Un.

3K 452 245
                                    


Spacerowałem z Calumem po mieście, jak to zazwyczaj robiliśmy w każde popołudnie. Nasze wędrówki nie były jednak bezcelowe. Ja, jak i Mulat nieustannie szukaliśmy mi jakiejś pracy, bo on też ledwo wytrzymywał wizję mnie spędzającego całe dnie na kanapie, po tym jak wyrzucono mnie z ostatniej pracy.

- Luke, spójrz, może to? - chłopak wskazał ręką na tabliczkę znajdującą się na drzwiach jednego z okolicznych budynków. Skądś kojarzyłem to miejsce, ale nie mogłem przypomnieć sobie skąd. - „Nasza herbaciarnia chętnie przygarnie nowe ręce do pomocy." - zacytował, próbując sparodiować głos speakera z reklamy.

- W sumie, czemu nie? Brzmią na zdesperowanych – parsknąłem śmiechem i pchnąłem drzwi, wywołując przy tym w holu charakterystyczny dźwięk dzwonka. Przysięgam, znam to miejsce.

Rozejrzałem się dookoła, chcąc zaznajomić się trochę z otoczeniem. I wtedy to uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Te same krzesła, ta sama kasa fiskalna – nic nie zmieniło się tu od tylu lat, prócz nazwy. Słynna kawiarnia, z którą wiąże się tyle wspomnień, zmieniła się w herbaciarnię, wywołując u mnie tym samym ciarki na przedramionach.

- Stary, co się dzieje? - Calum zagadnął mnie, gdy zauważył, że od kilku chwil stoję w bezruchu.

- To jest ta kawiarnia. Ta, w której pracował Michael – wyszeptałem drżącym głosem. - Chyba nie chcę tu być.

- Luke, dobijasz mnie. Minęło ładnych parę lat, a ty wciąż masz w głowie tego chłopaka. Ogarnij się – brunet pacnął mnie w ramię i ruszył w stronę kas. Szybko dogoniłem go i złapałem za ramię, dając mu tym samym znak, że ma się zatrzymać w miejscu.

- Nie chodzi o to, że nie wyrzuciłem go z głowy, dobra? Zresztą, zrobiłem to – prychnąłem. - Chodzi bardziej o to, że to miejsce przywołuje u mnie niechciane emocje.

- Och, ty poeto – Calum zamrugał teatralnie. - Skoro jęczysz imię Michaela przez sen przynajmniej raz w tygodniu, bo masz mokre sny z nim w roli głównej i od ponad dwóch lat nie miałeś ani dziewczyny, ani chłopaka, coś musi być na rzeczy.

- Oni po prostu nie sprostają moim wymaganiom – westchnąłem, już lekko poirytowany.

- Tak, bo nie są Michaelem Cliffordem – Calum znów pomknął w stronę kas, tym razem trochę szybciej, więc zanim zdążyłem go dogonić, dyskutował już żywo z ekspedientką.

- O, to mój przyjaciel, Luke Robert Hemmings. Bardzo zależy mu na tej pracy, wie pani, studenckie życie – chłopak mrugnął do kobiety, a ta uśmiechnęła się ciepło i spojrzała w moją stronę.

- Więc, Luke, czemu tak bardzo chcesz tej pracy? - zapytała, wyjmując spod lady notatnik i długopis. Boże, to jest jak wywiad śledczy.

- Huh, brakuje mi jakiegoś stałego zajęcia. Zresztą, studia same się nie opłacą, a z ostatniej pracy zwolniono mnie całkiem niedawno i stwierdziłem, że nie mogę żyć, cały czas obijając się na kanapie.

Kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili zachichotała i zapisała coś na kartce.

- A mogę wiedzieć, czemu zostałeś zwolniony? - poprawiła okulary na swoim nosie i posłała mi kolejne miłe spojrzenie.

- Och, to nic takiego. Zwykłe szefowskie widzimisię, cięcia w budżecie, typowe. Ja w niczym nie zawiniłem, jeżeli do tego pani zmierza.

Brunetka kiwnęła głową i zapisała jeszcze kilka myślników na swojej kartce, którą zaraz potem mi podała, uprzednio prosząc o nieczytanie jej zawartości.

tea shop; mukeWhere stories live. Discover now