Mam doskonały temat referatu na zajęcia z etyki : "Kto wymyślił instytucje pogrzebu i po co ? " . Chodzi mi o to , jaki ma sens . Sześciu chłopaków z naszej klasy niosło trumnę z ciałem Phoeniksa przez kościelną nawę . Jednym z nich był Logan . Mama Phoeniksa , Sharon Rohr , stała obok Brandona , po jego lewej ręce stał ich najmłodszy brat Zak . Był ubrany w smoking , a sztywny biały kołnierzyk nie chciał leżeć płasko . Rohrowie nie płakali , za to w całym kościele dawały się słyszeć głośne szlochy .
- Dobrze się czujesz ? - po raz kolejny spytała mnie szeptem Hannah .
Skinęłam głową i wbiłam wzrok w krzyż na ołtarzu , starając się nie słyszeć poszumu skrzydeł i nie widzieć dwóch czaszkotwarzy , to zbliżających się do mnie , to znikających w powietrzu , od których widoku serce we mnie zamarło .
- Z prochu powstałeś , w proch się obrócisz - śpiewnie powiedział pastor , gdy wyszliśmy z kościoła i stanęliśmy nad świeżo wykopanym grobem .
Gdy opuszczono trumnę , pani Rohr rzuciła na nią różę . Brandon objął ramieniem Zaka .W moich uszach narastał łopot skrzydeł , wcale nie czułam się tak , jakbym żegnała Phoenksa .
- Na pewno w porządku ?- znów spytały mnie Hannah i Jordan .
Skinęłam głową . Za przykościelnym cmentarzem wznosiło się strome wzgórze , na którym zgromadziła się grupka kilkunastu znajomych Brandona , aby obserwować ceremonię . Przysiedli na kamieniach , ubrani w dżinsy i podkoszulki , żegnając Phoeniksa na swój sposób .
- Spójrzcie ! - zawołałam , wskazując na górę , na płaski głaz , na którym stał Phoeniks , patrząc na nas z wysokości , poważny jak nigdy dotąd .
- Co ? Niczego nie widzę - odparła smutnym głosem Jordan .
Ujęła moją wyciągniętą drżącą rękę i delikatnie ją opuściła . Hannah objęła mnie i razem oddaliłyśmy się od grobu .
CZYTASZ
Nie Umarli
ParanormalCoś dziwnego i groźnego dzieje się w szkole w Ellerton . W ciągu jednego roku zginęło tragicznie czworo uczniów : Jonas, Arizona, Sunmmer i Phoenix . Jonas Jonson był pierwszy, zginął w wypadku motocyklowym, którego przyczyny wciąż wywołują wiele w...