Rozdział I

43 4 2
                                    

     Dzień był pogodny. Delikatne chmury lekko płynęło na szafirowym niebie gnane łagodnymi wiatrami. Ostre iglice miasta odcinały się ostrą bielą na tle nieba i szarych chmur. Podniebne szlaki były pełne pojazdów kursujących to tu to tam. W oddali nad najwyższą iglicą słabym konturem odznaczał się pierścień stacji orbitalnej wokół której krążyło mrowie okrętów wojennych oraz handlowych. Świeże okręty przybyłe z linii frontu właśnie zajmowały miejsce w dokach. Inne opuszczały orbitę planety i kierowały się do pierścieni transportowych. Nachi odwrócił wzrok od potężnych kolosów powoli sunących po nieboskłonie. Rozejrzał się w około. Ulica jak zwykle o tej porze była pełna istot załatwiających swoje sprawy. Jedni szli na zakupy, inni do pracy a pozostali korzystali z wolnego dnia oraz pięknej pogody. Nachi zmienił filtr przesłony hełmu oraz sprawdził ułożenie złożonego karabiny zawieszonego w szynach na plecach. Zadowolony ruszył dalej wzdłuż ulicy. Przechodnie ustępowali mu z drogi. Był w końcu żołnierzem Imperialnych Sił Zbrojnych. Większość mieszkańców cieszyła się na obecność dodatkowego garnizonu stacjonującego na planecie. Tym bardziej w ostatnich czasach. Niepokoje na granicach narastały. Synchar Amanus ponowił ostatnio rajdy na graniczne sektory w tym – także ten. A obecność dodatkowych żołnierzy sprawiał że mieszkańcy czuli się bezpieczni. Aby pogłębić to poczucie bezpieczeństwa wśród cywili żołnierze z garnizonu mają obowiązek wspomóc siły porządkowe w jakikolwiek sposób – na przykład patrolowaniem miast, szkoleniami w zakresie obrony planetarnej itp. Nachi właśnie robił to pierwsze. Miał do obejścia spory kawałem wzdłuż głównej ulicy, odbić w boczne, zrobić pętle i wrócić. Był dopiero w połowie drogi. Mijał właśnie stoisko z przekąskami gdy ktoś go zawołał.

- Pnie żołnierzu! Może skusi się pan na coś słodkiego? - zawołała handlarka. Drobna Jug'i – rdzenna rasa zamieszkująca te planetę. Byli niscy o długich kończynach i niewielkich głowach. O ciałach pokrytych łuskami. Patrzyła na niego dwiema parami ognistych oczu.

- No nie wiem... - Dziwnie wyglądające szlamowate kuli na jej stoisku nie wyglądały zachęcająco – Jestem właśnie na patrolu..

- Oj tylko jedną. Na mój koszt – Patrzyła na niego w taki sposób że nie mógł odmówić. Rozsuną przyłbice hełmu składające się na wizjer i wziął od niej jedną kulkę. Obejrzał ją uważnie i ostrożnie wgryzł. Poczuł ostry kwaśny smak dławiący go w przełyku. Miał ochotę od razu wypluć kęs. Nie dał jednak nic po sobie poznać, sprzedawczyni ciągle na niego patrzyła. Zmusił się do przełknięcia i zjadł resztę żałując że narzekał na żołnierskie rację.

- I jak? - zapytała.

- Dobre – Skłamał modląc się by nie zwymiotował – Pani wybaczy ale muszę kontynuować patrol.

- Ależ oczywiście, nie będę przeszkadzała dzielnemu wojakowi

    Ukłonił się i ruszył dalej uszczelniając hełm. Dopiero jak miał pewność że nikt go nie usłyszy pozwolił sobie na kilka komentarzy względem „czegoś słodkiego". Jeszcze kilku handlarzy zaproponowało mu kilka przekąsek ale stanowczo odmawiał bojąc się ryzykować. Cały czas starał się zabić ohydny smak żując racje polowe. Skręcał właśnie w boczną uliczkę gdy zauważył dziwne refleksy światła na ścianach budynków. Pojawiały się i znikały. Spojrzał w górę. Błyski eksplozji na orbicie. Pewnie testują działa – Pomyślał – Swoją drogą nie powinni tego robić tak blisko planety – popatrzył przez chwilę i ruszył dalej. Nie uszedł daleko gdy eksplozje się nasiliły. Teraz rozbłyski pojawiały się na sporej części nieba.

- Co jest... - nie dokończył milknąc na widok upadającego krążownika. Kadłub miał podziurawiony jak po ciężkim ostrzale. Wszyscy stawali i patrząc jak zapala się od tarcia ciągnąc za sobą warkocz szczątków. Kolos płonąc w atmosferze runą na północną część miasta znikając za potężnymi iglicami. Słup ognia wystrzelił w niebo wzbijając tysiące ton kurzu i pyłu. Fala uderzeniowa rozeszła się po okolicy wprawiając wszystko w drżenie. Rozległy się krzyki przerażenia. Ktoś wskazał w niebo. Kolejny okręt – w podobnym stanie, wchodził w atmosferę. Ten tym razem zmierzał daleko za granicę miasta. Nagle na niebie zaroiło się od upadających wraków. Fragment fregaty runą dokładnie na iglicę. Konstrukcja wytrzymała uderzenie i pomimo sporej dziury trzymała się w pionie. Nachi wrócił na główną ulice. Panował tam spory ruch. Wszyscy uciekali przed spadającymi szczątkami. Zabrzmiał komunikator. Rozkazy. Natychmiastowa ewakuacja ludności cywilnej. Wyznaczono punkty ewakuacyjne. Jak to Natychmiastowa ewakuacja? Całej planety? Co z flotą obronną? Kto zaatakował? Co się dzieje? - Za dużo pytań na które nie znajdzie teraz odpowiedzi. Rozejrzał się po uciekających. Wszyscy kryli się w budynkach chcąc przeczekać atak. Oni nie widzą że rozkazano ewakuację – pomyślał – jeśli tu zostaną któryś z wraków ich zmiażdży. Wyszedłszy na środek ulicy nabrał powietrza w płucach. Sprawdził najbliższy punkt ewakuacyjny i zawołał.

- Wszyscy wynocha stąd, wydano nakaz ewakuacji planetarnej! - Ucichli i spojrzeli na niego z niedowierzaniem w oczach, on jednak mówił dalej – Punkt ewakuacyjny jest przy Placu Świateł – Nikt się nie ruszył. W tym czasie kolejny wrak upadł na miasto – Ruchy, Flota długo nie wytrzyma – Dopiero to zadziałało. Spojrzeli w niebo na spadające wraki. Pojedynczo potem grupami zaczęli biec. Jakiś kupiec chciał zgarnąć towar z stoiska. Nachi podbiegł do niego złapał za ramię i pociągną wzdłuż ulicy

- Czekaj co robisz? Daj mi zabrać...

- Nie ma czasu – popchnął go w stronę Punktu – Biegiem na Plac

- Ale co z moim towarem?

- Towar czy życie? - Kupiec spojrzał na niego, potem na stoisko i w niebo. Niezgrabnie jednak stanowczo ruszył Wzdłuż ulicy. Na niebie rozbłysła ogromna kula ognia. Pancerniki – Ocenił Nachi – Pancerniki zaczęły ostrzeliwać.. No właśnie kogo? Patrzył ale nie widział żadnych obcych statków. Tylko niebo było dziwnie ciemne. Coś niby cień przemknął po okolicy. Nie miał czasu nad tym myśleć, ruszył z tłumem pilnując porządku.

Czarne Gwiazdy - ZmrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz