~ Rozdział 10 ~

1.2K 98 9
                                    

Nabiła dwie kuleczki kukurydzy na haczyk. Zarzuciła wędkę za siebie i biorąc porządny rozmach pozwoliła końcowi żyłki dolecieć aż do połowy jeziora. Czuła już, jaka jest głodna i tylko czekała aż coś się złapie.

-Znaleźliśmy parę owoców, ale nic więcej – Gajeel z Lily na ramieniu położył zebrany prowiant po czym skierował się w przeciwną stronę lasu – Poszukam jeszcze czegoś, a ty tu pilnuj ~ kochanie – i już zniknął za drzewami.

-Kochanie ? – lecz nawet nie miała zbytnio wiele czasu do namysłu. Spławik zanurzył się pod wodę, a wędka poruszyła się jej w ręce w chwili, gdy żyłka była już naciągnięta. Levy zaczęła siłować się z rybą do chwili, gdy ta w końcu trafiła do jej rąk. Wielkie ślepia patrzyły się na nią jakby ją przenikały.

-Levy? - usłyszała głos Lily. Rozglądała się dookoła, lecz nikogo nie było – Levy! - tym razem ewidentnie mogła stwierdzić, że to ryba woła jej imię. Stworzenie momentalnie przybrało inną mimikę, jakby było wściekłe.

-Dlaczego masz głos Lily i dlaczego mówisz? – spanikowana ścisnęła mocniej zwierze.

-Boże Levy zaraz mnie udusisz! - w tym samym momencie krajobraz całkowicie się zmienił. Nie była już przy pięknym jeziorze w lesie, a w namiocie ściskając mocno kota.

-Boże Lily ja przepraszam – zmniejszyła uścisk wypuszczając go z jej ramion, lecz w tym samym momencie poczuła, że jej ruchy są również ograniczone. Na jej drobnym ramieniu spoczywała ręka Gajeela która opadała jej na brzuch, a jej plecy były oparte o klatkę piersiową chłopaka, który nadal spokojnie sobie spał. Jak zawsze czerwona jak burak powoli przesunęła się do przodu, lecz nawet to drobne szarpnięcie spowodowało, że na śpiku przyciągnął ją z powrotem do siebie i objął jak misia. Czuła jego oddech na karku przebijający się przez jej włosy. Lily za to wybuchł śmiechem widząc rożne reakcje i miny dziewczyny.

-Ty się nie śmiej, a mi pomóż – była tak zmieszana, że nie wiedziała co ma robić.

-Ale Gajeel nie spał tak spokojnie już od dawna – położył się ponownie na poduszce obok – Śpij dopiero słońce wstało.

-O co wam chodzi? - spojrzał na nich zaspanym wzrokiem. Poczuł jednocześnie jak ściskał przez sen do siebie dziewczynę - Eee... tego no - zdjął rękę z jej ciał - Sorry - widać było po nim, że się zawstydził i błądził wzrokiem po całym namiocie, byle by tylko nie spotkać wzroku dziewczyny, która podobnie jak on unikała jego wzroku spoglądając w dół. Nastąpiła chwila ciszy, której Lily przyglądał się przeplatając powagę z śmiechem.

-Dobra to jak już wszyscy wstaliśmy, możemy ruszyć dalej co? - odezwała się pierwsza, oni kiwnęli tylko głową i od razu wzięli się za składanie namiotu. Levy natomiast wzięła się za sprzątanie i porządne ugaszenie ogniska.

-Nie zrobiłem niczego głupiego co nie? - wyszeptał jak najciszej potrafił, by dziewczyna tego nie usłyszała.

-Nie, tylko przykleiłeś się do niej w nocy jak rzep i ściskałeś jak misia - powiedział poważnie jak gdyby nigdy nic. Chłopak westchnął głęboko, może i czasami robił rzeczy, które teoretycznie powinny być o wiele bardziej zawstydzające, ale robił je świadomie. Za to jeśli chodzi o sytuacje, które nie wynikły z jego inicjatywy bądź przez przypadek, wprawiały go w zakłopotanie. Gotowi już w dalszą drogę ruszyli przed siebie. Pogoda już piąty dzień im sprzyjała dzięki czemu spanie pod namiotem nie sprawiało żadnego problemu. Nie zdarzyło im się również spać w podobnej pozycji jak ostatnio przez co ... Czuła się zawiedziona? Zeszli ze ścieżki, by gdzieś pośrodku tej polany rozłożyć jak najszybciej jakieś schronienie na zbliżającą się ulewę.

Żelazna MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz