Rozdział 10

169 25 2
                                    

„Myślę, że rozstania nie zawsze są czymś złym. Jak bez nich mógłbym zatęsknić za moim sercem, moją Lizzy? Czasami trzeba coś zniszczyć, aby później odbudować to na nowo, tysiąc razy silniejsze".
- Seth Adler

Zatrzymali się w miasteczku Grants Pass, kiedy jechali do Oregonu. Po pierwsze, musieli coś zjeść oraz uzupełnić zapasy, po drugie, Buzz nie mógł sobie odmówić donutów w pobliskiej kawiarni, a po trzecie... Lizzy chciała napisać list.
Kiedy Andy o tym usłyszał, zgromił ją wzrokiem. Dla dziewczyny było to zbyt wiele i wydarła się na niego, co on sobie wyobraża, czy myśli, że zapomni o kimś, kogo kocha i niech się w ogóle nie odzywa, bo pewnie powie coś głupiego. W odpowiedzi roześmiał się oraz rzekł, że wcale jej nie ocenia, tylko chciałby coś dodać do koperty dla Setha, gdy będzie ją wysyłać.
W każdym bądź razie, teraz Liz siedziała przy stoliku z kilkoma kartkami wydartymi z Alei Serc oraz długopisem. Serce waliło jej mocno ze zdenerwowania. Uświadomiła sobie, że po raz pierwszy miała odsłonić przed Sethem swoje wnętrze. Nie robiła tego nigdy wcześniej, więc... bała się, delikatnie mówiąc.
Buzz, który stał w kolejce, spojrzał na nią. Widział zaciśnięte zęby oraz szeroko otwarte oczy, którymi wpatrywała się w białą, niezapisaną przestrzeń. Powiedziałby jej „dasz radę, Liz", gdyby nie to, że od kilkunastu minut opierał się o kontuar, a kasy jak nie było, tak nie ma.
Czasami donuty są ważniejsze niż najlepsza przyjaciółka.
Ale właśnie w tym momencie, kiedy na nią patrzył, dziewczyna zabrała się do pisania.

Drogi Secie!
Tak sobie myślę, że nigdy wcześniej nie dałam Ci wglądu w moje uczucia. Teraz mam nadzieję to zrobić. Jestem trochę spięta, bo boję się, że nie zaakceptujesz takiej mnie. Chciałabym choć raz zobaczyć Twoje myśli. Ale cóż, jestem tylko człowiekiem, nie mam takiej możliwości. Chciałabym, aby ten list nie okazał się kompletną porażką, tylko początkiem naszej nowej wspólnej drogi.
O kurczę, zaczyna się. Lecę po całości, ale, jak to mówią pływacy (znam jednego), albo w pałę, albo wcale.*
Odhaczyliśmy już jeden punkt, wiesz? Ja i Buzz wspięliśmy się na najwyższe drzewo świata, Hyperiona. Mogłabym Ci nieco o nim opowiedzieć, ale sądzę, że chciałbyś sam o tym poczytać. A może nie? Zastanawiam się, czy w ogóle Cię znam, czy to, że ja udawałam przed Tobą kogoś innego, nie oznacza tego samego u Ciebie.
Wiesz, to nie chodzi o to, żeby odkryć kim się jest. Nie taki jest cel naszej podróży. Chyba chodzi bardziej o pogodzenie się ze samym sobą, zdanie sobie sprawy z tego, co chcemy robić w życiu, o ułożenie hierarchii wartości. Nie wiem, jak u Buzza, ale ja czuję zmianę. Nie jestem już żadną z Lizzy, które znacie. Albo, ująwszy to inaczej: nie jestem ani jego Lizzy, ani Twoją Lizzy. Jeśli kiedykolwiek mam zaznać spokoju, chcę należeć tylko i wyłącznie do siebie.
Choć to nie znaczy, że przeszkadzają mi słowa „jesteś moja". Wręcz przeciwnie, uważam je za bardzo romantyczne i męskie.
Co z nami będzie, Seth? Jak mam się do Ciebie zwracać? Mam odkrywać przed Tobą najciemniejsze zakamarki mojej duszy, byś później rzucił mnie, gdy wrócę? Nie chcę tego. Wbrew wszystkiemu, co mogłeś sobie pomyśleć, nadal Cię kocham. Będę kochała każdą osobę, każde Twoje wcielenie, wszystko, co kryje się w Twojej duszy. Może się okazać, że zamiast być łagodnym kujonem, jesteś buntowniczym artystą. No, na przykład. Mam to naprawdę głęboko gdzieś, przepraszam za wyrażenie. Każdy dzień, jaki z Tobą spędziłam, był cudowny i nie obchodzi mnie, co mówi Buzz. Tak samo, jak nie obchodzi mnie, co mówią moi rodzice. A właśnie, co u nich? Pewnie okropnie się martwią. Sądzę, że napiszę do nich kolejny list i umieszczę w Twojej kopercie. Nie będzie Ci to przeszkadzać? I, przy okazji, mógłbyś go im przekazać? Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele.
Napiszę do Ciebie po raz kolejny, gdy już wykąpiemy się w Jeziorze Kraterowym i pojeździmy na rowerze po lodowisku, jeśli tylko nie zabijemy się przy okazji. Gdybyś chciał mi odpisać, możesz, ale nie próbuj wysyłać listu. Chciałabym przeczytać Twoje odpowiedzi, kiedy wrócę do Saint Marine, o ile to możliwe. Może i bez tego będę za Tobą bardziej tęsknić, jednak chyba o to tu chodzi. Gdy ja i Buzz wrócimy, nigdy już nie będę chciała Cię zostawić – i może nie czeka nas rozwód, jak tysiące innych par.
Wiem, że wydaję się bardzo pewna naszego związku. Wybacz, jeśli Cię tym obraziłam lub zraniłam. Chodzi o to, że... Sama już nie wiem, kim jestem, Seth. Nie mam siebie, swoich pasji, nie mam niczego, co kiedyś miałam. Nie jest to Twoja wina, tylko moja. Nie obwiniaj się. Każdy popełnia błędy, a mój jest taki, że nie potrafiłam Ci zaufać, uwierzyć, że pokochasz mnie taką, jaką jestem. Jestem popsuta w środku i na zewnątrz. Dzięki Buzzowi zaczynam odzyskiwać to, co utraciłam. Pisanie listów do Ciebie też będzie ważną częścią tej „terapii". I oczywiście Aleja Serc również (później ci o niej opowiem). Tą pokrętną drogą staram ci się powiedzieć, że bez Ciebie nie dam rady. Chyba gram na litość, ale pieprzyć to. Jesteś mi potrzebny, chcę Cię mieć obok siebie. Kiedyś byłam silną dziewczyną, która dawała sobie ze wszystkim radę sama. Teraz wiem, że jeżeli dostanę wsparcie od ludzi, których kocham, będę jeszcze silniejsza.
„Kobieta jest najsłabsza, gdy kocha, a najsilniejsza, gdy jest kochana".
Otóż to. Bez Ciebie nie dam sobie rady. Z Twoją miłością jestem gotowa na wszystko, więc proszę tylko o jedno. Wspieraj mnie, tak długo, jak będziesz chciał.
A ja odwdzięczę Ci się tym samym.

Zawsze Twoja,
Lizzy

P.S. Załączam zdjęcie z Hyperiona. Mam nadzieję, że ładnie wyszłam.

Pierwszą myślą Liz po postawieniu ostatniej kropki było: „chyba za bardzo się ugrzeczniłam". Ale co ją to obchodzi? Przecież postanowiła, że Seth musi kochać ją taką, jaka jest, z wszystkimi jej wadami i błędami, albo niech spada na drzewo. Tylko co z tego, gdy tak bardzo obawiała się go stracić?
Akurat właśnie w tym momencie Buzz usiadł obok niej, stawiając dwie kawy na stoliku oraz podając jej donuta w pudełku. Lizzy ze zmarszczonym nosem powąchała napój.
- Coś ty mi zamówił, do cholery? – obruszyła się. – Miała być gorąca czekolada, a nie jakaś zasrana kawa.
Chłopak dobrze ją znał i wiedział, że gdy dużo przeklina, najczęściej kłamie. Dlatego odparł:
- Nie ściemniaj.
Chwilę później zobaczył jednak jej minę. Była prawdziwie niezadowolona.
- Ty mówisz tak na serio? – zapytał z zaskoczeniem. Przytaknęła poważnie, a on złapał się za głowę.
- Jezus Maria, przepraszam, nie chciałem... Mogę pójść ci po drugą... Zaraz zaraz, czemu się śmiejesz?
Liz zwijała się na krześle, jakby z bólu, jednak cały efekt niszczył fakt, że głośno ryczała ze śmiechu, aż łzy spływały jej po policzkach. Ludzie obracali się i patrzyli na nią, ale nastolatka nic sobie z tego nie robiła. Tymczasem Buzz odwrócił się, obrażony.
- Strzelam focha – mruknął. Wywołało to kolejny napad chichotu u jego przyjaciółki.
- Weź, Buzz. Nie wkurzaj się. Ale żart mi się udał, co? – zaśmiała się. Wywrócił oczami, jednak na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Chodziłaś na lekcje aktorstwa przez ten rok?
- A żebyś wiedział, że tak. Nie musiałam wąchać twoich śmierdzących dredów, dlatego miałam więcej wolnego czasu. I nie byłam zagazowana.
- Weź ich nie obrażaj. To skarb narodu.
- Skarb narodu to mi po czole jedzie, o, tu. – Postukała się w głowę. – I tak przy okazji, czemu ja mam jednego donuta, a ty pięć?
- Zołzom nie sprzedajemy – powiedział, wystawiając język. Odwzajemniła się tym samym gestem, wgryzając się w swój słodycz.
Oboje wypili kawy oraz zjedli, przy okazji pisząc listy do rodziców. Zdali relację ze wspinaczki na Hyperiona oraz powiedzieli, że wrócą za... No właśnie, za ile? Uznali, iż bezpiecznie będzie napisać „za kilka miesięcy". Przy okazji wspomnieli również, aby dzwonili na ich telefony komórkowe maksimum raz w tygodniu. Nie chcieli, aby rozmowa z osobami spoza kręgu wtajemniczonych odciągała ich od drogi.
- Może napiszmy jeszcze, żeby nie dzwonili na policję? – zapytała Lizzy.
- O ile już tego nie zrobili.
- Przecież napisałeś wszystko o podróży i w ogóle. Nie mieli powodu.
- Skądże, żadnego poza tym, że ich dzieci zniknęły na początku roku szkolnego. Mogli też uznać, iż to jakiś wymysł porywaczy.
- Też prawda – przyznała. – I tak liczyliśmy się z tym, że będą nas szukać.
- Tylko nie tak szybko – powiedział cicho. Liz zmarszczyła brwi, lecz nic nie powiedziała. Wolała się nie zastanawiać nad tym, że ich szalona podróż może być w każdej chwili przerwana przez funkcjonariuszy.
Zanim wyszli z kawiarni i udali się na pocztę w Grants Pass, Andy wyrwał z Alei Serc jeszcze jedną kartkę. Przeznaczoną specjalnie dla Setha. Zawierała tylko dwa proste słowa:

Nienawidzę cię.

I tyle. Buzz nie potrzebował nic więcej, aby wyrazić swoje uczucia w stosunku do byłego chłopaka Lizzy. Oczywiście nie pokazał jej treści wiadomości. Tylko by się wkurzyła, a po co?
Hmm. Istniało kilka powodów, ale chłopak na razie nie chciał o tym myśleć.

* popularny zwrot oznaczający: wszystko albo nic

Poznaj mnie naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz