Neo, jak zwykle spokojnie milczący, pokorny i wyważony, czeka na balkonie w części sypialnianej aż wrócę z łaźni. Medytuje po turecku, otoczony pnącymi się wzwyż, rosnącymi dziko pędami i rozświetlony przez wpadające do pomieszczenia słońce. Po raz pierwszy widzę go bez swych szat, a jedynie z sięgającym połowy ud lnianym suknem przysłaniającym, swoją drogą, naprawdę niewiele. Służki sadzają mnie na zdobionym złotymi ornamentami kismosie, a ja wpatruję się w tors czarownika, umięśniony, blady, pokryty lśniącym potem i czarnymi pnączami tatuaży.
— Heda Falami zwołuje naradę wojenną. — odzywa się w końcu, nie otwierając oczu ani nie zmieniając pozycji. — Chciałaby mieć za przewodnika swoją małą boginię spadającą z nieba do wody. Powiedziałem jej, że nie jest godna, by dostąpić tego zaszczytu.
— O czym ty mówisz, Neo?
Mędrzec na dźwięk swego imienia otwiera oczy i wpatruje się we mnie przez chwilę, a następnie odprawia służki i wstaje, przybliżając się do mojego siedziska.
— Heda Falami jest zbyt słaba, by być pod wstawiennictwem jakiegokolwiek Boga. — odpowiada w końcu, przewiercając mnie swymi pustymi oczyma na wylot. — Kieruje nią nienawiść, buta i zgubna pewność siebie. A nie tego oczekuje się od przyszłej Królowej. Potrzeba Strachu, by...
— By pokierować Ludźmi Mroku. — dopowiadam cicho, a wąskie usta Neo rozszerzają się w uśmiechu.
— Jesteśmy podobni, Gada. Wiedziałem to od samego początku, odkąd pojawiłaś się w wiosce. Posiadamy strach, władamy nim, i przez to jesteśmy tacy silni. — kuca i wyciąga pokryte wężowymi tatuażami dłonie w moją stronę, obejmując palcami moje policzki. Spod opuszków ciągnie przyjemny, błogi chłód. — A pod twoją kruchością kryje się niewyobrażalna potęga. Takich ludzi potrzebujemy, by zawładnąć Kapitolem. Potrzebujemy ciebie i mnie. Nas.
— Chcę być silniejsza. Móc władać nie tylko swoim własnym strachem, ale ofiarowywać go innym ludziom. Dawać im cierpienie. Zadawać ból.
— Ależ bogini, nie do ciebie należy walka! — gładzi opuszkami moje policzki i zatrzymuje dłoń przy czole, odgarniając moje włosy na bok z niespotykaną wrażliwością, niemal pieczołowitością. — Wierzę, że przysłano cię tu, byś zajęła miejsce Hedy Falami. Czuję to w środku, w sercu, że moje miejsce jest u twojego boku. Że z tobą armia Ludzi Mroku ma szansę zdobyć coś więcej, niżeli Kapitol, niźli Polis.
Bierze moją drobną dłoń i przyciąga do swojego torsu, na wysokość serca. Wpatruję się w mędrca z błogim uczuciem odprężenia i w tej chwili przestaję zastanawiać się, czy mężczyzna czaruje mnie swymi słowami, swą posturą, wężowymi tatuażami.
Jeśli to czary, to te najpotężniejsze. Te, z którymi nie trzeba walczyć.
— Dlatego wspólnie zabijemy Hedę Falami. Zajmiesz jej miejsce.
— A ty? — szepczę, nieomal dziwiąc się własnym słowom, jakie wydostają się z rozchylonych ust. — Możesz być jeszcze potężniejszy. Mogę ofiarować ci swoją moc! Bo tego właśnie pragniesz, prawda?
— Szybko się uczysz, mała bogini. — szepcze jeszcze, a ja przymykam powieki rozleniwiona. — Moja mała bogini.
Nie mogę się ruszyć, gdy Neo z niespotykaną mocą przyciska mnie do siebie, przybliżając swoje usta do mojej twarzy. Czuję jego oddech i gdzieś w głębi zdaję sobie sprawę, że to co robi wcale nie jest dobre, ale równocześnie to błogie uczucie znów ogarnia mnie całą, a wtedy nie mam już żadnych wątpliwości. Wpatruję się w czarownika roziskrzonym spojrzeniem gdy ten wyciąga zza pasa sztylet i przykłada lodowate ostrze do naprężonej skóry. Wciąż uśmiechając się i przemawiając przyciszonym głosem nacina moją skórę w równej odległości między jednym a drugim obojczykiem, samemu sobie robiąc głębokie nacięcie na górnej wardze. Po podbródku zamiast krwi zaczyna spływać mu gęsta, srebrzysta ciecz która, znajdując ujście w zagłębieniu szyi, znaczy swą drogę po torsie mężczyzny. Ten chwyta mnie znów w obie dłonie i łączy swoje wargi z miejscem mojego nacięcia poniżej twarzy. Kręci mi się w głowie i czuję nagły atak mdłości gdy moja i jego krew miesza się ze sobą, tworząc jednolitą srebrzystą maź. Jęczę, protestując i nie wiedząc, co się ze mną dzieje, a do sypialni wpada Heda Falami wraz ze swoją strażą przyboczną.
Neo odrywa się ode mnie, czując gniewny wzrok swojej przywódczyni za swoimi plecami a ja z dziwnym spokojem i uśmiechem rozleniwienia wpatruję się w kobietę i jej tężejącą z sekundy na sekundę twarz.
— Ty... — z wściekłości na jedną chwilę odejmuje jej mowę. — Ty kłamco! Ty potworze! T-ty... Ai kiserau yu, spicha!
— Hedo. Ai badan yu op en nou moun. Służę tobie i tylko tobie.
Neo powstaje i kiwa uniżenie głową, ale Falami w kilku szybkich krokach zmniejsza dzielącą od mędrca odległość i staje naprzeciwko niego. Neo ze swoją posturą i wzrostem przewyższającym kobietę o niemal dziesięć cali promienieje potęgą i boską jasnością, ale daje skrzywdzić się swej przywódczyni, która wymierza poddanemu trzy uderzenia w policzek, od których wiecznie blada twarz mędrca czerwienieje o kilka tonów.
— Spicha! — syczy ochryple przez zaciśniętą szczękę. — To mi obiecałeś moc Człowieka Mroku! To ja miałam być srebrzysto-krwistą! To ja miałam być Wybrańcem Bożym, Boginią Mroku! — jej głos z każdą chwilą załamuje się coraz bardziej, a na samym końcu niknie w ciszy niemal całkowicie. — To mi przyrzekłeś wiernie służyć.... To mnie miałeś zaczarować, nie ją.
Jestem dumna z tej narracji, bo wszystkie wątki związane z trójkącikiem śmierci, pożogi i zniszczenia Charlotte x Neo x Falami idą po mojej myśli. Piszcie, co sądzicie o tego typu plot twistach!
Miłego czytania!
CZYTASZ
Demons | The 100
Fanfiction"Everybody has demons, everybody has ghosts.'' * 138 Dzień po Lądowaniu na Ziemi. Arkadia przestaje być bezpiecznym azylem, las Trikru nie chroni już przed spojrzeniem śmierci. Nocą wypełzają demony. Duchy przeszłości rozciągają swe sidła. Nic nie j...