Rozdział 15

112 10 5
                                    


„Każdy dzień jest wart przeżycia, bo każda chwila na tym świecie jest najpiękniejszym skarbem. Powinniśmy być wdzięczni, że możemy po nim chodzić".

- Lizzy Accardi

- Tu macie klucz, dzieciaki. Zgłoście się do mnie rano, to pogadamy o tatuażach.

Mężczyzna, u którego się zatrzymali, był w wieku ojca Liz, z pewnością miał ponad czterdzieści lat. Wyglądał jak rodowity Meksykanin. Jego czarne włosy i sumiaste wąsy pokryte były pojedynczymi siwymi pasemkami, w ustach trzymał kawałek trzciny, a sombrero przykrywające głowę zostało wykonane ze słomy. Nazywał się Roman i oprócz niewielkiego pensjonatu „Pod Różą Wiatrów" prowadził również salon tatuażu, znajdujący się na parterze. Aktualnie przyjaciele stali przed pokojem podpisanym „Wschód" (Lizzy nie chciała się zgodzić na zachód, twierdziła, że to pechowy kierunek) i patrzyli na oddalającego się faceta. Przez chwilę nie wiedzieli, co robić.

- To jak? Wchodzimy? – zaproponował Buzz.

- Jasne, ale jak dostaliśmy łóżko małżeńskie, to śpisz na podłodze.

- Wstydzisz się mnie?

- Już raz z tobą spałam, Buzz, i skończyło się to rozwaloną wargą.

- Wiesz przecież, że to było niechcący.

- Chcący, niechcący, masz problem. Śpisz na podłodze!

Mówiąc to, już widziała, jaki mieli pokój. Uśmiechnęła się złośliwie, przepuszczając chłopaka, aby on też zobaczył.

- Może pójdziemy po pluszaki, żeby było ci wygodnie?

- Chyba cię posrało – stwierdził Andy, przyglądając się swoją drogą wygodnemu łóżku. Przynajmniej na takie wyglądało, z ciepłym kocem, białymi poduszkami i puchatą kołdrą... Oj nie, nie pozwoli tak łatwo wydrzeć sobie nocy spędzonej w czymś innym niż nieco śmierdzący psem samochód.

- Mam pomysł. Ścigajmy się do materaca, kto dotknie go ostatni, ląduje na ziemi - powiedział. 

- To niesprawiedliwe! – zaprotestowała Lizzy. – Jesteś ode mnie wyższy, na pewno wygrasz!

- To akurat twoja sprawa.

Przewróciła oczami. Dobrze wiedziała, że przegra i wiedziała również, że jeśli odmówi współzawodnictwa, Buzz nazwie ją tchórzem. Czasami był taki nieznośny...

Postanowiła użyć chwytu, który z pewnością zadziałałby w przypadku Setha.

- Dobra – skapitulowała. – Bierz sobie to łóżko, mam to gdzieś.

- Dzięki – odparł z szerokim uśmiechem i rzucił się na materac. Założył ręce za głowę, po czym odetchnął głęboko, zamykając powieki. Liz wpatrywała się w niego jak oniemiała.

- Hej! Co ty sobie wyobrażasz, do jasnej cholery?! – zawołała z oburzeniem. Otworzył leniwie jedno oko.

- Oddałaś mi je. Mam niepisane prawa do tego mebla.

- To był chwyt marketingowy, kretynie! Miał na celu wzbudzić w tobie poczucie winy, a nie faktycznie przyznać ci rację!

- Cóż, chyba już na to za późno. – Buzz przeciągnął się jak kot, niemal mrucząc z zadowolenia. Jego obolałe mięśnie potrzebowały odpoczynku, czemu przyjaciółka nie mogła tego zrozumieć?

Poznaj mnie naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz