Biegliśmy w stronę lasu. Cieszyłam się, ponieważ od dawien dawna nie polowałam i nie odwiedzałam lasu. Moje włosy powiewały na wietrze. Zimny podmuch powietrza koił moją rozpaloną i przemęczoną skórę. Po chwili wraz z Jake'iem znajdowaliśmy się w lesie. Zapach mchu i mokrych liści przynosił mi na myśl dom. Usiadłam na ziemi i zaczęłam jeździć po niej dłonią. Jake przykucnął koło mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Muszę przyznać w ogóle nie zwracałam uwagi na jego piękne zielone oczy, aż do teraz. Wsród nas panowała cisza. Słyszałam jego oddech. Jego kruczoczarne włosy opadły mu na czoło. Dłonią odgarnęłam je do tylu. Siedzieliśmy tak jeszcze przez jakąś chwilę.
-Masz piękne oczy-powiedział.
Zdziwił mnie jego komplement. Nie wiedziałam, że wspólny wypad na polowanie potoczy się w taką rozmowę.
-Dzięki-rzuciłam po czym wstałam i pobiegłam w głąb lasu.
Zauważyłam sarnę. Zwinnym ruchem schowałam się za drzewem i wyjęłam łuk. Nałożyłam strzałę, naprężyłam cięciwę i wycelowałam. Strzeliłam. Było słychać cichy świst strzały, która przebijała powietrze. Trafiłam. Sarna przewróciła się na ziemię. Pobiegłam w jej stronę. Strzała była wbita prosto w serce. Zwierzę jeszcze żyło, słychać było jego ciche pojękiwanie. Wiedziałam, że cierpi. Wyjęłam strzałę z rany, a następnie rozcięłam nią szyję sarny. Chwilę potem dołączył do mnie Jake, który pomógł mi pociąć zwierzę na kawałki, po czym mięso schowaliśmy do plecaków. Siedzieliśmy jeszcze chwilę patrząc na siebie. Po chwili zaczęliśmy wracać do dziury. Mój wzrok przykuło jakieś niebieskie światło. Ruszyłam w jego kierunku.
-Chloe-rzucił Jake.-Chloe proszę nie idź tam, to może być niebezpieczne-ostrzegał.
Nie słuchałam go. Coś mnie przyciągało w tamtą stronę. Byłam coraz bliżej źrodła światła, gdy ktoś przycisnął mnie do najbliższego drzewa. Jake.
-Nie pozwolę tobie tam iść-syknął.
-Nie pytam się ciebie o pozwolenie-odpowiedziałam, po czym próbowałam się wyrwać z jego uścisku.
Moje starania poszły na nic.
-Chloe, idziesz na pewną smierć. Zabraniam ci-warknął.
-Nie jestem twoją własnością do cholery!-odwarknęłam.
Ruszyłam w stronę światła. Dotarłam do źrodła. Widziałam małą dziewczynkę.
-Zgubiłaś się?-zapytałam.
Niestety nie odpowiedziała. Zdziwiło mnie to. Rozsądek podpowiadał mi, abym uciekała, że to jest pułapka, lecz serce mówiło, pomóż jej. Ruszyłam w stronę dziewczynki. Miała siwe włosy i odziana była w czarną sukienkę. Dotknęłam jej ramienia. Po chwili dziewczynka się odwróciła. Zamarłam. Moim oczom ukazał się przerażający obraz. Dziewczynka miała odciętą dolną szczękę. Po chwili rozległ się ogłuszający krzyk. Złapałam się za uszy, lecz to nie pomogło. Czułam jak wypływa z nich jakaś ciecz. Krew. Zaczęłam się wycofywać, ale krzyk przybrał na sile. Rozległ się blask. Widziałam tylko oślepiającą biel.Słyszałam jakieś głosy. Nie wiedziałam do kogo należą. Spróbowałam otworzyć oczy. Widziałam pomieszczenie pełne łóżek. Chciałam wstać, lecz mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Dłonią spróbowałam dotknąć prawego ucha. Poczułam wyschniętą stróżkę krwi. Zauważyłam, że na nadgarstku widniała biała bransoletka. Wiedziałam już gdzie jestem. Oddział szpitalny. Po chwili zaczęłam wyraźniej słyszeć głosy, które mnie wybudziły. Słyszałam rozmowę Jake'a z jakąś kobietą, prawdopodobnie była pielęgniarką. Próbowałam podsłuchać cokolwiek z ich rozmowy.
-Nie możemy jej jeszcze wypuścić-rzekła kobieta.
-Rozumiem-przyznał Jake.
-Jej przypadek jej wyjątkowy, nigdy nie widziałam kogoś, kto przeżyłby coś takiego-powiedziała.
-Masz rację, jest jedyną-odpowiedział Jake.
-Muszę to zgłosić dowództwu.
-Rozumiem.
Nie rozumiałam o co chodzi. Dalej nie udało mi się wychwycić żadnych zdań. Obraz w moich oczach zaczął się rozmazywać. Powoli zaczęłam zasypiać. Udało mi się wychwycić jedno słowo.
"Nadajnik".
CZYTASZ
Projekt: samobójcy
Science FictionW końcu na Ziemi zapanował pokój, ludzie zaprzestali wszelkie wojny i skupili się na życiu w pokoju. Każdy darzył każdego szacunkiem i zaufaniem. Politycy przestali okłamywać i oczerniać innych. Świat zaczął powoli stawać się lepszy. Niestety wkrótc...