Part XI

197 25 3
                                    

        Kanclerz Jaha siedzi po turecku naprzeciw Lexy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kanclerz Jaha siedzi po turecku naprzeciw Lexy. On pochłonięty przez medytację, ona zawzięta w milczeniu i w usilnym wpatrywaniu się we mnie. Z jej twarzy nie mogę odczytać nic oprócz determinacji w wydostaniu się z tej zwierzęcej klatki. Marszczy brwi i zaciska usta, mrugając zawzięcie. Murphy dzięki wygranej w papier kamień nożyce został moim a nie Lexy osobistym ochroniarzem i siedzi teraz z plecami zgiętymi w łuk i zabawia mnie niestworzonymi opowieściami o chorobie psychicznej byłego kanclerza.

O Klanie Pustyni. O urojonym Mieście Świateł?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że prawda jest dużo bardziej złożona.

Nie chcieli dopuścić, bym rzuciła się na Hedę po raz drugi.

Rzucam wyzywającym spojrzeniem w jej stronę i naraz spuszczam wzrok.

Albo ona na mnie.

— Ja wiem, że w przeszłości nie układało nam się najlepiej. — zaczyna Murphy, zacierając ręce. Widocznie zrezygnował już z bajania bzdur i teraz szuka sobie nowej rozrywki. — Ale żeby obmyślić plan ucieczki, powinniśmy ze sobą rozmawiać. No wiecie, wymiana poglądów, historii, koncepcji... bo to chyba to, co robi się żeby przetrwać, prawda? — cisza, z którą się wita, na chwilę zbija go z tropu. — Żadnych chętnych, to może ja zacznę. Cześć. Jestem John Murphy, uprowadzili mnie z Martwej Strefy, siedzę w klatce na zwierzęta i cholernie potrzebuję świeżego powietrza.

— Miasto Świateł wyzwoli nas od bólu. — odzywa się nagle Jaha, przerywając żartującemu chłopakowi i przeciągając głoski powoli. — Nie potrzebujemy dialogu. Świeżego powietrza też nie potrzebujemy.

— O jakim Mieście Świateł on mówi, Murphy? — pytam, wskazując podbródkiem w stronę pogrążonego w medytacji byłego kanclerza. Oczy chłopaka błyszczą z podniecenia i radości, gdy spogląda na Jahę.

— O urojonym raju, do którego żeby się dostać, trzeba połknąć chip. — wyjaśnia, kręcąc głową z rozbawieniem. — Ale może zamiast rozmawiać o chorobie psychicznej kanclerza, pomówmy o nas. O powodach, dla którego uwięzili nas w tej klatce a nie zjedli przy pierwszej lepszej okazji. Jakieś pomysły?

— To chyba oczywiste. — wtrąca się, dotychczas milcząca z wyniosłością, Lexa. — Chcą wywołać panikę, porywając wszystkich przywódców zagrażających planom przejęcia Polis. Siać panikę i strach, wywołać terror i bunt. Zniszczyć armię od wewnątrz, odebrać żołnierzom ich przywódców i zastąpić ich swoją fałszywą Hedą. A następnie... zaatakować i zająć Kapitol.

— W twoim toku myślenia zgadza się wszystko prócz jednego małego szczególika. — kiwa głową Murphy. — Ty jesteś wielką Hedą Polis, Clarke księżniczką Wanhedą, Jaha przywódcą nieistniejącego Miasta Świateł. Ja nie mam nawet swojego wyimaginowanego królestwa. Dlaczego więc jeszcze żyję?

— Bo za dużo gadasz i zawsze kłamiesz jak najęty. — odzywam się, spoglądając ukradkiem w stalowe oczy Lexy. — Pewnie dlatego wzięli cię za jakiegoś mędrca, lub innego królewskiego doradcę.

Murphy grzecznie czeka aż skończę maraton bezkrępacyjnych spojrzeń kierowanych w stronę Hedy, i dopiero wtedy chrząka, kiwając w moją stronę w udawanej podzięce.

— Och, nie schlebiaj mi tak, księżniczko!

Przyszedł czas na wiecznie rozgadanego i pyskującego Murphy'ego i troszkę Clexy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przyszedł czas na wiecznie rozgadanego i pyskującego Murphy'ego i troszkę Clexy. Mam nadzieję, że ucieszy was to tak samo, jak mnie. Czyli wracam po długiej przerwie i już was nie opuszczam!

Miłego czytania, misie.

Demons | The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz