~ Rozdział 6 ~

1.3K 100 5
                                    

Następnego dnia już na powrót spakowana wyszła z hotelu, kierując się w stronę dworca kolejowego. Gdy pociąg w końcu nadjechał dziewczyna z swoim małym bagażem od razu weszła do środka i zajęła najbliższe miejsce, mimo, że do odjazdu zostało jeszcze 10 minut. Chciała już wrócić jak najszybciej do Magnolii, gdzie spokojnie będzie mogła po układać sobie myśli i gdzie będzie czuć się bezpiecznie. Mimo, że misja dawno dobiegła końca i co najlepsze w ogóle nie była straszna, cały czas czuła wewnętrzny niepokój. Pociąg był prawie pełny, miejsce obok zajęła jakaś starsza pani, która od razu zasnęła jak tylko położyła głowę na tylne oparcie, a dwa miejsca naprzeciw były jako jedyne wolne. Wokół zabrzmiał dzwon oznajmiający, że pojazd za chwile rusza.

- To też sobie prześpię jazdę - wyszeptała do siebie po czym tuląc do piersi swój bagaż powoli zamknęła oczy. Przez chwilę jedynie słyszała kroki i odgłos siadania naprzeciw, lecz nim się zorientowała zasnęła...

- Cholera ja nie wytrzymam, niech się już to kończy... - słyszała w pół śnie czyjś głos. Nagle na jej kolanach pojawił się wielki ciężar i gwałtownie wyrwana z snu spojrzała na czarna postać na nogach.

- Czy to włosy... - spojrzała na resztę ciała, które sięgało siedzenia naprzeciw - Ty... TY ZBOCZEŃCU !!! - wykrzyczała odrzucając jego głowę z swoich kolan. Cały przedział popatrzył się w jej kierunku, a starsza pani prawie wyrwała się ze snu. Cała czerwona i wściekła popatrzała na mężczyznę naprzeciw, który był ledwo przytomny - Gajeel! Wiedziałam, że jesteś niebezpieczny... Ale nie myślałam, że nawet pod tym względem! - wstała z siedzenia biorąc ze sobą bagaż.

- Cz...Czzekaj...- cały zielony już na twarzy i z resztkami sił wyciągnął rękę w jej kierunku. Levy nie wiedziała kompletnie co mu jest i czy ma mu pomóc. W końcu jakby nie było był członkiem rodziny, choć dalej go nie akceptowała mimo chęci i starań.

- Co ci jest?! - powiedziała obojętnie i patrząc na niego z góry.

- Cho..roba lo..komo..cyjna - wydukał ledwo. Co miała zrobić, zastanawiała się przez chwile. Przecież i tak nie może na to nic zaradzić, a drobny wstręt ostatnich sytuacji sprawiał, że chciała się stamtąd ulotnić jak najszybciej. Nagle pociąg się zatrzymał, a twarz Gajeela powoli zaczęła wracać do naturalnego koloru.

-Już jesteśmy w Magnolii?? Tak szybko?! - spojrzała przez okno, normalnie powinni jechać jeszcze z co najmniej godzinę, lecz za szybą nie ujrzała miasta tylko puste łąki i pola. Coś było nie tak. Głośny odgłos pisków kobiet dochodził z każdego wagonu.

- Co się dzieje! - spojrzała po przedziale w którym , mimo podobnej paniki jaką czuła ona było spokojniej, niż za drzwiami innych przedziałów. Nagle poczuła szarpnięcie, jak ktoś ciągnie ją lekko do tyłu, obezwładnia ręce i przykłada nóż do jej gardła. Była totalnie zdezorientowana, ponieważ napastnikiem była babcia, która chwile przedtem spała sobie smacznie obok niej. Z drugiego końca przedziału wstał mężczyzna, który świecąc swoim nożem stanął na środku.

- Którzy to magowie!? - zapytał się z powagą w głosie starszej pani.

- Ta dziewczyna i chłopak - wskazała ruchem głowy na Gajeela, który siedział dalej z opuszczoną głową, widocznie nadal nieprzytomny - A w przedziale obok jeszcze jeden mag i to wszystko. Wyczuję te ścierwa na kilometr - napastniczka miała już pluć na podłogę na wzmiankę o magach. Mężczyzna dalej stał sztywno na środku.

- Zabij ich! A dokładniej uduś! Nie chce pobrudzić krwią wartościowych rzeczy jakie może posiadać ta dwójka - po usłyszeniu tych słów Levy zaczęła się szarpać, lecz babcia mimo wieku miała o wiele większą krzepę od niej i z łatwością założyła swoją rękę na jej szyje, dociskając druga. Dziewczyna czuła jak powoli nie potrafi oddychać. Drugi napastnik skierował się w stronę innych pasażerów, grożąc im, że jeżeli nie oddają całego majątku jaki posiadają przy sobie skończą jak Levy.

Żelazna MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz