Josh wyszedł spod prysznica w świetnym nastroju i powierzchownie wytarł się ręcznikiem, odwieszając go z powrotem na niebieski, plastikowy wieszak. Podniósł z podłogi swojego jasnego t-shirta i wciągnął na siebie, uśmiechając się lekko, gdy przypomniał sobie, jak Tyler denerwował się, gdy tak robił, bo ubrania przylepiały się do wilgotnej skóry. Zawsze robił taką słodką minę, kiedy się denerwował i chciał postawić na swoim. Czasem Josh zapominał, że jego chłopak ma dwadzieścia trzy lata.
Ułożył jakoś wilgotne, czerwone włosy i wyszedł z łazienki, kierując się do pokoju, żeby ubrać jakieś eleganckie ubrania. Mówiąc eleganckie, Josh miał na myśli coś, co nie było spodniami w czarno-białe paski, czy też czarnym, podartym podkoszulkiem. Dzisiaj był wyjątkowy dzień i musiał wyjątkowo wyglądać.
Dzisiaj był trzynasty czerwca i Josh postanowił wreszcie oświadczyć się Tylerowi. Planował ten dzień chyba od dwóch miesięcy, kupując specjalny pierścionek i ucząc się na pamięć przepisów na dzisiejszą kolację. Nie wiedział jeszcze, co ostatecznie zrobi, ale miał dobre kilka godzin, zanim Tyler wróci do domu.
Za niedługo zaczynały się wakacje i Ty był w trakcie kursu na ratownika, ponieważ wybrał to jako swoją letnią pracę. Nigdy, kiedy z Joshem szli na plaże, nie mógł się zrelaksować i obserwował, czy przypadkiem nikomu nic się nie dzieje, ponieważ ratownicy na plażach zazwyczaj siedzieli tylko w swoich budkach i grali na telefonach, albo spali. Joseph był niezwykle podekscytowany, gdy opowiadał Joshowi o tym, że zaczyna kurs, a Josh cieszył się dwa razy bardziej, widząc swojego chłopaka w tak świetnym nastroju. Tyler ostatnimi czasy coraz częściej się uśmiechał i Josh chciał, by zostało już tak na zawsze.
Przygotował sobie na łożku zwykle, czarne rurki i białą koszulę, po czym zszedł na dół do kuchni i w miarę szybko ogarnął wszechobecny bałagan. Przygotował stół, talerze i kieliszki na wino, które kupił wczoraj wieczorem i zaczął przygotowywać kolacje. Trochę nie wychodziło mu robienie brownie na deser, kiedy białka nie chciały się ubić, a później łosoś mimo siedzenia godzinę w piekarniku był pół-surowy, lecz w końcu około osiemnastej wszystko leżało na stole, gotowe do zrobienia zdjęcia i znalezienia się na okładce magazynu dla restauratorów.
Josh pobiegł na górę, by się przebrać, ponieważ o szóstej Tyler zapowiadał swój powrót do domu. Czerwonowłosy sprawdził, czy w małym, czerwonym pudełeczku na pewno leży bezpiecznie pierścionek i położył go ostrożnie na talerzu po lewej stronie stołu, gdzie zawsze siadał jego chłopak. Usiadł na kanapie, uważając, żeby nie pognieść swojej nowej koszuli i włączył telewizje, by zabić czas czekania na Tylera.
Nie zauważył nawet, kiedy wybiło wpół do siódmej, a po Tylerze nie było śladu. Zanim jednak Dun zdążył uformować w głowie jakąkolwiek myśl, po mieszkaniu rozległ się dźwięk jego telefonu. Poderwał się z kanapy i wziął telefon ze stołu, uśmiechając się lekko, gdy zobaczył napis Madison na wyswietlaczu. Siostra Tylera wiedziała o całym planie Josha i prawdę mówiąc pomogła mu co niego zaplanować. Czerwonowłosy usiadł z powrotem na kanapie, przeciągając palcem po ekranie i przykładając telefon do ucha.
- Hej, Mad - uśmiechnął się. - Co u ciebie?
- Tyler jest w szpitalu.
Uśmiech od razu zszedł mu z twarzy. Te cztery słowa sprawiły, że na chwile serce przestało mu bić, by powrócić znowu ze zdwojoną siłą. Oparł się o oparcie kanapy, żeby przypadkiem nie zemdleć, siedząc. Słyszał, że w niektórych przypadkach tak się zdarzało.
- Co? - wydusił w końcu, czując, jakby w gardle utkwił mi wielki kawałek brownie.
- Tyler jest w szpitalu - powtórzyła Madison, a jej głos lekko drżał. - Wracał z kursu i ktoś wjechał w jego auto. Jestem właśnie w szpitalu, ale lekarze na razie niezbyt dużo mówią. Wiem tylko, że na razie jest w śpiączce i częściowo zdążyli...