Epilog

3.6K 337 112
                                    

Wiatr był niespokojny tego wieczoru. Nawet mały Harry, który miał już czternaście miesięcy życia za sobą nie był w dobrym humorze. Marudził, płakał i odmawiał jedzenia tego, co zrobiła mu Lily. Było to do niego raczej niepodobne i nudziło niepokój i rodziców. Stale rosnąca przy kominku sterta przeczytanych dawno gazet straszyła nagłówkami o morderstwach, za którymi stał on. On, który zmierzał prosto do ich domu.

Oczywiście ani James ani Lily nie poznali, co się szykuje, w każdym razie nie od razu. W budynku unosił się zapach pieczonego indyka i palonego w kominku drewna. Harry nie chichotał swoim niemowlęcym śmiechem, co zwykle doprowadzało jego rodziców do równego rozbawienia. Atmosfera była dziwna.

- Kochanie, rzuć okiem na Harry'ego - poleciła Lily Jamesowi. Ten oderwał się od swojego zajęcia, którym było utrzymywanie ognia w kominku i zwrócił się w kierunku syna, by przypilnować dziecko. Pani Potter udała się do kuchni, bo z tamtejszego okna widziała większą część ulicy. Uchyliła lekko firankę i stłumiła krzyk zaskoczenia. Kilka domów za ich posesją dostrzec można było odmianą w czerń, mroczną postać. Zamrugała. Cały dzień opiekowała się synkiem, który dziś był wyjątkowo nieznośny, pewnie miała zwidy ze zmęczenia. To się zdarza.

Jednak postać dalej tam stała i Lily nie mogła pozbyć się wrażenia, że wpatruje się w ich dom, jakby obrała sobie na nim cel. Postanowiła zawołać Jamesa. Wchodząc do salonu, zapytała:

- Um, mógłbyś sprawdzić, czy ktoś jest na dworze? Wydawało mi się, że widziałam coś niepokojącego.

Jej mąż wstał bez słowa, jedynie z zaniepokojoną miną i ruszył do kuchni. Lily wzięła na ręce cicho popłakującego Harry'ego i spróbowała go uciszyć.

Nie miała pojęcia, co się wydarzy.

Kiedy James wrócił z informacją, że nic tam nie widzi postanowiła, że po prostu pójdzie spać się wcześniej. Położyła Harry'ego, który cudem przestał jęczeć i zasnął w płytki, ale w każdym razie sen. Wykąpała się i wtedy to usłyszała.

Ktoś zaklęciem otwierał ich drzwi.

Czyżby Syriusz wpadł z niezapowiedzianą wizytą? Nie, wykluczone. Było ciemno i nikt w tych czasach i ten porze na zewnątrz nie wychodził. Oprócz ciemnej postaci.

- James? - zawołała cicho, nie chcąc znudzić synka. Jednak maluch już zaczął płakać. Lily jednak chciała tylko odpowiedzi od męża. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że wstrzymuje oddech.

- James?!

Słyszała szybkie bicie swojego serca. Wszystko na chwilę się zatrzymało, póki nie usłyszała jego głosu i jakiegoś syku. Co się działo?!

- James!

- Lily! - James zawołał ją panicznym tonem. Chciała do niego podbiec, ale nogi miała jak z waty. Czuła się jak w śnie, kiedy musisz uciekać, ale nie możesz się ruszyć. Kiedy krzyczysz, ale nikt Cię nie może usłyszeć.

- Lily, bierz Harry'ego i uciekaj!

Naprawdę chciała, ale powtórzę: nie mogła się ruszyć. Oczy zaszły jej łzami.

- Jamie!

- Uciekaj!

I znowu ten syk, wypełniający całą jej głowę i uniemożliwiający skupienie się na jednej informacji.

Musiała uciekać z Harry'm. Teraz.

Popędziła w górę, po schodach. Jej synek wrzeszczał w niebogłosy, łzy wpływały po jego policzkach. Wzięła go z kołyski i syk ustał. Nie słyszała do tej pory Jamesa, który krzyczał jej imię. Wrzasnął też jeszcze jedną rzecz, ale zagłuszyło ją zaklęcie.

- Avada Kedavra!

Lily płakała, a wraz z nią Harry. Chwilę później usłyszała to samo, a ostatnim, co widziała był zielony snop światła oraz pełną nienawiści twarz. I jedną myśl towarzyszyła jej przy śmierci.

Peter zdradził.

Za mało czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz