Rozdział 9

189 23 5
                                    

                   

„Czasami człowiek może tylko spojrzeć w górę i otworzyć usta ze zdumienia. Czasami nie ma słów, którymi można opisać to, co widzimy, nie możemy już nic powiedzieć, niczym zamaskować naszego podziwu, musimy się poddać, uklęknąć, schować dumę do kieszeni. To trudne. Dlatego tak niewielu ludzi jest wrażliwych na piękno świata. Aby być kimś takim, czasami trzeba coś oddać. Jakąś część swojej wielkości. A niektórzy tego po prostu nie potrafią".

- Lizzy Accardi

         Pokonali sto metrów w mniej niż minutę. Musieli uważać na wystające korzenie, nie chcieli się potknąć. W końcu jednak przebiegli cały dystans, a drzewa jak nie było, tak nie ma. Widzieli jedynie coraz ciemniejsze niebo.

         - Zrobili nas w bambuko - stwierdził Buzz, podsumowując całą sytuację.

         - Czyli to wszystko na marne...

         Dolna warga Liz zadrżała. Dziewczyna uklęknęła na ziemi i schowała twarz w dłoniach. Andy przez chwilę nie wiedział, co robić, ale w końcu usiadł obok niej oraz przytulił przyjaciółkę.

         - Rano wstanie słońce i je znajdziemy – pocieszył ją. Uniosła załzawione oczy.

         - Jak? Jak twoim zdaniem mamy znaleźć coś, czego dotąd nikt nie znalazł?

         - Wytrwałością. I odwagą.

         - Obawiam się, że nie posiadam żadnej z tych rzeczy – oznajmiła, pociągając nosem. Pokręcił głową.

         - Zachowujesz się jak beksa lala. Nie jesteś taka, Lizzy. Nie taka jest moja przyjaciółka.

         - Sama już nie wiem, kim jestem.

         - Na pewno nie odkryjesz tego, płacząc.

         Zacisnęła wargi z wściekłości. Uderzyła dłonią w podłoże, chcąc wyrazić swoje emocje i nagle krzyknęła z bólu.

         - Cholera!

         - Co się stało? Co ci jest? – zawołał spanikowany Buzz. Nie odpowiedziała, tylko zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie, chcąc znaleźć telefon. Kiedy już to zrobiła, od razu włączyła latarkę. Ich oczom ukazał się...

         - Korzeń – wyszeptali jednocześnie. Lizzy uniosła dłoń, by zobaczyć, do czego prowadzi. Kilkadziesiąt metrów dalej ukazywał im się największy pień, jaki kiedykolwiek widzieli. Kiedy dziewczyna poświeciła jeszcze wyżej, zobaczyli drzewo, które ciągnęło się i ciągnęło, wciąż do góry.

         - Chwila moment... To nie jest niebo, Buzz. To korona Hyperiona! – zawołała Liz z podekscytowaniem.

         - Niesamowite – powiedział cicho. – Naprawdę niesamowite.

         Drzewo było ogromne. O. G. R. O. M. N. E. Nawet gdy przyjaciele podnieśli głowy wysoko do góry, nie mogli dostrzec jego końca. Może była to wina ciemności nocy, lecz Hyperion i tak wywierał piorunujące wrażenie.

         - Powiem ci jedno – zaczął Andy. – Ja na to coś nie wejdę.

         Liz roześmiała się, po czym podeszła do pnia. Rzuciła torbę z na ziemię.

         - Cóż, jedno z nas musi, inaczej punkt nie zostanie odhaczony.

- Jestem gotów to udokumentować – powiedział Buzz z szerokim uśmiechem, wyjmując aparat z plecaka Lizzy. Machnęła ręką w jego stronę.

Poznaj mnie naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz