Part IX

180 26 1
                                    

        Silna dłoń cuci mnie uderzając w twarz raz za razem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Silna dłoń cuci mnie uderzając w twarz raz za razem. Z nagłego i niespodziewanego impulsu otwieram oczy szeroko i zachłystuję się zatęchłym powietrzem, instynktownie cofając się przed napastnikiem. Wojownik z nieznajomego mi klanu uśmiecha się bezzębnie a moją spoconą, brudną twarz owiewa nieprzyjemny zapach z jego ust. Przełykam więc ślinę i cofam się raz jeszcze, aż czuję się bezpieczniej z plecami opartymi o zimno metalowych krat. Ziemianin gwarzy po swojemu i obrzuca mnie nędznym kawałkiem czerstwego chleba, a potem puszcza w przejściu metalowej klatki kolejnych dwóch wojowników. Ci wleką za sobą trio moich nowych sąsiadów, których ledwo przytomnych wrzucają do zwierzęcej klatki. Potworny śmiech i szczęk kluczy w zamkniętym zamku brzęczą w ciszy, gdy z niemym zdziwieniem wpatruję się w zakrwawioną dwójkę.

To nie może być prawda. To sen. Zwykły koszmar.

Zaciskam dłonie na kratach i ściskam je mocno, wczepiając się w nie paznokciami i raniąc opuszki aż do krwi.

— Griffin? — pierwszy odzywa się klęczący na ziemi Jaha. Unosi głowę okalaną bujnym szarawym zarostem i wpatruje się we mnie z błogim uśmiechem na czarnej twarzy. Pokryte szkarłatną cieczą ciało Murphy'ego gdzieś za jego plecami zaczyna trząść się z ledwo powstrzymywanego śmiechu.

— Klatka pełna samych pojebańców. — rechocze. — Witamy w wariatkowie!

— Clarke? — to Lexa dorzuca się do tenoru Theloniusa.

Wczepia we mnie to swoje intensywne spojrzenie i przez chwilę rzeczywiście nie istnieje nic prócz niej, są jej rozchylone pełne usta, spękane od krzyku symetryczne wargi drgające od kąciku aż po sam środek, delikatnie zarysowane kości policzkowe, znak Hedy na nieskazitelnym czole i chmurne oczy z przebijającą przez niebo stalą. Jest jej pocałunek i zaciekawione, władcze spojrzenia, jest jej silny dotyk i pewny siebie głos.

A potem jest też jej armia, jest Mount Weather i ona uciekająca z pola bitwy. I ja. Taka niepewna, taka malutka, taka... nijaka.

Drobinka kurzu pośrodku niczego. Mikroelement nowego wszechświata.

— Kanclerzu, uszczypnij mnie. — zawodzi John Murphy ze śmiechu a ja wciąż oddycham miarowo, siląc się na spokój. — Bo lepszego miejsca na spotkanie z Księżniczką nie mogłem sobie wyobrazić.

Lexa i ja niemal w tym samym momencie odwracamy głowy w stronę tarzającego się po ziemi dzieciaka. Ona takoż samo zaciekawione co zdesperowane i ja, zachmurzone, gniewne, pełne niewypowiedzianego wyrzutu.

— Czy ty właśnie nazwałeś Clarke księżniczką? — pyta, przekrzywiając głowę z wysiłkiem. — Clarke, tytułujesz się tak po prostu, bez powodu?

Niepewna na kim tak naprawdę zatrzymać wzrok na dłużej, rzucam spojrzeniem to na mężczyzn to na nią.

Bez powodu to zaraz wybiję któremuś z was rząd zębów.

Ale nie wytrzymuję w momencie, w którym Lexa próbuje zmniejszyć dzielącą nas odległość. Nie myśląc już o niczym innym rozplątuję palce z pomiędzy metalowych krat i krzyczę przeraźliwie, rzucając się z paznokciami na Hedę Polis i samą siłą niespodziewanego uderzenia pozbawiając ją gruntu. Obie toczymy się po zapleśniałej podłodze, zwarte w nagłym uścisku i splecione nogami i rękoma. Zagrzewana do boju przez radosne okrzyki Murphy'ego i te próbujące opanować sytuację Jahy, wrzeszczę i wymierzam silny cios pięścią, zatrzymany przez niemniej zręczną dłoń Lexy. Przywódczyni Ziemian dyszy pode mną, unieruchomiona moimi biodrami i kroplami słonych łez spływających po drżącej brodzie i zatrzymujących się dopiero na jej policzkach. Zdezorientowana i zażenowana jednocześnie zdaję sobie sprawę, że gdyby Lexa miała ochotę, oswobodziłaby się spod mojego uścisku z dziecinną wręcz łatwością.

Z jakiegoś konkretnego powodu tego jednak nie robi.

Mrugam by odpędzić od siebie wzbierający się potok łez i wpatruję się w stalowe oczy Hedy, z milczącym, cierpiętniczym wręcz spokojem obserwujące każdy mój ruch. Smukłe palce kobiety drżą pod moim mocnym uściskiem a splątane włosy woalą spływają na jej czoło i policzki. Całe szczęście Jaha i Murphy milczą gdy wstaję, chwiejąc się lekko i uciekając od ich zaciekawionych spojrzeń. Ze zrezygnowaniem wycieram świeże łzy rękawem koszuli i wracam do swojego kąta.

— Nie jestem księżniczką, Murphy, a już na pewno nie dla ciebie. — rzucam jeszcze z przekąsem, siadając na podłodze i podwijając nogi aż pod samą brodę. — Jestem Wanheda. Zrozumiano?

Błyskw oczach Lexy wywołuje na moją zaczerwienioną od płaczu twarz kolejną porcję zduszonego gniewu.

Błyskw oczach Lexy wywołuje na moją zaczerwienioną od płaczu twarz kolejną porcję zduszonego gniewu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Demons | The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz