Tak na prawdę to nie musiałam się długo zastanawiać nad tym w jaki sposób przeprowadzić akcję odbicia Karo. Pewnie spodziewacie się długo planowanej akcji o skomplikowanym przebiegu i masą istotnych detali? Otóż nie. Kiedy rozniosła się wieść o tym, że posiadłam władzę nad amuletem moje szeregi wzbogaciły się kolosalnie o mnóstwo rewelacyjnie wyszkolonych ludzi z najdalszych zakątków świata. W ciągu 2 dni.zebrałam armię, z którą mogłabym zdobyć nie tylko siedzibę Bellamyego, ale w rzeczywistości o wiele więcej. Armię szkolonych.zabójców, którzy nie.cofną się przed niczym by zadowolić swojego mistrza. Mnie.
Tak więc posiadałam ogromną przewagę i zamierzałam ją wykorzystać. Wdarliśmy się głównym wejściem. Szliśmy korytarzami, miażdżąc dosłownie każdy, nawet najmniejszy przejaw sprzeciwu wobec naszej siły. To nie było trudne. To nie było męczące. To nie było nawet ciekawe. Ludzie Bellamyego nie mieli szans, a znaczna ich część na nasz widok odkładała broń.
Kiedy dotarliśmy do głównego pomieszczenia zatrzymałam się, postawiłam kilku ludzi przy wejściu, rozesłałam znaczną część by sprawdzili resztę budynku a sama, z Killianem u boku wkroczyłam do wnętrza. Muszę przyznać, że dosyć mocno się zdziwiłam...
Bo kto by się spodziewał sali tronowej.rodem z Gry o Tron? Marmurowe ściany, wysoki sufit podparty zdobionymi przepięknie kolumnami, misterna mozajka ułożona.na podłodze i wysokie okno z kolorowym witrażem z tyłu. Wpadające przez nie światło tańczyło wesoło na podłodze tworząc różnobarwne plamki. Wchodząc do sali można było poczuć jej surowość,wrażenie to potęgował ogromny tron, na którym siedział mój przeciwnik.
Bellamy był bardzo podobny do.swojego brata. Miał długie blond włosy, zaplecione artystycznie. Wysokie czoło, ostre rysy twarzy i orli nos nadawały mu surowy wygląd. Zimne, błękitne oczy spoglądały na mnie z uwagą i nutką rozbawienia.
Po jego prawej, skuty niczym więzień stał Karo. Jego kędzierzawe włosy były brudne, twarz zapuchnięta od płaczu a ubranie zniszczone. Nawet z tej odległości widziałam głębokie rany na jego nadgarstkach, spowodowane ciasnymi kajdankami.
-Muszę przyznać, że mi zaimponowałaś moja droga!-odezwał się Bellamy wstając miejsca. Krew się we mnie gotowała. Miałam ochotę rozerwać go.na strzępy-Tobie przynajmniej się udało tu dostać, twój Mistrz nie miał tyle szczęścia-zakpił obracając się w stronę jednej ze ścian. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, co pod nią leży i...zatkało mnie. Wykręcone pod dziwnymi kątami ciało, które sądząc po ilości much musiało leżeć tu już kilka dni.
-Co ty zrobiłeś...?-syknął Killian wściekle, zauważając to.co ja.
-Zabiłem go przy bramie. Nie miał tyle.szczęścia co wy. Położyłem tu, bo jakoś muszę przyznać, że jego widok mnie pokrzepia. Pokonałem w końcu wielkiego Mistrza Ligi, prawda? Powinienem ją przejąć...
-Ale nie masz prawa, nie póki ja żyję!-krzyknęłam zaciskając ręce na rękojeściach mieczy.
-Tak, to prawda. Przekazał ci władzę, ty uwolniłaś moc amuletu, zebrałaś armię...to doprawdy imponujące Varali-przyznał Bellamy-Jednak, jeśli chcesz ocalić tę kruszynę, będziesz musiała mi.to wszystko oddać.
-Doprawdy?-zakpił Killian-Nie wydaje mi się.
-Owszem bratanku-odparł podchodząc do Karo, który pisnął ze strachu. Chłopiec stał,trzęsąc.się niemiłosiernie i zaciskając powieki. Był przerażony. Bellamy chwycił go za włosy i podniósł do.góry. Karo krzyknął z bólu, gdy jego nogi oderwały się od ziemi.
-ZOSTAW GO!-wrzasnęłam biegnąc w jego.stronę.
-Jeszcze jeden krok, a on zginie-oznajmił chłodno mężczyzna, przykładając nóż do szyi chłopca.
-Zrobię co.chcesz, tylko go wypuść!-pisnęłam a Bellamy ze.zwierzęcym uśmiechem cisnął chłopcem o ziemię.
-To rozumiem! A teraz, poproszę amulet. I odłóż broń kochana, nie będzie ci potrzebna-polecił a ja szybko wykonałam jego zadanie. Killian również odłożył broń i powoli zbliżał się do brata. Bellamy zdawał się tego nie zauważać, zafascynowany amuletem. Dałam Killianaowi sygnał, by zabrał brata i znikał, i.chociaż widziałam sprzeciw.w jego oczach, nie mógł nie wykonać polecenia.
-Zabierz tego bachora-usłyszałam głos Bellamyego, który rzucił kluczyk w stronę Killiana. Stałam zszokowana kiedy chłopak odpinał kajdanki i przytulał przerażonego braciszka.
-Dlaczego?-zapytałam bue rozumiejąc.sytuacji.
-To dłuższa historia, którą ty i ja omówimy dzisiaj przy kolacji-odparł podnosząc na mnie swoje zimne oczy.
-Kto powiedział, że się zgodzę?-zapytałam.
-Nie musisz, ale jeżeli tego nie zrobisz ten bachor zginie. Widzisz...podałem mu truciznę, która pozbawi go życia, w przeciągu 12 godzin, a odtrutkę mam tylko ja-rzucił lekko, jakby informował o pogodzie. Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Ale nie mogłam też zlekceważyć tego co mówił więc...
-To jak.niby ma to wyglądać? -zapytał wściekły Killian.
-Wychodzicie, wszyscy. Varali zostaje ze mną. Wróci do was zanim trucizna pozbawi Karo życia. W międzyczasie dowie się o wszystkim, co powinna wiedzieć...
-Zgoda-oznajmiłam i chociaż zupełnie nie wiedziałam czego.się spodziewać dałam sygnał by Killian ruszył.do wyjścia-Ale tylko ty i ja-syknęłam w stronę Bellamyego, który uśmiechnął się dziko i potaknął.
-Lari...-zaczął Killian, jednak przerwał widząc przekonanie w moich oczach. On też wiedział, że to jedyny sposób, by Karo przeżył. Nie mieliśmy wyjścia.
-Więc...zaczynamy?-usłyszałam głos Bellamyego i spojrzałam w tamtą stronę. Jego dłoń wskazywała niewielkie drzwi, znajdujące się na lewej ścianie komnaty. Powoli ruszyłam w tamtą stronę. Moje serce waliło jak oszalałe i z każdym krokiem coraz bardziej bałam się, że wyskoczy mi z.piersi.
-Co teraz?-zapytałam kładąc dłoń na.klamce.
-Teraz, porozmawiamy Varali-szepnął i przykrywając swoją ręką moją otworzył drzwi...
![](https://img.wattpad.com/cover/61060756-288-k762320.jpg)
CZYTASZ
Killer...
Novela JuvenilGłówna bohaterka nie jest zwyczajna. I nie chodzi tu bynajmniej o wygląd. Bo przecież jaka NORMALNA nastolatka potrafi zabijać, tym bardziej na polecenie? Jak zmieni się jej życie, gdy CEL stanie się jej obiektem westchnień?