- Unieś głowę wysoko. Piersi do przodu, stań prosto. Doskonale. - Sześćdziesięcioletni mężczyzna z zadowoleniem wypisanym na twarzy zachwyca się moimi umiejętnościami tańca. Uśmiecham się do niego.
- A teraz powtórz kroki, których cię nauczyłem.
Z łatwością robię to, o co prosi. Taniec jest moim ulubionym zajęciem. Wiele osób powtarza, że wypiłam ten talent wraz z mlekiem matki. Podobno była równie wprawiona w tej sztuce jak ja. Kolejne pozy nie są dla mnie żadnym wyzwaniem. Opanowuję je niesamowicie szybko i właściwie bez żadnych specjalnych starań.
- Menuet jest delikatnym tańcem. Z pewnością musi być dostojny i pewny, ale jednocześnie ma sprawiać wrażenie ulotnego. Doskonale to panienka pokazała. - Komplementuje, gdy na zakończenie dygam.
- Dziękuję za dzisiejszą lekcję, Hyde. - Ściskam jego dłonie w podzięce. Nie powinien już pracować, a trzy razy w tygodniu przybywa do pałacu specjalnie dla mnie. Towarzyszył mi przez całe dzieciństwo, więc byłoby mi niesamowicie przykro, gdyby nagle odszedł. Mam słabość do tego mężczyzny.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Może odprowadzę panienkę do salonu? Goście powinni przybyć lada chwila.Kiwam głową i pozwalam się prowadzić przez długi korytarz.
Kremowe ściany zdobione złotem podtrzymują dziesiątki portretów moich przodków. Ciemna, drewniana podłoga oraz dwa kryształowe żyrandole z białymi świecami dodają pałacu właściwego sobie uroku. Zbudowano go ponad dziesięć lat temu i od tamtej pory nie wprowadzono żadnych zmian, nie licząc paru drobnych poprawek.
A jednak mój dom wydaje się inny. Oczy patrzące na mnie z ram nie są już przyjazne, ale przerażone i odległe. Dawniej błyszczące kwiaty na wysokich, żelaznych stojakach stały się matowe i jakby bez życia. Może to przez kąt padania promieni zachodzącego słońca?
Albo przez mój własny niepokój związany z przybyciem obcego mi człowieka...?
Nigdy nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mój ojciec, chłodny, stanowczy człowiek, który trzyma w ryzach całe Saint George's, stolicę wpływowej Grenady, jest z kimś zaprzyjaźniony. To po prostu niemożliwe.
Przypominam sobie jak dziś rano pokojówka uprzedzała mnie, że wraz z gościem ma przybyć także jego syn. Czuję jak na tę myśl w moim żołądku zaciska się supeł. Nie spotykam się zbyt często z osobami w moim wieku, a ojciec twierdzi, że kiedy przyjdzie czas, to on wybierze mi właściwego męża, więc nie powinnam się tą kwestią martwić. Z jednej strony ma rację, ponieważ któż lepiej pozna mężczyznę niż drugi mężczyzna? Ale mimo wszystko chciałabym dostać trochę czasu na uzgodnienie paru aspektów wizji wspólnego życia. Chyba powinniśmy spróbować lepiej się zrozumieć zanim damy Bogu niezaprzeczalny dowód naszej nieistniejącej miłości?
Zerkam przez szklane okno na gładką taflę złotego morza. Jego widok zawsze oczyszcza mój umysł z lęku i wprowadza mnie w przyjemny stan wszechobecnego spokoju. Uśmiecham się nieznacznie.
Tak bardzo chciałabym znaleźć się na środku oceanu, otoczona nie przez ludzi, ale błękitną wodę. Zobaczyć nie zwykły port, jaki mam teraz przed oczami, ale prawdziwy, potężny żywioł, z którym człowiek nie ma żadnych szans.
Zagryzam dolną wargę, usiłując wyrzucić z głowy kuszące plany ucieczki z tego idealnego świata, w jakim przyszło mi żyć. Muszę mocno trzymać wodze fantazji, żeby przypadkiem nie pozwolić jej popłynąć zbyt daleko. Prosto w otwarte ramiona nieprzemierzonych wód, które czekają tylko na mnie. Wołają każdego dnia, każdej nocy, błagając o chwilę uwagi...
- Jesteśmy. - Brutalnie wyrwana z błogich objęć wolności odwracam głowę w stronę nauczyciela. Stoimy przy zdobionych drzwiach do salonu. Tak bardzo przyziemnych. Tak bardzo zwyczajnych.
- Dziękuję. Już sobie poradzę. - Zapewniam Hyde'a. Mężczyzna ciągnie za klamkę. Oślepia mnie światło dziesiątek świec, kontrastujące z przyjemnym półmrokiem panującym w korytarzu. Mimo to wchodzę do środka. Strach zaciska na moim gardle chłodną dłoń.
Natrafiam na zaskakującą scenę. Mój ojciec przytula osławionego przez pokojówki Hiszpana. Ze śmiechem na ustach i radością wymalowaną na twarzy dokańcza swoją myśl, której nie było mi dane poznać w całości. Zachowują się tak, jakby nie widzieli się całe lata. A może właśnie tak było? Przez chwilę nie jestem pewna, co mam zrobić. Nie chcę im przerywać.
- Słyszałem setki plotek na temat urody panienki, ale muszę stwierdzić, że moje wierzenia, iż słowa są w stanie oddać to, co właśnie ujrzały moje oczy, były zdecydowanie zbyt łatwowierne. - Wysoki, czarnowłosy chłopak staje przede mną, podchodzi bliżej i całuje wierzch mojej dłoni. Zaskoczona dygam uprzejmie. Nie zauważyłam go wcześniej. Jego skóra jest lekko bursztynowa, a niemal czarne oczy wpatrują się we mnie z niespotkaną dotąd przeze mnie intensywnością.
- Prawi pan niezwykle złożone komplementy. - Odpowiadam, niezbyt rozumiejąc, co właśnie powiedział. Uśmiech przemyka po ustach młodego mężczyzny.
Nie mogę powstrzymać się od wpatrywania w jego oczy. Są niezwykle tajemnicze, przepełnione wrodzoną pewnością siebie i wysoką inteligencją. To doskonały następca swego ojca - kierownika jednej z największych stoczni w Hiszpanii. Interes na pewno będzie kwitł w jego rękach równie spektakularnie.
- Fayette, tak? - Pyta po chwili. - Piękne imię dla pięknej kobiety. - Czuję jak rumieniec oblewa moje policzki, jednak nie tracę rezonu. Uśmiecham się z wdzięcznością, jednak ojciec nie pozwala mi odpowiedzieć.
- Santiago, oto moja córka. Opowiadałem ci o niej w listach. - Mój ojciec z nieskrywaną dumą przedstawia mnie swojemu gościowi.
- Nie myliłeś się co do jej urody. Rzeczywiście jest piękniejsza niż rozkwitający kwiat. Ile masz lat, dziecko? - Pyta czarnowłosy mężczyzna. Przychodzi mi do głowy, że jego syn w ogóle nie jest do niego podobny. Najwyraźniej odziedziczył rysy twarzy po matce.
- Trzy miesiące temu skończyłam osiemnaście. - Odpowiadam grzecznie. Tak, jak zawsze mnie uczono. Z dziewczęcą gracją i lekkim uśmiechem. Dosyć często odnoszę wrażenie, że przez to jestem nienaturalna, jednak nie mnie o tym decydować. Nie mam wpływu na etykietę dworską.
- W takim razie powinnaś bliżej poznać mojego syna. Dwa lata różnicy to niewiele. Wręcz idealnie. - Santiago zaczyna się śmiać, a mój ojciec mu wtóruje. Nie nadążam za tym, co się dzieje. Czy właśnie dostałam propozycję zaręczyn?
Cederic odwraca od nich moją uwagę.
- Nie martw się, on czasami tak ma. - Mówi i wskazuje na swojego ojca ruchem głowy, po czym kręci nią z dezaprobatą.
- Nie ubliżaj mi, synu. Najwyższa pora, żebyś znalazł sobie żonę. Powinieneś mi dziękować, że jestem na tyle cierpliwy, żeby pozwolić ci samemu dokonać tego wyboru.
- Tak chciała moja matka. To było jej ostatnie życzenie. Więc mogę czekać ze ślubem do samej śmierci. Nie możesz mnie do niczego zmusić. - Cederic splata dłonie za plecami i idealnie wyprostowany patrzy na ojca, który wzdycha ostentacyjnie.
- Gdybym wiedział, że tak to się skończy, nigdy bym się na to nie zgodził. - Komentuje Hiszpan. Czyli matka chłopaka naprawdę nie żyje. Zmarła. Tak samo, jak moja. Wspomnienia sprzed trzynastu lat płyną przed moimi oczami jak czarne statki we mgle zapomnienia.
Żałuję, że wtedy wsiadła na statek do Europy, że chciała odwiedzić swoją siostrę w Wielkiej Brytanii. Żałuję, że ojciec pozwolił jej na taką podróż. Żałuję, że nie przełożyła tego chociaż o jeden dzień. I wreszcie żałuję, że nie popłynęłam razem z nią. Wolałabym zginąć na morzu z rąk piratów wolna, niż żyć kolejnych kilkadziesiąt lat w zamknięta jak ptak w złotej klatce z poczuciem niesprawiedliwości.
- Pozwólcie, że zaprowadzę was do pokoi. - Ojciec otwiera drzwi. - Na pewno jesteście potwornie zmęczeni. Jak udał się rejs? - Wychodzimy na korytarz prowadzący do zachodniego skrzydła, gdzie znajdują się cztery pokoje gościnne. Każdy z widokiem na morze.
- Bez żadnych problemów, choć muszę przyznać, że trwał wyjątkowo długo. Mieliśmy małe opoźnienia przez pirackie okręty. Napotkaliśmy statek ograbiony przez Nieustraszonego. Ostrzegli nas przed tym potwornym galeonem. Nadrobiliśmy sporo mil płynąc okrężnym szlakiem, żeby ich uniknąć. - Spoglądam kątem oka na Santiaga. Nienawidzi piratów. Tak samo jak mój ojciec. Cederic również zaciska szczękę. Widzę to po ruchu mięśni na jego żuchwie. Więc on też. Marszczę brwi.
Ciekawe, dlaczego wszyscy tak bardzo się ich obawiają. Nie są niczym więcej jak tylko żałosnymi stworzeniami, które nie potrafią utrzymać się z uczciwej pracy, więc okradają przyzwoitych obywateli Ameryki. Zwyczajni lądowi złodzieje nie są od nich gorsi. Nie można się bać kogoś tak beznadziejnie niemądrego.
- Próbujemy ich wszystkich zamknąć i osądzić, ale do tej pory udało nam się pozbyć tylko trzech. Zbyt dobrze się ukrywają. Zbyt dobrze... - Ojciec drapie się po gęstej brodzie. - Od dawna zastanawiam się, jaką obierają taktykę. Czy jest jakiś związek pomiędzy kolejnymi atakami. Ale wydaje mi się, że ich cele są przypadkowe. Czasami wybierają bogatych kupców, innym razem zwyczajnych mieszkańców. Słyszałem nawet o mieście, gdzie zgrabili co tylko się dało, bez względu na wartość. - Skonsternowanie odbija się na niemal gładkiej twarzy człowieka będącego moją jedyną żyjącą rodziną.
- Pomówimy o tym później. Nie wypada straszyć młodej damy problemami dorosłych mężczyzn. - Proponuje Santiago. Mam ochotę przewrócić oczami.
Słyszę to za każdym razem, gdy przypadkiem usłyszę rozmowę o polityce. Nigdy nie byłam w stanie pojąć, dlaczego kobiety zostały odsunięte na drugi plan. Przecież też jesteśmy ludźmi. Teoretycznie powinnyśmy mieć takie same prawa jak mężczyźni. Prawo zabierania głosu i możliwość dowiadywania się, co dzieje się w kraju, mieście czy wiosce bez niepotrzebnych ceregieli a'la "to zbyt drastycznie, tamto nie wypada, tego tym bardziej jej nie powiemy".
- Masz rację, przyjacielu. Wybacz, Fayette. - Ojciec kładzie mi rękę na ramieniu i pocieszająco się uśmiecha.
- Nie szkodzi. Wiesz, że zawsze jestem gotowa wysłuchać twoich problemów. - Mówię, chociaż w rzeczywistości wiem, że to i tak nie zmieni jego stosunku do mnie. Zawsze będę tylko delikatną figurką z porcelany, którą można skrzywdzić każdym źle dobranym słowem.
Docieramy do dwóch bliźniaczych drzwi. Nie słucham, o czym rozmawiają moi towarzysze, ale jednego jestem pewna - nie jest to nic, co mogłoby mnie interesować. Znudzona sunę wzrokiem po pęknięciach w ścianie naprzeciwko. Liczę liście rośliny w rogu, patrzę, jak cienie ram okiennych kładą się tuż obok niej. Zapada noc. Ciemna, nieprzenikniona noc, której kobieta taka, jak ja, powinna się bać. Tak jak mnie nauczono. A jednak jest to moja ulubiona pora doby. Cicha, spokojna, niezakłócona niczym noc. Biorę głęboki oddech i wracam do świata żywych. Mam wrażenie, jakbym na parę sekund straciła słuch. Śmiechy docierają do mnie zbyt późno, żebym mogła zorientować się, co je spowodowało.
- Zobaczymy się jutro na śniadaniu. Kolację rozkażę przynieść do waszych pokoi. Do zobaczenia rano. - Mój ojciec żegna się z przyjezdnymi.
- Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoją córkę w świetle dnia. Na pewno wygląda jeszcze korzystniej. - Santiago uśmiecha się do mnie. Zaczyna mnie irytować tym, że zwraca uwagę wyłącznie na mój wygląd. "Jeszcze korzystniej". Jak towar na sprzedaż. Ale z drugiej strony - co może powiedzieć? Nie rozmawiał ze mną. Nie zna mojego charakteru. Zapewne chodzi mu tylko o to, żebym wyszła za jego syna, miała z nim czwórkę uroczych dzieci i do końca życia siedziała zamknięta w domu, opiekując się rodziną bez wyściubiania nosa poza drzwi wyjściowe.
- Za to ja marzę o rozmowie z tobą. Muszę zapytać cię o wiele ważnych rzeczy. - Mówi Cederic, wpatrując się we mnie jak w obrazek. Czuję się odrobinę niezręcznie.
- A to wszystko już jutro. Tymczasem dobranoc, panowie. Pozwólcie, że odprowadzę córkę do sypialni i pozwolę jej odpocząć.
- Oczywiście. Dobranoc, Jeffrey. - Mówi Santiago. Żegnam się szybko i chwytam ojca za ramię. Idziemy do mojego pokoju. Dosłownie widzę przed oczami łóżko i miękkie poduszki, w które za chwilę się zanurzę.
- Jak ci się podoba?
- Co takiego? - Dopytuję, nie rozumiejąc pytania.
- Nie "co", lecz "kto", moja droga. Cederic. Wydaje mi się uroczym chłopcem. Jest troskliwy i sympatyczny. Nadawałby się idealnie na męża mojej córki. - Zaciskam usta, nie chcąc palnąć jakiejś głupoty. Odpowiadam dopiero po chwili.
- Nie znam go.
- I właśnie dlatego tu jest. Zdecydowałem, że powinniście się poznać. Z pewnością nie pożałujesz. - Kiwam głową, choć mam ochotę zaprzeczyć. Chwila, której się tak obawiałam, nadeszła.
- Zamierzasz oddać mu moją rękę? - Pytam, czując jak przerażenie powoli wlewa się pod moją skórę, powodując lekkie dreszcze niepokoju.
- Zobaczymy. Póki co musicie się lepiej poznać. Nie oddam cię komuś, kogo nie polubisz. Lecz zapewniam cię, że jego szybko pokochasz. Obiecuję. Dam wam tyle czasu, ile będziecie potrzebować. - Tłumaczy, uśmiechając się pod nosem.
- Tak, może masz rację... Dziękuję. Inni ojcowie nie są tak wyrozumiali. - Szepczę, nie mogąc wydusić z siebie innych słów. Czuję się okropnie. Nie sądziłam, że moje spotkanie z przyszłym mężem będzie tak szczegółowo zaplanowane. Ale nie mogę mieć do ojca pretensji. Przecież o to chodzi w życiu.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. Idź do pokoju, wyśpij się. Twoja pokojówka już pewnie na ciebie czeka. Dobranoc, księżniczko. - Całuje mnie w czoło.
- Dobranoc, ojcze. - Odpowiadam, przytulając go na krótko. Kiedy odchodzi, otwieram drzwi i zamykam się w swoim małym świecie.
Ogromne, zdobione łóżko z białą pościelą czeka tylko na mnie. Siadam na miękkiej kołdrze i rozglądam się dookoła. Szafa z jasnego, kremowego drewna stoi naprzeciwko mnie, toaletka z ogromnym lustrem mieści się tuż obok niej. Ciepły, czerwony dywan dodaje uroku pokojowi. Na stoliczku obok łóżka pali się pięć świec umieszczonych na srebrnym, zdobionym świeczniku. Dają tyle światła, żeby bez problemu mogło przedrzeć się przez cienie nocy.
Pokojówka pomaga mi się przebrać za bordowym parawanem w wygodną, błękitną suknię nocną. Nakłada na moją twarz, dekolt i ręce pachnący fiołkami krem. Ojciec sprowadza go raz na miesiąc specjalnie dla mnie prosto z Francji. Jestem mu za to niezwykle wdzięczna. Dzięki temu mogę pochwalić się nienagannie miękką, gładką skórą. Nie wiem, z czego składa się tłusta maź, ale działa doskonale. Tyle wystarczy.
- Widziałaś panicza? Podobno jest niewiarygodnie przystojny. - Arietta już dawno temu otrzymała pozwolenie, żeby mówić do mnie po imieniu. Potrzebuję przyjaciółki, a ona nadaje się doskonale. Spędza ze mną prawie każdą wolną chwilę.
- Widziałam. Ale nie przyjrzałam mu się zbytnio... - Kłamię. Gorąco oblewa moje ciało. Jest mi wstyd, że tak reaguję na wspomnienie twarzy tego mężczyzny. Z jednej strony przypomina plaster miodu, który przykleił się do mnie nadmiarem cukru, ale z drugiej... Jego oczy są tak idealnie głębokie...
- Nie mówisz poważnie. Dziewczyny są zachwycone. Podobno nie mogły oderwać od niego wzroku. - Śmieje się krótko.
Arietta jest niesamowitą osobą. W całym pałacu nie ma osoby, która by jej nie lubiła. Dlatego jest doskonale poinformowana o wszystkich plotkach, jakie rozsiewa się w moim domu. Nie dziwię się, że pracownice zwróciły uwagę na Cederica. Jak mówił ojciec, wydaje się być doskonałym kandydatem na męża. Ale mimo to nadal nie jestem co do tego przekonana.
Zawsze chciałam sama wybrać życiowego partnera. Więc teraz, kiedy przyszło co do czego, ciężko jest mi się pogodzić z własną porażką. Gdybym tylko miała więcej okazji do spotykania się z mężczyznami... Może zakochałabym się w kimś o wysokiej pozycji, ojciec byłby zadowolony, a ja szczęśliwa. Pozostaje mi mieć nadzieję, że moje serce nie będzie zbyt butne i zacznie darzyć Cederica tym wyjątkowym uczuciem. Jeżeli będzie się zachowywać tak jak dzisiaj, nie powinnam mieć z tym problemów.
- Jest miły. - Mówię, gdy Arietta układa mnie do snu.
- Na takiego wygląda. Mam nadzieję, że stanie się dla panienki kimś więcej. - Uśmiecha się, zdmuchuje płomienie świec i wychodzi.
Zapada cisza. Słyszę tylko przytłumiony przez szyby szum morza. Sięgam do złotego łańcuszka zawieszonego na mojej szyi i oplatam palcami niewielki krzyżyk, ciepły od mojej skóry. Moja zmarła matka nauczyła mnie, że istnieje ktoś ponad ludźmi. Ktoś, do kogo możemy zwracać się z każdym problemem. Ktoś, kto zawsze jest gotowy nam pomóc. Zamykam oczy i proszę Go, żeby zesłał mi anioła, który będzie nade mną czuwać, bronić mnie od pychy i pozwoli zakochać się w odpowiednim człowieku. W Cedericu, jeśli taka będzie wola mego ojca. Po chwili wypełnia mnie nadzieja. Bóg czuwa nad ludźmi. Więc wszystko będzie dobrze. Wszystko ułoży się tak jak powinno.

CZYTASZ
Piraci
RomanceNikt nigdy nie mówił, że piękna miłość zawsze ma piękny początek. Kiedy Fayette spotyka kapitana Nieustraszonego, jest nim przerażona. Nie potrafi spojrzeć na piratów inaczej niż na podrzędny gatunek ludzi. Zapomina, że pierwsze wrażenie to często t...