Six.

2.7K 410 245
                                    

*upewnij się, że przeczytałeś/aś poprzedni rozdział i skup się na zdjęciu w mediach, bo będzie istotne w rozdziale, lmao. zostaw też komentarze przy ciekawszych fragmentach:)*


Wciąż staliśmy z twarzami blisko siebie, a ja czułem jego oddech na swoim karku. Bardzo chciałem go teraz pocałować, ale czekałem na jego ruch. Nie chciałem go wystraszyć, bo wtedy raczej nigdy już bym go nie odzyskał.

- Luke, my n-nie możemy robić takich rzeczy – zająknął się i odepchnął mnie od siebie z impetem, zaczerpując przy tym oddech. - Ja mam chłopaka, a nasz związek miał swój finisz kilka lat temu. Nie możesz tak po prostu lizać mnie po twarzy – zaczął już poważniej, a rumieniec zszedł z jego twarzy.

- Naprawdę za tobą tęsknię, Mikey – znów spróbowałem się do niego zbliżyć, ale ten odepchnął mnie, kiwając głową.

- Nie, Luke – wyminął mnie i ruszył w stronę swojego biura, a ja westchnąłem cicho. Źle zrobiłem, zbierając się na takie wyznanie i to w tak szybkim tempie, ale widok jego iskrzących tęczówek zadziałał na mnie w spontaniczny sposób. Stałem jeszcze chwilę z rękoma opartymi na kuchennym blacie i kontemplowałem sytuację, dopóki mój telefon nie zabrzęczał. Wyjąłem komórkę z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, na którym dumnie mrugało imię mojego przyjaciela.

- O co chodzi, Calum? - odezwałem się bez przywitania, jak tylko kliknąłem zieloną słuchawkę.

- Kiedy będziesz wracał do domu, zrób większe zakupy.

- Mamy gości? - zdziwiłem się, bo nikt nie zapowiadał nam jakiejś wizyty, a w mojej głowie przeleciało milion wizji domniemanych odwiedzających.

- Można tak powiedzieć – Mulat parsknął, a ja zirytowałem się jeszcze bardziej.

- Kto to?

- Och, nie chcesz wiedzieć – droczył się.

- Calum, przysięgam na Boga...

- Okej, okej – jestem prawie pewny, że przewraca teraz oczami. - Grace i Ashton siedzą właśnie w naszej kuchni. Pa, Lukey, widzimy się w domu – nie czekając na mój odzew, rozłączył się.

Cholera jasna.

Jakim prawem wpuścił ich do naszego mieszkania bez uzgodnienia tego ze mną? Nie wiem w ogóle, czemu przyjaźnię się z tym gościem, kurwa. Chyba muszę rozważyć opcję przenocowania w motelu, bo zbyt świerzbiłoby mnie, aby tej nocy zabić naszych tymczasowych lokatorów.

- Co jest, Hemmo? - Brit dziobnęła mnie w ramię i wskoczyła na kuchenny blat, łapiąc w międzyczasie kawałek szarlotki. - Wnioskując po twoich włosach, rozmawiałeś z Michaelem – parsknęła, a ja wtedy przypomniałem sobie, że faktycznie wyglądałem jak bezdomny uzależniony od czekolady.

- Ta, huh, nieważne – westchnąłem. - Cholera, ale ja nie mogę pojechać tak do domu. I do sklepu. Grace i Ashton nie mogą zobaczyć mnie...

- Spokojnie – brunetka wyciągnęła rękę do góry. - Michael mieszka ulicę dalej, na pewno pozwoli ci się ogarnąć, żebyś zrobił dobre wrażenie na tych ludziach, kimkolwiek oni są.

- Och, chciałabyś. Nie będę go o nic prosił – założyłem ręce na pierś i naburmuszyłem się, z perspektywy czasu, jak małe dziecko.

- Cóż, ty nie musisz – zeskoczyła z blatu i wręcz pobiegła w stronę gabinetu Clifforda, ignorując moje bezcelowe nawoływania.

Kilka minut później wracała do mnie, ciągnąc za sobą czarnowłosego. Jego mina nie wyrażała aprobaty, a on sam poruszał się bardzo ociężale i niechętnie, co trochę mnie zasmuciło.

tea shop; mukeWhere stories live. Discover now