położyłam moją dłoń na zimnej klamce. Uchyliłam drzwi i starając się jak najciszej weszłam do domu. Zamknełam za sobą drzwi i zdjełam buty nie włączając światła. Kierowałam się w stronę schodów, aby spokojnie i niezauważalnie wejść do pokoju, przebrać się, zasnąć i ten dzień mieć z głowy.
Niestety ku mojemu zdziwieniu światło samo się zapaliło. Mocno zamknełam ( czy tam ścisnełam) oczy.

-No panienko... Tłumacz się. Gdzie byłaś? Z kim? Co robiłaś? Czemu wróciłaś do domu o tej porze? Jest dokładnie 10pm siostrzyczko- mówił Joseph.

-Ahh witaj troskliwy braciszku- uśmiechnełam się zadziornie, ale to trwało kilka sekund. - Powinieneś się cieszyć. Wreszcie ktoś, kto okazuje mi miłość, szacunek i wszystko dobre wziął mnie gdzieś ze sobą! Już nie mówie o kumpelach czy może rodzinie. Lukas... sama nie wiem czy czuje do niego coś więcej. Nie wiem... Za to wiem, że nie powinieneś wchodzić w butach do mojego życia prywatnego! Masz swoje i zostań przy nim! - krzyknełam nie zwracając uwagi na to, że reszta może spać. Dopiero po jakimś czasie przypomniało mi się. Joseph ostatnio miał problemy miłosne... Ta dziwka z którą był... odeszła. Jak najszybciej wyrwałam się z łóżka i skierowałam do pokoju starszego. Chcąc otworzyć drzwi wpadłam na nie twarzą. Myślałam że się otworzą i będę mogła wejść normalnie.
Niestety... Wejście było zamknięte, tak jak wtedy kiedy jego dziewczyna oznajmiła mu, że to już koniec.

-Joseph cioto, otwieraj te piepszone drzwi! - krzyczałam. Pewnie obudziłam Leosia i mamę. Z drugiej strony usłyszałam szloch. Zaraz zaraz... Joseph, on... on płakał?! Przeze mnie?! - Joseph otwórz! - dalej krzyczałam tylko tym razem ze łzami w oczach. Usłyszałam czyjeś kroki. Leoś. To był Leoś. - Leo błagam, pomóż mi - mówiłam szlochając.

-Co się znowu stało? - zapytał.

-Wspomniałam o.... o sam wiesz o kim ( potterhead'zi staph, to nie to o czym myślicie 😂 ~ autorka)

-Jaaacieee...

-No dawaj - powiedziałam machając głową 'kierując' ją w stronę drzwi, co oznaczało, aby mi pomógł.

-Mamy nie ma, pracuje dłużej - powiedział. Już nie dziwię się, czemu starszy był tak nadopiekuńczy. - Joseph, otwórz te drzwi... Jeśli tego nie zrobisz wyważymy je i nie dość że będziesz musiał kupywać nowe, to jeszcze może stać się komuś krzywda.

Przypomniało mi się! Nad drzwiami każdego pokoju zawszd był zawieszany kluczyk, na nagłe coś lub w razie pożaru czy w razie niebezpieczeństwa... Szybko wstałam i sięgnełam po kluczyk. Tak trzęsły mi się ręce, że chwytając kluczyk spadł mi. Schyliłam się, aby ponownie go trzymać, lecz Leo był szybciej. Bez zastanowienia próbował otworzyć drzwi. Wtedy nie zatanawialiśmy się co mogło być po drugiej stronie drzwi. Wreszcie trafił kluczykiem i przekręcił nim dwa razy. Joseph pewnie się tego spodziewał i drzwi zatrzymał krzesłem.
Super.
Teraz musimy siłować się z tym krzesłem... Po paru minutach prób udało nam się. Wreszcie mogliśmy wejść i zobaczyć Josepha. Na pierwszy 'ogień' wszedł Leo. Strasznie bałam się tego co mogę tam ujrzeć, dlatego zanim weszłam zrobiłam głęboki wdech i wydech i powtórzyłam tę czynność pare razy do momentu kiedy usłyszałam coś dziwnego. Załamany głos Leosia. Rzadko taki był więc bez zastanowienia postanowiłam wejść do pokoju i sprawdzić o co chodzi.

-Ti..Tilly - powtarzał Leodndre.

-Jezu co się dzie... - nie dokończyłam mówić, ponieważ zszkowało mnie to co zobaczyłam. Ze zdziwienia chyciłam rękę Leo i ścisnełam ją dosyć mocno. - J.. Joseph?! Co sie dzieje?! - krzyknełam i powoli wtulając się w brata trzymanego przeze mnie za rękę próbowałam ukryć moje rozczarowanie, smutek i łzy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BOOM SZAKALAKA!!!

Superaśny moment na koniec ;)))
Szczerze? Niezbyt jestem zadowolona z tego ff. Czuje, że robi się coraz gorzej...
Na początku miałam bardzo dużo pomysłów... a teraz? Teraz muszę przejść burzę mózgów, żeby wymyśleć coś ciekawego. Pewnie zauważyliście że z rozdziałami jest coraz gorzej... Spowodowane jest to brakiem pomysłu + uwaga plus (!) wliczają się w to problemy w życiu prywatnym. Ehh dlatego chciałam zawiesić :))) jednak gdy zobaczyłam ilu osobom zależy na tym, aby nie zawieszać tego ff postanowiłam znów pisać.
Życie typu yolo, pozdrawiam 👌

Życie Tilly | M.DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz