Rozdział 3

112 10 0
                                    

Obudził mnie przeraźliwy pisk budzika. Czemu to urządzenie jest takie denerwujące?! Zaczęłam po omacku szukać wyłącznika i strąciłam budzik z szafki nocnej. Kolejny zniszczony. Przynajmniej przestał piszczeć. Uchyliłam lekko powieki. Sięgnęłam ręką po telefon i sprawdziłam godzinę. 5:32. Zerknęłam w róg pokoju gdzie stały dwie pełne walizki. Kiedy wczoraj około 23 uświadomiłam sobie, że mama nie żaruje postanowiłam jednak się spakować. Wiedziałam, że i tak wyśle mnie do "ojca", nie zwarzając na to czy jestem spakowana czy nie.
Powoli powlekłam się do szafy. Wyjęłam z niej czarne rurki i biały sweterek. Skierowałam się do łazienki. Po trzydziestu minutach byłam gotowa. Zrobiłam lekki makijaż, a włosy zoatawiłam rozpuszczone. Wzięłam walizki i zeszłam na dół. W kuchni mama robiła śniadanie. Bardzo żadki widok. Usiadłam bez słowa przy stole, a po kilku minutach koło mnie pojawił się Michael. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem. Mama postawiła na stole tosty z serem, a my w ciszy zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku zaczęliśmy wychodzić. Mama miała nas odwieść na lotnisko i jechać do pracy. Założyłam czarne vansy i wyszłam. Wrzuciłam walizki do bagażnika, a sama usiadłam na tylnym siedzeniu samochodu. Po chwili dołączył mój brat i mama. Ruszyliśmy.
Ciszę, która panowała w samochodzie przerywało grające radio. Po dwudziestu minutach byliśmy na lotnisku. Wysiedliśmy, wzieliśmy walizki i ruszyliśmy do odprawy. Mama po prostu odjechała. Nie odezwała się nawet słowem. Żadnego „Bawcie się dobrze" czy „Uważajcie na siebie ". Nic. Ale taka już była mama. Twarda jak skała. Lodowata.
Gdy weszliśmy na pokład samolotu od razu wyjęłam książkę, żeby zająć czymś myśli. Michael, który siedział obok mnie włączył muzykę na słuchawkach i chyba zasnął. Zapowiada się długi lot. Londynie natchodzę.
Podczas czytania książki musiałam zasnąć, bo obudził mnie głos jakiś głos mówiący, że zaraz lądujemy. Obudziłam brata i schowałam książkę do bagażu podręcznego. Po wylądowaniu skierowaliśmy się po nasze walizki. Po odebraniu ich wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy wypatrywać ojca. Nagle podszedł do nas młody chłopak. Na oko miał może dziewiętnaście lat.
- Cześć. Wy to pewnie Lea i Michael Cliffordowie. - powiedział z uśmiechem
- Tak. - odpowiedziałam niepewnie.
- Jestem Nathan. - podał mi rękę, którą lekko uścisnęłam - Wasz ojciec nie mógł was odebrać więc wysłał mnie.
- A ty niby kim jesteś? - spytał mój brat
- Jestem synem jego nowej partnerki. - odrzekł chłopak. Zatkało mnie. Ojciec ma inną kobietę? - Nie stujcie tak jak kołki tylko chodźcie do samochodu. - zaśmiał się
Poszliśmy za chłopakiem. Chłopak otworzył mi drzwi od pasażera w czarnym Range Roverze. Dżentelmen. Wsiadłam do samochodu, a chłopak zamknął za mną drzwi po czym obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Michael siedział z tyłu i mówił coś pod nosem. Ruszyliśmy.
Po piętnastu minutach chłopak zatrzymał samochód przed domem. Nie, to nie był dom. To była willa. Białe ściany, czarny dach, dwa piętra. Przed domem stała duża fontanna, a na około i zapewne z tyłu rozpościerał się ogromny ogród. Całokształt był powalający.
- Lea nie stój jak słup tylko choć. - zaśmiał się Nathan. Dziwnie się czułam słysząc moje stare imię. Nikt tak do mnie nie mówi od dwóch lat. Ale nie chcąc wprowadzać chłopaka w błąd nie zwracałam na to uwagi.
Przez dębowe drzwi weszliśmy do korytarza, a stamtąd droga prowadziła prosto do przestronnego, nowocześnie urządzonego salonu połączonego z jadalnią. Ściany były białe. Na środku stała czteroosobowa, czarna kanapa, dwa fotele i mały szklany stolik. Naprzeciw kanapy wisiał duży telewizor.
- JESTEŚMY. - krzyknął Nathan
- Jestem w kuchni. - od krzyknęła jakaś kobieta. Pewnie druga żona ojca.
Poszliśmy za chłopakiem przez cały salon, jadalnię i weszliśmy do kuchni. Przy kuchence stała dość ładna kobieta. Na oko miała może trzydzieści siedem lat. Czarne włosy upięte w koka. Ubrana była w ładną fioletową sukienkę i fartuch kuchenny. Jej wzrok był skupiony na przygotowywanej potrawie. Nathan odchrząknął, a kobieta spojrzała na nas dużymi niebieskimi oczami. Wytarła ręce w ścierkę i ruszyła w naszą stronę. Najpierw uścisnęła syna, a następnie odwróciła się do mnie i mojego brata.
- Witajcie. Jestem Anastazja, ale mówcie mi Ana. Pod rzadnym pozorem nie zwracajcie się do mnie Proszę pani. Czuję się wtedy stara.- zaśmiała się. Przytuliła mnie, a następnie Michaela. - Wasz ojciec dużo o was opowiadał. A co do niego to powinien niedługo być. Siadajcie do stołu zaraz podam objad. - wróciła do przygotowywania posiłku.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc poprosiłam Anastazję o jakieś zajęcie. Kazała mi nakryć do stołu. Gdy skończyłam usłyszałam otwieranie frontowych drzwi. Pewnie ojciec wrócił.

-----------------------------------------------------------

Część wszystkim :*

Przepraszam że tak długo musieliście czekać i za to, że rozdział krótki ale muszę się dużo uczyć.
Obiecuję, że następny będzie dłuższy, ciekawszy i szybciej dodany.

Do następnego :*

FadedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz