Part VII

227 25 1
                                    

Wraz z Lincolnem dojeżdżającym śniadego, dwugłowego wierzchowca, ubezpieczamy tyły kroczącej przez zarośla armii

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wraz z Lincolnem dojeżdżającym śniadego, dwugłowego wierzchowca, ubezpieczamy tyły kroczącej przez zarośla armii. Jadę na moim rumaku z lekkością i naturalnością wielomiesięcznych ćwiczeń, choć na Arce nigdy nie miałam do czynienia ze zwierzętami.

To wydaje im się zupełnie nie przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Parskają potulnie na mój widok i potulnie wykonują najlżejsze kopnięcia piętą, wytrwale prąc do przodu. To tak, jakbym wypierając się mojego pochodzenia i zyskując miano Ziemianki przybliżyła się nie tylko do Klanów, Indry i Koalicji Dwunastu. Jakbym dzięki temu zyskała także zgodność i harmonię z naturą, z żyjącymi tu dzikimi stworzeniami.

Wspaniałe uczucie.

Przełykam ślinę, rozkoszując się intensywnym zapachem kory, żywicy i zieleni unoszącym się w porannym powietrzu. Wiatr chłosta moje odsłonięte barki i ramiona, drobinki lasu wczepiają się w spięte krucze włosy, osiadają na napierśnikach i skórzanym kaftanie. Lincoln znad swojego konia rzuca mi ciekawe spojrzenie, którego nie odwzajemniam. Rozkojarzona ściągam bowiem lejce i wołam za Indrą, tchnięta nagłym przeczuciem.

— Uszliśmy spory kawałek drogi, Indro. — zwracam się do wojowniczki, schylając głowę w uniżonym geście. — Nie powinniśmy byli spotkać już Skaikru?

— Martwisz się o los swojego brata, — zauważa Ziemianka, zaciskając usta — choć powinnaś obawiać się o swój własny.

— Chciałabym tylko mieć pewność, że nic mu nie grozi. — ważę słowa uważna na zmienny charakter mentorki, ale ona tylko kiwa głową sztywno i obiecuje, że zapyta Hedę o szczegóły spotkania armii Skaikru, po czym znika w kroczącym równo tłumie.

Dobre dwa kwadranse później chłepczemy wodę źródlaną podczas krótkiego postoju, gdy czarnoskóra kobieta wraca z nietęgą miną i wiadomością o losy Bella.

Skaikru są teraz naszym najmniejszym zmartwieniem. — nachyla się nade mną i Lincolnem, ściszając głos niemalże do szeptu. — Nigdzie nie mogę znaleźć Lexy.

— Jak to, nigdzie jej nie ma? — Lincoln bieleje nieco na twarzy, a Indra posyła mu pełne politowania spojrzenie. — Nie mogła po prostu zniknąć... to przecież jej armia. Kto poprowadzi ludzi do boju?

— Nie uciekła. — Indra zaciska pięści z nagłą pewnością. — Nie zostawiłaby swoich ludzi. Chyba, że... że ktoś ją uprowadził.

— Ktoś by zauważył i wszczął alarm. Kilku wyrzutków nie mogło tak po prostu wejść w szeregi armii i uprowadzić Hedę Polis!

Banaukru. — szepczę i naraz niesieni coraz głębszym przeczuciem sięgamy po swoje bronie.

— Wróg jest wśród nas, Lincolnie. Tu, w naszych szeregach. — głos mentorki niesie się echem po polanie, na której wypoczęci żołnierze zbierają się do ponownego marszu. — Stać! Zatrzymać się!

Rozglądam się z przestrachem, bo kilku Ziemian nie reaguje na krzyk Indry. Wyciągają łuki, świst przeszywa poranne powietrze a dłonie Lincolna zrzucają mnie na ziemię, gdy pokryte trucizną groty grzęzną w dwugłowym wierzchowcu mężczyzny za naszymi plecami. Przygnieciona jego ciężarem rozluźniam uchwyt i moja broń wypada mi z ręki, tocząc się po wilgotnej glebie. Jak przez mgłę widzę Indrę zwartą w uścisku z wymachującym ostrzami żołnierzem. Krzyki, zawodzenia i kwilące parskanie dogorywającego konia wstrząsają polaną, gdy przy pomocy dłoni Lincolna dźwigam się na nogi. Planuję atak, ale jego mocny uścisk nie pozwala na zrobienie choćby ruchu w stronę banitów walczących z rozproszoną armią nieobecnej Lexy.

— Puść mnie! — drę się, szarpiąc w jego objęciach. — Muszę walczyć!

— Zabierz ją stąd. — Indra pokryta szkarłatnymi plamami krwi popycha mężczyznę w stronę mojego wierzchowca. Ten unosi mnie z łatwością i wciąż szamoczącą się sadza na koniu, samemu zajmując miejsce za moimi plecami i oplatając moje ciało silnymi rękoma.

Nie mogę kopnąć, ugryźć, uciec.

Nie mogę z tym walczyć.

— Wojownik nie ucieka z pola bitwy! — krzyczę za Indrą błagalnym głosem.

— Wojownik jest karny i posłuszny wszystkim poleceniom swojego dowódcy. — kiwa w stronę mężczyzny, a ten szybkimi kopnięciami zmusza nerwowego rumaka do ruchu. — Uciekajcie. Odnajdźcie Skaikru i ostrzeżcie ich. Ruszcie w bój z Banaukru by przelać naszą niewinną krew!

Lincoln pogania konia do galopu, Indra rozpływa się w zwartym tłumie walczących ze sobą ziemian, a ja krzyczę za mentorką i czuję, jak zagubiona strzała rozrywa mi ścięgna i grzęźnie w lewym ramieniu, rozlewając się przyjemnym ciepłem po całym ciele.

Lincoln pogania konia do galopu, Indra rozpływa się w zwartym tłumie walczących ze sobą ziemian, a ja krzyczę za mentorką i czuję, jak zagubiona strzała rozrywa mi ścięgna i grzęźnie w lewym ramieniu, rozlewając się przyjemnym ciepłem po całym ciele

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Miśki kochane, żeby nie było, że jestem mało oryginalna, i raniąc Octavię w ramię posłużyłam się tym samym chwytem co w pierwszym sezonie The 100 - to ma swój głębszy sens, pamiętajcie!

No i jak podoba się ta część? Drobne zawiązanie akcji, wstępne przedstawienie bohaterów mamy już za sobą. Staram się wstawiać naprzemiennie części z przemyśleniami i dłuższymi opisami z super hiper akcjami, żeby nie męczyć was za wcześnie. Odpowiada wam to? Fakt, że zamiast rozdziałów są odrębne, króciutkie narracje?

Jeśli macie do mnie jakieś uwagi, śmiało walcie. Votujcie, komentujcie. Krzyczcie. Ja nie gryzę!

Demons | The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz