Nabiła dwie kuleczki kukurydzy na haczyk. Zarzuciła wędkę za siebie i biorąc porządny rozmach pozwoliła końcowi żyłki dolecieć aż do połowy jeziora. Czuła już, jaka jest głodna i tylko czekała aż coś się złapie.
-Znaleźliśmy parę owoców, ale nic więcej – Gajeel z Lily na ramieniu położył zebrany prowiant po czym skierował się w przeciwną stronę lasu – Poszukam jeszcze czegoś, a ty tu pilnuj ~ kochanie – i już zniknął za drzewami.
-Kochanie ? – lecz nawet nie miała zbytnio wiele czasu do namysłu. Spławik zanurzył się pod wodę, a wędka poruszyła się jej w ręce w chwili, gdy żyłka była już naciągnięta. Levy zaczęła siłować się z rybą do chwili, gdy ta w końcu trafiła do jej rąk. Wielkie ślepia patrzyły się na nią jakby ją przenikały.
-Levy? - usłyszała głos Lily. Rozglądała się dookoła, lecz nikogo nie było – Levy! - tym razem ewidentnie mogła stwierdzić, że to ryba woła jej imię. Stworzenie momentalnie przybrało inną mimikę, jakby było wściekłe.
-Dlaczego masz głos Lily i dlaczego mówisz? – spanikowana ścisnęła mocniej zwierze.
-Boże Levy zaraz mnie udusisz! - w tym samym momencie krajobraz całkowicie się zmienił. Nie była już przy pięknym jeziorze w lesie, a w namiocie ściskając mocno kota.
-Boże Lily ja przepraszam – zmniejszyła uścisk wypuszczając go z jej ramion, lecz w tym samym momencie poczuła, że jej ruchy są również ograniczone. Na jej drobnym ramieniu spoczywała ręka Gajeela która opadała jej na brzuch, a jej plecy były oparte o klatkę piersiową chłopaka, który nadal spokojnie sobie spał. Jak zawsze czerwona jak burak powoli przesunęła się do przodu, lecz nawet to drobne szarpnięcie spowodowało, że na śpiku przyciągnął ją z powrotem do siebie i objął jak misia. Czuła jego oddech na karku przebijający się przez jej włosy. Lily za to wybuchł śmiechem widząc rożne reakcje i miny dziewczyny.
-Ty się nie śmiej, a mi pomóż – była tak zmieszana, że nie wiedziała co ma robić.
-Ale Gajeel nie spał tak spokojnie już od dawna – położył się ponownie na poduszce obok – Śpij dopiero słońce wstało.
-O co wam chodzi? - spojrzał na nich zaspanym wzrokiem. Poczuł jednocześnie jak ściskał przez sen do siebie dziewczynę - Eee... tego no - zdjął rękę z jej ciał - Sorry - widać było po nim, że się zawstydził i błądził wzrokiem po całym namiocie, byle by tylko nie spotkać wzroku dziewczyny, która podobnie jak on unikała jego wzroku spoglądając w dół. Nastąpiła chwila ciszy, której Lily przyglądał się przeplatając powagę z śmiechem.
-Dobra to jak już wszyscy wstaliśmy, możemy ruszyć dalej co? - odezwała się pierwsza, oni kiwnęli tylko głową i od razu wzięli się za składanie namiotu. Levy natomiast wzięła się za sprzątanie i porządne ugaszenie ogniska.
-Nie zrobiłem niczego głupiego co nie? - wyszeptał jak najciszej potrafił, by dziewczyna tego nie usłyszała.
-Nie, tylko przykleiłeś się do niej w nocy jak rzep i ściskałeś jak misia - powiedział poważnie jak gdyby nigdy nic. Chłopak westchnął głęboko, może i czasami robił rzeczy, które teoretycznie powinny być o wiele bardziej zawstydzające, ale robił je świadomie. Za to jeśli chodzi o sytuacje, które nie wynikły z jego inicjatywy bądź przez przypadek, wprawiały go w zakłopotanie. Gotowi już w dalszą drogę ruszyli przed siebie. Pogoda już piąty dzień im sprzyjała dzięki czemu spanie pod namiotem nie sprawiało żadnego problemu. Nie zdarzyło im się również spać w podobnej pozycji jak ostatnio przez co ... Czuła się zawiedziona? Zeszli ze ścieżki, by gdzieś pośrodku tej polany rozłożyć jak najszybciej jakieś schronienie na zbliżającą się ulewę.
![](https://img.wattpad.com/cover/44703781-288-k868588.jpg)
CZYTASZ
Żelazna Miłość
FanfictionLevy, mała, płaska dziewczyna będąca członkinią Fairy Tail. Myślała, że gorszej osoby, która tak łatwo może wyprowadzić ja z równowagi jak Droy i Jet nie spotka.. A jednak w gildii pojawia się nowy członek, który sprawi jej jeszcze więcej problemów...