***20***

12.1K 712 28
                                    









Chłopaki wyjechali, a ja wciąż czekam na Tamarę. Przygotowałam zdrowe przekąski, świeży sok dla przyszłej mamusi i ciasteczka dla naszych urwisów. Zaniosłam to wszystko na taras, jest piękny, ciepły wieczór, nie ma co siedzieć w domu.

Tamara nareszcie przyjechała, spóźniła się jakieś dwie godziny, powodem było to, że jej synek obudził się jakąś godzinę temu, a nie chciała go budzić.
Lucas jest zachwycony, ma kolegę do zabawy, jest już późno, ale i tak wiem, że dzieciaki tak szybko nie pójdą spać. Pomogłam jej zanieść torby do pokoju gościnnego, po czym zeszliśmy na dół i usiadłyśmy na huśtawce.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jak naleje sobie wina?- spytałam.
- Oczywiście, że nie. Tylko zjedz coś, bo wyglądasz na bardzo głodną.- Jedzenie, No tak dzisiaj zjadłem tylko jogurt, ale to musi wystarczyć.
- Odchudzam się, a wino samo w sobie ma sporo kalorii.
- żartujesz?! Z czego ty chcesz się odchudzać? Chcesz całkiem zniknąć?
- Daj spokój, mój tyłek przypomina wielkie wiadro! Muszę schudnąć kilka kilo, do tej pory schudłam tylko trzy wiec jeszcze tak z dwa, może trochę więcej.
- Wiesz, że jesteś nienormalna! Ile warzysz 50 kg?
-48.
- Boże kobieto musisz coś zjeść! Nie chce, abyś mi tu zaraz padła z wygłodzenia. Czy Milton wie o tym?
- Nie nic nie wie, bo inaczej zmusiłby mnie do jedzenia, od tygodnia ukrywam to przed nim.- Wstałam i poszłam do kuchni otworzyć wino, Nalałam sobie trochę i wróciłam z kieliszkiem i butelką w ręku. Tamara rozmawia przez telefon.
- Nie wiem, zrób coś, bo zagłodził się na śmierć!- No to chyba jakaś kpina! Postawiłam butelkę i kieliszek na stoliku i szybko do niej doskoczyłam.
- Zgłupiałaś? Oddawaj ten telefon!
Wymachiwała nogami i rekami tak, że nie mogłam dosięgnąć. Jednak po chwili sama mi go oddała.
- Chce z tobą rozmawiać.
Wzięłam telefon i się Rozłączyłam .
- Czy ty do reszty zwariowałaś?! Dlaczego to zrobiłaś?
- Posłuchaj mnie uważnie, nie możesz się głodzić z tak idiotycznego powodu! Spójrz na siebie, jesteś szczupła i piękna, a jeśli schudniesz jeszcze parę kilo, będziesz przypominać wieszak! Zamawiam chińszczyznę i zjesz ja albo przywiąże Cię i wepchnę ci to jedzenie siłą.
Telefon zaczął dzwonić, spojrzałam na wyświetlacz, to Milton No tak zajebiście teraz będę musiała się tłumaczyć. Zmroziłam wzrokiem wścibską babę, która mnie w to wpakowała.
- Hej kochanie. Dojechaliście już do hotelu?
- Czy ty do reszty postradałaś rozum! Odchudzasz się już od tygodnia!? Czy to jakiś cholerny żart! Ile zjadłeś przez ten tydzień piec jogurtów i sałatkę?
- Milton uspokój się! Przecież nic mi nie jest, nie martw się...
- Moje pytanie brzmi, po jaką cholerę?! Chcesz się nabawić Anemii! Do kurwy nędzy masz jeść, inaczej doigrasz się, jak wrócę!
Przysięgam, jeśli jeszcze raz się na mnie wydrze rozwalę ten cholerny telefon!
- Jeszcze raz na mnie Krzyknij Milton, ta rozmowa dobiegnie końca.
- Jak mam do cholery nie krzyczeć! Głodzisz się z niewyjaśnionych powodów, zastanów się trochę!

Nikt mi nie powie, że nie Ostrzegałam go. Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik. Nie rozbił się, ale to dobrze nie mam zamiaru kupować nowego telefonu.
- Zadowolona jesteś?
- Owszem, zaraz będzie jedzonko!- jej uśmiech trochę mnie rozbawił, ale wciąż byłam trochę zła, ale zaraz na pewno mi przejdzie. Usiadłam na huśtawce i przyglądałam się dzieciakom.

Lucas bawi się z Michaelem w piaskownicy, bardzo się lubią i traktują jak rodzeństwo. Cieszy mnie to bardzo, bo sama traktuje Tamarę jak siostrę.
Telefon znów się odezwał, nie musiałam nawet zerkać na wyświetlacz, wiem, kto dzwoni.
- Jeśli na mnie jeszcze raz krzykniesz, nie będę z tobą rozmawiać.
- Przepraszam, poniosło mnie trochę. Proszę Cię, abyś przestała się odchudzać. Słoneczko nic ci nie brakuje, masz cudowne ciało. Obiecaj mi, że będziesz jeść.
- Nic nie obiecuje, ale zjem coś. Tak może być?
- Ok i tak wiem, że nic nie wskóram krzykiem i błaganiem. Jesteś za bardzo uparta.- westchnął zrezygnowany.
- Tak to cała ja.- zaśmiałam się pod nosem. Cóż nareszcie zrozumiał, że krzykiem niczego się nie załatwi. No, chyba że ja krzyczę to, co innego.
- Co robicie?
- siedzimy w ogrodzie, ja pije wino, Tamara soczek a dzieciaki bawią się w piasku.
- Tylko nie pij za dużo i zjedz coś. Jak wrócę, zabieram Cię na kolacje, stek i frytki to, to czego ci trzeba.
- Tak, tak jasne, tak sobie wmawiaj.
- Bree!
- Ok nie irytuj się tak, bo zmarszczek dostaniesz.
- Dałbym Ci klapsa jakbym tam był!
- Ooo tak skarbie tego właśnie pragnę.- Powiedziałam, seksownym głosem.
- Ok Bree nie pogrywaj ze mną w ten sposób.- Wydał z siebie podniecający pomruk.
- Jak lubisz spać? Na policjanta, boksera, rycerza czy na Mikołaja?
- Co?
- Słyszałeś, wiec wybierz jeden z czterech wariantów.
- Eee na Mikołaja?.
- Z worem na plecach!

Moja towarzyszka wybuchneła głośnym śmiechem, Milton to samo i chyba przekazywał to dla chłopaków.

- Ok to nie! To na policjanta.

Tamara już turla się ze śmiechu.

- Z pałą w ręku!- Znów usłyszałam w słuchawce głośny śmiech kilku mężczyzn.

- Ok to na boksera?

- Z pizdą pod okiem.
- Ooo to może być.- jego śmiech był zaraźliwy.
- A jak jest na rycerza?
- Z mieczem w pochwie.
- To ja jednak wole na rycerza!
- Tak nie watpię, że każdy mężczyzna wybrałby ten wariant.
- Nie wiem jak każdy, ale ja mój miecz wkładam tylko do jednej pochwy.
- I całe szczęście, bo gdybyś udzielił innej odpowiedzi, twój miecz miałby kłopoty po powrocie. Chodzi mianowicie o przestrzeżenie sektorem!
- Nie wątpię w to i dlatego też mój miecz nie opuszcza swojej klatki, chyba że w łazience, za potrzebą.- śmiech Tamary dudnił mi w uszach. Trzęsła się cała i nie mogła złapać tchu.
- Ok, ok pa skarbie, bo muszę uspokoić tę zdrajczynię, bo zaraz udusi się ze śmiechu!
- Kocham Cię i zadzwonię lub napisze później.
- Pa tęsknię!
- Ja też, buziaki piękna.

*******

Położyłam się do łóżka około drugiej w nocy. Dzieciaki zasnęły jakąś godzinę wcześniej, po tak długiej zabawie i półgodzinnej kąpieli zasnęli, jak tylko ich głowy, dotknęły miękkiej poduszki. Tamara także była zmęczona, wiec poszła za ich przykładem. Ja natomiast ogarnęłam w salonie i kuchni, wzięłam prysznic, ubrałam się.
Leżąc w łóżku, przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, Milton miał napisać lub zadzwonić, ale do tej pory tego nie zrobił. Wzięłam telefon do ręki i wstukałam szybka wiadomość.
Ja: wszystko ok? Miałeś się odezwać. Brakuje mi ciebie.

Czekałam na jakiś odzew z jego strony, ale minęła już następna godzina i nic. Postanowiłam, że nie będę się narzucać i nie będę dzwonić, dopóki sam się nie odezwie.

Przebudziłam się w nocy, śnił mi się koszmar mianowicie Billy. Zrobił krzywdę dla Miltona i Lucas. Szczegółów nie pamiętam, wiem tylko, co poczułam na widok zimnych, zakrwawianych ciał moich mężczyzn. Gdy już przestałam płakać, zerknęłam na zegarek 5:05 i brak jakichkolwiek wiadomości, dalej nie zadzwonił ani nie napisał. Może nie potrzebnie się martwię, w końcu to tylko męski wypad. Położyłam się z powrotem i usnęłam.

Wstałam jako ostatnia, Tamara nakarmiła dzieci i zrobiła mi śniadanie. Nie miałam ochoty nic jeść, ale morderczy wzrok mojej przyjaciółki przekonał mnie do kilku kęsów tosta z serem.
- Tamara? Bryan odzywał się do ciebie?- spytałam, bawiąc się lekko przypalonym tostem.
- No właśnie nie. Obiecał, że zadzwoni wieczorem, ale tego nie zrobił. Martwię się trochę. - Widać, że niepokoi się i szczerze sama zaczynam się martwić. Dzwoniłam do wszystkich, jak tylko się obudziłam, ale wszyscy mają wyłączone telefony.
- Może za dużo popili i zapomnieli. Nie martw, się na pewno się odezwie.- starałam się ją pocieszyć, lecz sama nie wierzę w to, że aż tak mocno popili, aby nie być w stanie zadzwonić. Zresztą Milton nawet pijany w trzy dupy wydzwaniał, mówił, że kocha i tęskni, a czasami nawet chciał uprawiać seks przez telefon.

Poszłam na góre i zadzwoniłam do Sarah i Sharon, ale do nich też się nie odzywali. Teraz naprawdę zaczynam panikować! A co jeśli coś im się stało? Boże może powinnam to zgłosić na policję? Pewnie wezmą mnie za wariatkę, która panikuje, bo jej facet przez noc nie dawał znaku życia.
Pozostało nam tylko czekać i próbować się w jakiś sposób z nimi skontaktować.

Tak minął nam cały dzień i pół kolejnej nocy. Dzwoniłyśmy co chwila, ale nic się nie zmieniało. Nasz dom został oblężony przez zamartwiające się cztery kobiety, wraz ze mną. Każda z nas starała się nie pokazywać, jak bardzo się martwi, ale koniec końców i tak w środku nocy zaczęłyśmy zastanawiać się, czy nie wezwać policji. Postanowiłyśmy, że jednak jak narazie nie zawiadomimy policji, ale jak nie odezwą się do jutra, natychmiast zgłosimy ich zaginięcie.

Zamartwianie się o chłopaków to jedno, ale mamy też inny problem. Martwiłam się o Tamarę, jest w ciąży i stres to ostatnie czego powinna w tym momencie doświadczyć. Oby tylko to się źle nie skończyło...

Zdobyć Cię na nowo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz