Rozdział 10

875 52 14
                                    

Raziye

Biegłam prosto przed siebie, zbliżając się do pałacu. Byłam już coraz bliżej seraju. Myślałam tylko o tym, co stało się przed chwilą, a stać się nie powinno. Nie miałam siły. To mnie przerosło i wymknęło się spod kontroli. Marzyłam już tylko o śnie, który pozwoliłby mi oderwać się od tego co ciążyło na mych barkach.

W oka mgnieniu wpadłam do pałacu i przebiegłam korytarze haremu, pogrążone w mroku i śnie. Wbiegłam do komnaty i prawie płacząc rzuciłam się na łóżko. Moje serce nie przestało kołatać ani przez chwilę. Myślałam o Yusufie. Był dobrym i uczciwym człowiekiem. Przy tym mądrym i silnym mężczyzną. Nie zaprzeczę też, że przystojnym. Jego czarne jak węgiel włosy dodawały mu uroku. Męskie rysy i lekki zarost sprawiały jego twarz bardzo atrakcyjną. Ciemna, opalona cera do której miałam słabość. Ale nic nie mogło równać się z jego oczami, zawsze pełnymi nadziei. To im nigdy nie potrafiłam się oprzeć. To one sprawiały, że cały świat mógł nie istnieć. A co najważniejsze, był człowiekiem o złotym sercu. Nigdy nie pozwoli by niewinnej istocie stała się krzywda. Był idealny, dlaczego więc coś w mojej głowie nie pozwalało mi z nim być podczas, gdy serce głośno protestowało. Wiedziałam, że nasz związek jest niemożliwy, ze względu na to kim jestem. Matka nigdy nie zgodziłaby się na to. Nie mówiąc już o moim ojcu Sułtanie Sulejmanie. I z tą myślą zasnęłam, marząc tylko o tym by sen trwał jak najdłużej.

Obudziłam się bardzo wcześnie. Wyszłam na taras. Było bardzo mglisto. Z tarasu zawsze widziałam wszystko co dzieje się w ogrodzie. Dziś jednak trudno było mi cokolwiek dostrzec. W dodatku powiewał chłodny wiatr. Rozmyślałam o tym, co wciąż nie dawało mi spokoju.

Po chwili dołączyła do mnie Sinan.

-Pani przyniosłam śniadanie.

-Nie jestem głodna, Sinan.

Kobieta z zaciekawieniem podeszła bliżej i z uwagą mi się przyglądała.

-Coś się stało? Wczoraj tak późno wróciłaś.

Kątem oka spojrzałam na Sinan. Nie miałam zamiaru przed nią niczego ukrywać. Wiedziałam, że mogę jej ufać. Nigdy mnie nie zawiodła. Poza tym musiałam wyrzucić to z siebie, więc opowiedziałam służącej wszystko co stało się wczoraj po przyjęciu. Sinan zmartwiła się moimi słowami, ale na jej twarzy ani przez chwilę nie zagościło zdziwienie.

-Wiedziałam, że prędzej czy później między tobą Pani, a Yusufem dojdzie do czegoś więcej. Jesteś w trudnej sytuacji, ale niestety nie umiem ci doradzić. Musisz sama podjąć właściwą decyzję.

Tak bardzo chciałam by Sinan choć trochę mi doradziła, by wskazała właściwą drogę. Ale miała rację sama musiałam ją wybrać.

-Pani zaraz masz lekcję z Jastrzębiem. Czy mam powiedzieć mu, że nie przyjdziesz?

-Nie. Nie chcę opuszczać lekcji. Poza tym jeśli zostałabym w komnacie cały czas tylko rozmyślałabym.

Sinan kiwnęła głową na znak, że rozumie. A ja udałam się do ogrodu. Było naprawdę mglisto. Będąc kilka metrów od Jastrzębia widziałam tylko niewyraźną postać. Dopiero stojąc przed mężczyzną, uświadomiłam sobie, że niewyraźną postacią, którą widziałam do tej pory nie jest Jastrząb, lecz Yusuf. Stał wyprostowany, przyglądając mi się z lekkim uśmiechem.

-Jastrząb musiał w pilnej sprawie pojechać na targ, dlatego poprosił mnie bym go zastąpił. - przemówił po dłuższej chwili Yusuf.

Nic nie odpowiedziałam. Bałam się, że Yusuf wspomni wczorajszy wieczór, który spędza mi sen z powiek. Nie miałam pojęcia co mogłabym mu odpowiedzieć. Ku mojemu zdziwieniu młody mężczyzna jak na razie nie zamierzał do niej wracać, co przyniosło mi chwilową ulgę.

Sułtanka RaziyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz