- Dziękuję  - szepnęłam , unikając jego wzroku i myśląc o tych beztroskich wieczorach pod gołym niebem , miejskiego domu Madisonów , zanim Summer .... kiedy Summer żyła .

- Drobiazg - odrzekł , uśmiechając się przelotnie . - Przekręć kluczyk , zobaczymy czy wszystko w porządku . 

Zrobiłam to i silnik zaczął pracować . Mogłam jechać. 

- Dobrze , że przejeżdżałem - dodał , wsiadając do samochodu . - Powodzenia , Darina . - I odjechał. 

Mogłam go zatrzymać , mówiąc : " Panie Madison , jadę na spotkanie z duchem Summer . Jest tam , w widmowej stajni , do której prowadzi zakurzona górska droga . Razem z Jonasem , Arizonom i Phoeniksem . Są tam wszyscy . Nazywają siebie samych ( Nie ) Umarłymi . To , że pan się tu znalazł , nie jest zwykłym zbiegiem okoliczności . To przeznaczenie . Nie zechciałby mi pan towarzyszyć ? " .

Ale miał złamane serce , a ja wcale nie byłam pewna , czy to , co chciałam mu powiedzieć , nie jest wynikiem szaleństwa wywołanego rozpaczą . A więc nie odezwałam się słowem , tylko patrzyłam za znikającym na drodze do miasta SUV-em .

Nic już nie stało na przeszkodzie , abym pojechała zakurzonym traktem , zostawiając za sobą rozrzucone pomiędzy nierównymi granitowymi głazami domki myśliwych i wędkarzy , zwrócone w stronę rwącej górskiej rzeki albo sosnowego lasu roztaczającego przenikliwą cierpką woń . 

Wkrótce wyjechałam z cienia na jasną krętą drogę biegnącą w górę , ku osikowym drzewom . 

Samochód podskakiwał na kamieniach , żwir chrzęścił pod oponami , kręte traciły przyczepność na ostrych zakrętach . Wokół nie widziałam żadnych domów , nie pojawił się też żaden inny samochód , byłam tu sama , a nade mną otwierało się bezkresne niebo z bladym wschodzącym księżycem . 

Wciąż żadnego domu , pomyślałam , kiedy dotarłam już , jak mi się zdawało , tam gdzie poprzednio . Ani stajni . Szukałam wzrokiem miejsca , w którym zapakowałam wczoraj . Chyba jeszcze jakieś dwieście metrów dalej , zdecydowałam , i zwolniłam , starając się rozpoznać charakterystyczne punkty krajobrazu . 

Zobaczyłam kępę drzew i wąską ścieżkę po lewej stronie . W wysokiej trawie uniósł łeb wystraszony jeleń . 

Jest ! Rozpoznałam wznoszącą się w kierunku osikowych drzew drogę przez łąkę . Ponad wierzchołkiem wzgórza mignął mi zardzewiały zbiornik na wodę . 

Wysiadłam z samochody i poszłam ścieżką , płosząc jelenia . Uciekł wielkimi susami przez połyskującą srebrzyście trawę . Zbliżyłam się do drzew , ich liście szeleściły na wietrze . Jak miliony trzepoczących skrzydeł , pomyślałam . 
Musiałam przystanąć . Wzięłam głęboki oddech i już byłam gotowa iść dalej . 

Szelest liści nasilał się , chociaż wciąż miałam spory kawałek do osikowych drzew . Szłam w tunelu wysokiej trawy , a potem zobaczyłam ze ścieżki , żeby wspiąć się na wzgórze najkrótszą drogą . Zatrzymałam się na chwilę w cieniu zbiornika na wodę , żeby odpocząć . Teren przede mną obniżał się , otwierając widok na szeroką dolinę , przez którą płynęła rzeka . 


Nie UmarliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz