Nagle dobiegł mnie odgłos trzaskania drzwi targanych wiatrem . Przestraszyłam się , bo nie przypuszczałam , że w takiej odległości od miasta może znajdować się skryte wśród drzew domostwo. Nie wal tak , poprosiłam swoje serce . Darina , weź się w garść , dziewczyno . Ale tamtego dnia zlękłabym się nawet szmeru spadającego liścia . Dwa dni wcześniej zginął Phoenix , mój chłopak . Drzwi wciąż łomotały , a moje serce im wtórowało . Wypatrywałam czegoś na wzgórzu , sama nie wiedząc czego . W końcu wspięłam się na wierzchołek i spojrzałam w dół . Wtedy go zobaczyłam - stary , niszczejący , dom z gankiem , zbudowany z bali , a obok niego stajnia i na stelażu z drągów okrągły , przeżarty rdzą , rozpadający się staroświecki zbiornik na wodę . Przed domem stała zaparkowana półciężarówka - bez błotników , z dziurami w karoserii . Wybujała pożółkła trawa wokół ganku sięgała kolan . To drzwi stajni trzaskały na wietrze , otwierając się i zamykając w rytm jego podmuchów . Większość ludzi odwróciłaby się na pięcie i odeszła . Ale nie ja . Już mówiłam , że czułam się kompletnie zagubiona , zadawałam sobie pytania o sens miłości , cierpienia , życia . Darina przepełniona wagą swojej misji - tak by to mogło wyglądać . Jakiej misji ? Musiałam wyjaśnić , jak to możliwe , że w ciągu roku zmarło czterech kolegów z klasy . Jonas , Arizona , Summer i Phoenix . Powiedziałabym : tragicznie , co najmniej dziwnie Nie tylko ja byłam przerażona , możecie mi wierzyć . Śmierć Phoeniksa złamała moje nastoletnie serce . Dość długo kochałam się w nim potajemnie , aż w końcu zaczęliśmy się spotykać - dwa cudowne miesiące . Położyłam kwiaty w miejscu , gdzie zginął , ugodzony nożem . Patetycznie , powiecie . Miało to znaczyć : nigdy o tobie nie zapomnę , zawszę będę cię kochać , ale zupełnie nie oddawało to głębi moich uczuć . Postanowiłam zejść tam , zrobić coś , żeby to cholerne drzwi przestały walić , a potem rozejrzeć się po opuszczonym domu . Dotknąć życia ludzi , którzy w nim mieszkali - przekonać się , jakie talerze ustawiali na stole , na jakich krzesłach zasiadali do jedzenia . Najpierw stajnia .Drzwi były wielkie , poznaczone setką zardzewiałych gwoździ . W ciemnawym wnętrzu dojrzałam starą końską uprząż rozwieszoną na hakach , parę pokrytych warstwą kurzu skórzanych kowbojskich ochraniaczy na spodnie , oplecione pajęczą siecią grabie i zgrzebła . I grupkę ludzi recytujących coś śpiewnie . Pośrodku ktoś stał . Z początku nie wierzyłam własnym oczom , ale to był on . Phoenix . Rozebrany do pasa , realny tak jak ja teraz . Phoenix , który wykrwawił się na śmierć od ciosu nożem między łopatki . Starszy siwowłosy mężczyzna wstąpił w krąg recytujących ludzi i położył dłoń na ramieniu mojego chłopaka . Mojego nie żyjącego chłopaka. - Witaj w naszym świecie - powiedział Łup ! Drzwi za moimi plecami zatrzasnęły się z hukiem . Serce załomotało mi w piersi i zamarło . - W świecie (Nie)Umarłych - zaintonowali inni - Zostałeś jednym z nas , witaj . Phoenix - bo to był on - sprawiał wrażenie nieobecnego . Patrzył niezbyt przytomnie , oszołomiony . Siwowłosy mężczyzna przyglądał mu się uważnie . - Wróciłeś - odezwał się cicho . -Zza grobu - dopowiedzieli szeptem otaczający go ludzie. Potrząsnęłam głową , chcąc uwolnić się od tej wizji . Niemożliwe , żeby to się działo naprawdę ! To jakieś zwidy ! Umarli to umarli , nie wracają zaświatów . Nie pomogło . Wizja nie znikła , to wszystko działo się nadal . - Cześć , Phoenix . Jest w porzo - odezwała się jakaś dziewczyna , podchodząc do niego . - Pamiętasz mnie ? Była odwrócona do mnie plecami , widziałam tylko jej długie ciemne włosy . - Siemasz , kolego , a mnie pamiętasz ? - spytał jeden z chłopaków , odłączając się od grupy ,a zaraz za nim podeszła dziewczyna o jasnych włosach do ramion. - Jest okey , Łowczy ci to załatwił - wyjaśniła - To właśnie jest Łowczy . Siwowłosy mężczyzna wyciągnął dłoń do uścisku . - Nie ucierpiałeś zbyt wiele , wracając do świata ? - spytał tonem lekarza wypytującego pacjenta . - Nie było tak strasznie , żebym nie mógł tego znieść . - Powiedział Phoenix . Rozpoznałam jego głos. Tak zawsze mówił - niewyraźnie , cicho , spokojnie , tym swoim charakterystycznym niskim , głębokim tonem . Skulił ramiona , jakby coś zabolało . - Łowczy opiekuje się nami wszystkimi - oznajmiła z uśmiechem blondynka . Rozjaśniło mi się w głowie . Przecież znałam ten cudownie ciepły uśmiech . Nieważne , że włosy miała dłuższe i rozwichrzone , a skórę bledszą . To była Summer Madison . Widziałam przed sobą kolejną osobę , która nie żyła ,a jednak mówiła , chodziła , uśmiechała się . - Łowczy tutaj rządzi . Wszystkich nas sprowadził z powrotem - uzupełniała wyjaśnienia Summer ciemnowłosa dziewczyna . Słyszała , co mówił , ale nie patrzyłam ani na nią , ani na siwowłosego mężczyznę . Nie mogłam oderwać wzroku od Phoeniksa . Serce waliło mi tak, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi . Chciałam podbiec do niego , dotknąć go , pocałować , wziąć w ramiona . Ale byłam zbyt oszołomiona , tkwiłam tam jak wrośnięta w ziemię . - Dlaczego ? - spytał Phoenix Odzyskał już równowagę i teraz obudziła się w nim podejrzliwość . Zmrużył swoje szaroniebieskie oczy , patrząc spod zmarszczonych brwi . - Sam powinieneś wiedzieć - powiedział chłopak , wzruszył ramionami . Przeniosłam na niego wzrok na chwilę , ale wystarczająco długą, by po błysku niebieskich oczu i skrzywieniu wydatnych warg rozpoznać Jonasa Jonsona . - Masz swoje powody , skoro znalazłeś się tutaj - wyjaśniła Summer - Tak jak my wszyscy - Gdzie jesteśmy ? O co tutaj chodzi ? - dopytywał się Phoenix . To wszystko wyraźnie nie miało dla niego sensu , tak jak dla mnie , szpiegującej ich osoby ze świata żywych . -Uruchom mózgownicę -poradziła mu ciemnowłosa dziewczyna i roześmiała się , ale bez złośliwości . - Nie dotarło jeszcze do ciebie ? Jesteś jednym z nas . (Nie)Umarłym. - Arizona ? - Phoenix potrząsną głową , zupełnie jak ja przed chwilą .Arizona nie znikała , nadal ją widział przed sobą . - Jakim cudem ? -Też mam coś do załatwienia - odrzekła , kiwając głową . - Muszę coś wyprostować . Phoenix Roah , Arizona Taylor , Summer Madison i Jonas Jonson . Czworo zmarłych uczniów ze szkoły w Ellerton . Wszyscy bardzo piękni ,mimo bladej skóry i nierzeczywistego wyglądu . Śmierć nie zdołała ich zniszczyć . Miłość i cierpienie rozdzierały mi serce . Drzwi uchyliły się i - łup - na powrót zatrzasnęły z łoskotem . - Zrobię z tym porządek - oświadczył Łowczy i ruszył w moim kierunku . - Trzeba wreszcie naprawić ten zamek . Zaczyna mi to działać na nerwy . Boże , co miałabym mu powiedzieć , pomyślałam w panice . Wyskoczyłam zza boksu dla konia ,gdzie się skryłam , i dopadłam drzwi przed Łowczym . Nieważne , że mnie zobaczy . W sekundę znalazłam się na zewnątrz i pędząc jak szalona , minęłam opuszczony dom i zbiornik na wodę . Nie oglądając się za siebie , pobiegłam nierówną , zapuszczoną drogą gruntową obsadzoną drzewami osiki . - Gdzie byłaś ? Laura wyrosła przede mną nagle , ledwie zamknęłam drzwiczki samochodu . Zdążyłam zrobić może dwa kroki po podjeździe , gdy mnie zaatakowała . - Nigdzie . Tak sobie jechałam prze siebie . Wiedziałam , że to ją jeszcze bardziej rozzłości , ale nic innego nie przyszło mi do głowy . I tak lepiej , niż gdybym ją poinformowała : właśnie widziałam czworo nieżyjących kolegów . Chodzili i rozmawiali . - Nie możesz tak sobie jeździć przed siebie . Wiesz , ile kosztuje benzyna ? - wytknęła mi zrzędliwie . Nie odpowiadając , weszłam po schodkach do domu . Rzuciłam klucze na stół w kuchni . - Darina ! Martwiłam się o ciebie . - Niepotrzebnie - odparłam , kierując się do swojego pokoju . Laura zastąpiła mi drogę - Wciąż się martwię . Nie chcesz rozmawiać , nie jesz . - Nie jestem głodna . - Spałaś chociaż trochę ? Aha spałam i śniłam koszmar . Dalej śnię . Może by mnie ktoś mnie z niego obudził ? - Darina , odpowiadaj mi ! Nie rozmawiałam z mamą zbyt wiele , to fakt . W każdym razie od czasu , gdy Jim się wprowadził cztery lata temu . Nic do niego nie mam , ale nie przepadam za nim . Wielki Guru Elektronik , Który jeździ po całym stanie i sprzedaje ludziom laptopy . - Rozumiem , że jesteś rozdrażniona - westchnęła Laura . Rozdrażniona ? A może : załamana , zdruzgotana , całkiem rozbita ? Jakby mi ktoś wywiercił wielką dziurę w sercu czy w głowie , obojętne , ważne że nie jestem już sobą . Patrzyłam na nią ,starając się powstrzymać drżenie warg . - We worek odbędzie się jego pogrzeb - powiedziała cicho Laura . -Brandon przyszedł dziś do mnie do sklepu kupić czarne ubranie.

*****************************************************************************************************Z racji tego że te rozdziały są za długie będę je dzielić na dwie części . Miłego czytania !! ;)

Nie UmarliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz