Dom

443 56 4
                                    

Zaatakowała mnie, jednak bez problemu odparłam atak i przeszłam do ofensywy. Jedno uderzenie w splot słoneczny i dziewczyna leżała na ziemi. Z chłopakiem był większy problem. Uparcie atakował nie zważając na moje kontry. Zrobił błąd. Za mocno wysunął nogę i szybko to wykorzystałam. Jedno podcięcie i leżał na ziemi. Usłyszałam, że powalona chwilę wcześniej dziewczyna się podnosi, więc znokautowałam ją porządnym kopnięciem z półobrotu.

- Ałć. Po tym będzie miała siniaka - odezwał się stojący w progu chłopak. Miał blond włosy do ramion, błękitne oczy i rozbrajający uśmiech. Pięknie wyrzeźbione mięśnie prześwitujące przez materiał koszulki i niski, kojący głos - Przyjechałaś w nocy i już od samego rana trenujesz?
- Nie mogłam spać - odparłam lekko, pomagając wstać pokonanemu wcześniej chłopakowi. Podziękował za walkę i zniknął z sali ze swoją towarzyszką na rękach.

- I uznałaś, że skopanie kilku tyłków pomoże? Jesteś dziwna.
- Nikt cię nie prosił o psychoanalizę Killian - powiedziałam siadając na ziemi. Blondyn podszedł do mnie i usiadł naprzeciw.
- Jak misja?
- Wykonana.
- Szczerze mówiąc myślałem, że nie dasz rady.
- Nigdy nie wierzysz, że sobie poradzę.
- Bo uważam, że się do tego nie nadajesz. Powinnaś mieszkać w ślicznym domku na przedmieściach, chodzić do zwykłej szkoły, uczyć się i łamać chłopakom serca, a nie zabijać na polecenie mojego ojca.
- Twój ojciec jest królem Ligi Zabójców i uratował mnie przed śmiercią. Zrobię to czego będzie ode mnie wymagał - odparłam wstając.
- Lari...
- Killian! Twojemu ojcu należy się szacunek. Pamiętaj o tymc- syknęłam wstając. Nagle drzwi sali otworzyły się i wbiegł przez nie 5 latni chłopczyk. Miał króciutkie, jasne włosy, błękitne oczy i buzię w czekoladzie.

- Lari! - pisnął i wyciągnął rączki w moją stronę. Podniosłam go z ziemi i mocno przytuliłam.
- Jak się masz młody? - zapytałam.
- Teskniłem za tobą. Killian mówił, że nie wrócisz!
- Tak? Kłamał. Twój brat jest okropny - zaśmiałam się i postawiłam brzdąca na ziemi.
- Wiem. Tato pozwolił mi zacząć ćwiczyć wiesz? Patrz jaką mam bliznę!- zawołał podniecony i podciągnął koszulkę pokazując mi ledwo zagojone rany.
- Są super - przyznałam, chociaż wcale tak nie myślałam. Uważam, że nie powinni tak bezlitośnie traktować pięciolatka, ale z zasadami Ligi nie miałam co dyskutować. Należało ich przestrzegać.
- Nie wierzę, mu to robią - westchnął Killian.
- To uwierz. Tak się tu postępuje - odparłam.
- Słyszysz co ty mówisz? To dziecko! - zawołał wskazując na swojego brata.
- Varali też była dzieckiem, jak rozpoczynała szkolenie. Tak jak i ty. Tak postępujemy - odezwał się niski głos.

Do pomieszczenia wkroczył wysoki, bardzo postawny mężczyzna. Miał długie włosy zaplecione w miaterny warkocz, niebieskie, zimne oczy i surową twarz.

- Mistrzu - odezwałam się kłaniając z szacunkiem.
- Zostawcie nas - powiedział a Killian zabrał brata i wyszedł
- Varali...
- Misja wykonana Mistrzu - odezwałam się.
- Nie wątpię. Nie wysłałbym cię, gdybym nie wiedział, że sobie poradzisz. Przyszedłem tu z innego powodu - oznajmił i delikatnie się uśmiechając zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Przytuliłam delikatnie mężczyznę i uśmiechnęłam się. Odkąd mnie uratował traktowałam go jak ojca i każde, nawet najmniejsze zainteresowanie czy okazanie uczuć z jego strony było dla mnie na wagę złota. Mężczyzna odsunął się i wychodząc rzucił jeszcze - Dziś polowanie. Mam nadzieję, że zobaczę na nim zarówno ciebie jak i Killiana.
- Tak jest mistrzu - odparłam.
Polowanie było corocznym uczczeniem powstania Ligi.
Mam nadzieję, że nie uważacie iż Liga Zabójców poluje na zwierzęta?
____________________________________________________________________________

- Nie ma mowy! Nie idę! - zawołał Killian - Nie wierzę, że to robisz!
- To święto Ligi.
- To masakra.
- Idziesz - powiedziałam wygodniej układając się na łóżku.
- Lari... - westchnął kładąc się obok.
- To święto Ligi, a ty jesteś synem przywódcy. Musisz tam być. Jak co roku.
- Za każdym razem mnie do tego zmuszasz...
- Nieeee - odparłam obracając sie w jego stronę - Mam dar przekonywania-dodalam siadając na nim okrakiem.
- Tak?
- O tak - odparłam składając pocałunek na jego szyi.
- Lari, nie możesz tak. Dobrze wiesz co ja czuję - szepnął przymykając powieki. Miał rację. Wiedziałam co Killian do mnie czuł. Odkąd pamiętam skrycie się we mnie podkochiwał. Kiedy rok temu otwarcie powiedział mi co czuje zdałam sobie sprawę, że on też nie był mi obojętny. Uwielbiałam przebywać w jego towarzystwie, mogliśmy rozmawiać godzinami i żartować. Blondyn był też najlepszym partnerem do treningów. Jego bliskość i dotyk sprawiały, że moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze ale... nie byłam pewna. A jeśli to miłość, to chyba miałabym pewność, prawda?
- Killian, chodź ze mną na polowanie - szepnęłam przygryzając płatek jego ucha - Wiesz jak świetny zespół stanowimy...
- Lari, nie... - jęknął zabawnie kiedy zostawiłam mu na szyi malinkę. Dmuchnęłam na swoje dzieło i spojrzałam w przepiękne, błękitne tęczówki chłopaka.
- Idziesz? - zapytałam.
- Nie chcę - odparł. Ułożyłam usta w podkówkę i zamrógałam kilkukrotnie. Kiedy to również nie przyniosło efektu wysunęłam grube działa. Wplotłam palce we włosy chłopaka i pocałowałam go. Bez wahania odpowiedział tym samym. Po chwili przewrócił nas tak, że przyciskał mnie do materaca. Poczułam jak jego ręka układa się na moich żebrach i idealnie do nich dopasowuje. Killian sprawiał, że moje serce biło szybko i...
Rozbrzmiał gong.
- Czas na nas - odezwałam się.
- Nie cierpię kiedy to robisz - jęknął i odsunął się.
- Widzimy się za kilkanaście minut - oznajmiłam i ruszyłam do swojego pokoju.
____________________________________________________________________________

Miałam na sobie czarne, elastyczne spodnie, wysokie buty i ciemnozielony top. Włosy zaplotłam w warkocz i spojrzałam w lustro. Prawie idealnie, brakowało dodatków.
Sięgnęłam po pas z nożami do rzucania i założyłam. Do tego zabawne ochraniacze na przedramiona z wysuwanym ostrzem, czarne, skórzane rękawiczki i ulubiony element ubioru. Bezrękawnik z kapturem, zasłaniającym twarz.
Usłyszałam kolejny gong, który oznaczał zbiórkę. Znałam plan polowania, od lat wyglądał tak samo. Ewentualne zmiany i tak przrdstawią nam tuż przed wyruszeniem.
Otworzyłam drzwi i dołączyłam do przewijających się korytarzem ludzi. Stare ściany wyżłobione w skale, oświetlone jedynie pochodniami na ścianach sprawiały, że ubrani na czarno ludzie, szybko zmierzający do zbrojowni wyglądali jak duchy. Nikt nic nie mówił. Jedyny dźwięk jaki dało się słyszeć, to odbijające się ehem kroki.
Czas na polowanie...

Killer...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz