Przekręciła klucz w drzwiach swojego mieszkania i poczłapała w stronę gildii. Jak zawsze było tam gwarno i wesoło.
-Hej Miruś, Mistrz u siebie? - machała do dziewczyny za barem
-Tak jest w gabinecie – odpowiedziała nalewając kolejne kufry piwa. Levy pobiegła na schody i już po chwili stała przed drzwiami staruszka. Zapukała delikatnie, po czym weszła do środka.
-Dzień doby Mistrzu – uśmiechnęła się do niego, a ten również powitał ją uśmiechem – Pamiętasz ja mówiłeś mi o znaczeniu księgi, jaką znalazłeś przy mnie, jak byłam mała. Na ostatniej misji zrozumiałam w stu procentach, co to znaczy bym sama zapisała strony mojego życia własnymi decyzjami. Chcieli bym żyła niezwiązana z ich przeznaczeniem jakie ostatnio poznałam.
-Poznałaś swoich rodziców? - patrzył na mnie zatroskanymi oczami.
-Raczej oni nie żyją... lecz już dawno byłam z tym pogodzona. Znalazłam ich dawny dom pod ziemia, całkowicie przypadkiem oraz osobę, która pozbawiła ich życia. I to już nie jest problemem – głos dziewczyny zadrżał – Bo... bo go zabiłam, lecz cieszę się, że byłam to ja, a nie Gajeel, który wpadł w furię po tym co mi ten mężczyzna zrobił. Nie chciałam, by znowu zszedł na zła ścieżkę.
-Levy ... - nie wiedział co powiedzieć.
-Nie przyszłam się tu tylko wygadać, choć tego też potrzebowałam. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie to tak za mną chodzić – przerwała na chwilę – Ale chciałam również zapytać czy mogę przetransportować od moich rodziców wszystkie książki jakie udało im się zebrać i dać je tu do naszej biblioteki w gildii. A dość sporo ich jest – w końcu się uśmiechnęła ponownie
-Nie dasz radę ich sama unieść, więc weź parę osób z gildii do pomocy.
-Cała gildia musiałaby iść razem ze mną.
-Hym... pomyślmy – podszedł do jednej z szaf i ją otworzył – Może to ci pomoże - wyciągnął sporej wielkości kulę, większą niż standardowe lakrymy. Za nią stała jeszcze druga – Oprócz normalnego komunikowania przez nią, można również teleportować z jednej kuli do drugiej drobne przedmioty, a księgi powinny spokojnie przez nie przejść. Powiedz komuś, by czekał w naszej bibliotece przy kuli i odkładał na bok co przez nie przejdzie, by kolejne mogły się przetransportować.
-Dziękuję mistrzu – uradowana wyszła, ledwo potrafiąc unieść dwie lakrymy. Dochodząc w końcu do baru odstawiła tam jedną z kul, a drugą zaniosła już do biblioteki. Gdy wróciła wzięła pozostałą i skierowała się w stronę domu Gajeela. Jak zawsze w wolnej chwili grał na gitarze. Poprosiła ich, by Lily poleciał z nią, a smoczy zabójca trzy dni później czekał w bibliotece w gildii i układał od razu książki na półki. Zgodzili się od razu, a dziewczyna pojechała pociągiem do miasta, gdzie ostatnio leżała poraniona. Gdyby nie Lily przerzucanie książek zajęłoby dwa dni. Gorzej miał się Gajeel, który nie nadążał z układaniem ich i zmuszony był odkładając je po prostu na bok.
-Dziękuję za pomoc – przyszła z koszykiem wypełnionym śrubkami i kiwi na następny dzień po powrocie.
-Nie ma za co – odezwał się pierwszy kot, który uradowany na widok owocków rzucił się do konsumowania. Dziewczyna ułożyła się wygodnie na sofie i wyjęła z torby swoją książkę. Ostatnimi czasy spędzała z nimi bardzo dużo czasu, a u nich w domu czuła się jak u siebie.
-Igies z ami na feshiwal – chłopak odezwał się z ustami pełnymi swojego jedzenia.
-A kiedy?
-Teraz w weekend – przełknął już spokojnie swoją porcję, a dziewczyna odłożyła książkę na stół.
-Chciałabym iść, ale obiecałam, że ten weekend spędzę z Droy'em i Jet'em. Są ostatnio na mnie okropnie wściekli, że tak mało z nimi spędzam czasu – co było prawdą.
CZYTASZ
Żelazna Miłość
FanficLevy, mała, płaska dziewczyna będąca członkinią Fairy Tail. Myślała, że gorszej osoby, która tak łatwo może wyprowadzić ja z równowagi jak Droy i Jet nie spotka.. A jednak w gildii pojawia się nowy członek, który sprawi jej jeszcze więcej problemów...