15. Spełnione błagania

4.1K 373 4
                                    

I znowu to samo. Łączące się z błękitną wodą niebo, kołysanie i mała kajuta. Powstrzymuję kolejny odruch wymiotny. Wcześniej nie miałam problemów z żeglowaniem, a teraz najchętniej pozbyłabym się żołądka.
Chowam głowę między kolana z nadzieją, że to pomoże, jednak paru dłużących się minutach wychodzę na zewnątrz. Może świeże powietrze złagodzi objawy choroby.
- Wyglądasz okropnie. - Komentuje zgryźliwie Alistair, który nagle pojawia się obok mnie.
Od razu cała sztywnieję. Nie powiedziałam mu, czego dowiedziałam się od Elyon. Lepiej, żeby nie wiedział, że jestem prawdziwą córką jego przybranej matki, bo wtedy na pewno mi nie odpuści i nie pozwoli wrócić na Grenadę.
- I tak się czuję. - Bełkoczę. Nie chcę otwierać ust. Każdy gwałtowniejszy wdech tylko pogarsza sytuację.
- Myślałem, że jesteś na to odporna. Za pierwszym razem dostałaś tylko lekkiej gorączki.
Przypominam sobie ten moment. A zaraz później do głowy przychodzi mi myśl: "Czy moja matka też chorowała?". I od tego momentu nie potrafię spojrzeć Alistairowi w oczy. Boję się, że zobaczę w nich cząstkę Dave'a. Aż do tej pory nie sądziłam, że można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić.
- Minęliśmy jakiś obcy statek? - Zmieniam temat.
- Nie.
- To dobrze. - Uśmiecham się lekko, chcąc zamaskować swoją niepewność.
- Ostatnio wydajesz się trochę... inna. - Mówi Alistair, ostrożnie dobierając słowa.
- Dlaczego?
- Nie wiem. - Wzrusza ramionami.
- Wydaje ci się. - Zbywam go. Odkąd powiedział, że mnie kocha, on też zachowuje się inaczej. Jakby przestał kryć się z tym, że mu na mnie zależy. Ciągle dopytuje, czy przypadkiem czegoś nie potrzebuję.
- Wątpię. Coś musiało się stać. - Drąży temat. Przewracam oczami.
- Wydaje ci się. - Powtarzam z większym naciskiem.
- Jesteś bardzo blada. - Unosi mój podbródek. Trafiam wzrokiem prosto na jego oczy. Uderza we mnie kolejne pytanie - czy Dave miał identyczny kolor tęczówek?
- Niezmiennie od czterech dni. Dopiero teraz zauważyłeś? - Pytam, jednocześnie wyrywając się z jego rąk. Odchodzę parę kroków w bok. Opieram drżące dłonie na burcie. Próbuję wziąć głęboki wdech, ale na płucach mam zaciśniętą metalową obręcz. Czuję, jak zimny pot skrapla się na moim czole. Coś jest nie tak.
   - Powinniśmy jak najszybciej dobić do portu. To nie jest normalne. - Stwierdza Alistair. Chwilę później czuję na swoich policzkach i czole jego lodowate dłonie. Cofam się mimowolnie.
   - Nie jest ci zimno? - Pytam półprzytomna.
   - To raczej tobie jest zbyt gorąco. Jesteś cała rozpalona, a trzęsiesz się jakbyś stała w śniegu. - Mówi, nieskutecznie powstrzymując niepokój, który wkrada się do jego głosu.
   - Przeżyję. - Po raz kolejny odpycham jego ręce.
   - Powinnaś się położyć. Mason przygotuje ci napar z imbiru, powinien pomóc. A później...
   Dalej go nie słucham. Nie obchodzi mnie to. Skupiam się na tym, żeby utrzymać się na nogach. Nieprzyjemne uczucie w brzuchu jest coraz wyraźniejsze.
   - ...do ciebie. Tak będzie najlepiej. - Odzywa się inny głos. Odwracam głowę. Jayden? Kiedy on tu przyszedł?
   - Masz rację. - Odpowiada mu Alistair. - Fay, chodź ze mną. - Zwraca się do mnie. Patrzę na niego, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Nie jestem w stanie się ruszyć. Boję się, że nogi odmówią mi posłuszeństwa i runę jak długa na pokład.
   - Sama nie pójdzie. - Komentuje Jayden. Słyszę jego krótki śmiech. - Przynajmniej nie jest tak wygadana jak zazwyczaj.
   - To nie jest śmieszne. - Warczy Alistair. Patrzy na Jaydena jakby chciał go co najmniej zamordować.
   Nagle świat przewraca się do góry nogami, a ja mam wrażenie, jakbym unosiła się w powietrzu. Ptaki muszą się tak czuć podczas lotu. Całkiem wolne, nieograniczone.
   Później błękitne niebo znika, zastępuje go półmrok. Krzywię się.
   - Nie jęcz tak, zaraz poczujesz się lepiej. - Ciepły głos otula moje uszy. Wdycham znajomy zapach. Co się właściwie dzieje?
   Ląduję na miękkiej, gładkiej powierzchni.
   - Alistair? - Szepczę. Dlaczego? Mam ochotę się z tego śmiać.
   - Mów. - Odzywa się. To mi wystarczy. Przymykam oczy. Otula mnie ciepła tkanina. Wszędzie dookoła czuję ten wyjątkowy, niepowtarzalny zapach.
   - Postaraj się nie zwrócić śniadania na moje łóżko, proszę. - Słyszę parę sekund później.
   - Nie jadłam śniadania. - Przypominam sobie. Zaraz później parskam śmiechem, ale od razu tego żałuję.
   - Skoro jesteś w takim stanie, może powiesz mi, dlaczego cały czas jesteś na mnie zła? - Pyta, pochylając się nade mną. Wpatruję się w jego ciemne oczy. Odbijam się w nich jak w lustrze.
   - Bo kłamałeś. - Szepczę. Jego twarz zaczyna się rozmazywać.
   - Kiedy?
   - Mówiłeś, że mnie kochasz, ale to nieprawda. - Tłumaczę. - Kochasz Cassandrę.
   - Co ty wygadujesz? Ona nie żyje. - Mówi zaskoczony. Przecieram oczy.
   - Żyje we mnie, to wystarczy.
   - Zaczynasz bredzić. Powinnaś się przespać. - Stwierdza stanowczo. Przykrywa mnie kołdrą po samą szyję i znika. Słyszę trzask zamykanych drzwi.
   - Gdybym nie wyglądała jak ona, nie byłoby mnie tutaj. - Mój głos odbija się cichym echem od pustych ścian.

PiraciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz