Quatorze.

2.4K 369 269
                                    

Nigdy nie lubiłem poniedziałków. Zwiastowały początek nowego tygodnia, zawsze były senne, smutne i zatapiane litrami kawy, która wręcz wylewała się z moich ust, gdy przysypiałem nad materiałami na zaliczenie. (a/n: to jest wzięte centralnie z mojego życia, to smutne)

Przerabiałem kolejny arkusz, piąty z osiemnastu, gdy mój telefon zadzwonił z końca pokoju, wybawiając mnie tym samym ze studenckiej opresji.

- Halo? - zacząłem, gdy odebrałem, jak zwykle nie patrząc na wyświetlacz.

- Musisz mi pomóc – Marucs krzyknął w słuchawkę, przyprawiając mnie tym samym o tymczasową głuchotę. - Michaela nie ma, a Logan jest w hurtowni. Jestem tu sam z Britney, boję się.

- Jesteś idiotą – parsknąłem. Gdyby w słownikach pojawiła się definicja najgorszej ofermy w relacjach damsko-męskich, byłoby koło niej jego zdjęcie. - Nie mogę teraz przyjechać, uczę się. Mam zajęcia za trzy godziny. Zadzwoń do Ashtona, czy coś.

Marcus i Irwin wyjątkowo mocno zżyli się ze sobą przez ten krótki czasu. Mógłbym nawet określić ich mianem przyjaciół, ale gdybym powiedział to na głos w obecności Caluma, zostałbym postrzelony, a moje kończyny spokojnie mroziłyby się w lodówce.

- Dzwoniłem – zganił mnie. - Jest z Calem w parku rozrywki.

- Oczywiście, że jest – westchnąłem i potarłem swój kark. - Ale hej! Wiesz co? Jesteś dorosłym kolesiem, poradzisz sobie.

- Zamknąłem się w spiżarni i nie wychodzę z niej od kilkunastu minut, w obawie, że wpadnę na Brit. Wciąż myślisz, że sobie poradzę?

- Udajmy, że tego nie powiedziałem – położyłem telefon między uchem a ramieniem, jedną ręką pakując kołonotatniki do mojej torby. Ten człowiek naprawdę nie pozostawia mi wyboru. - Dobrze, zaraz będę. I, do cholery, wyjdź z tej spiżarni.

***

Delikatnie pociągnąłem za klamkę, uprzednio upewniając się, że brunetki nie ma w pobliżu. Domyślam się, że musiała bawić się genialnie, obserwując nieudolne ukrywanie się Marcusa po kątach, ale z drugiej strony było mi go jednak szkoda.

Odrzuciłem torbę w kąt szatni dla personelu i bezgłośnie ruszyłem w stronę spiżarni. Tak jak przewidywałem, blondyn dalej tam siedział i aktualnie po omacku wyciągał zamrożone truskawki z jednego z opakowań i łakomie pakował je sobie do ust.

- Wreszcie jesteś! - powiedział z pełną buzią. - Zaczynało mi się robić niedobrze od tych mrożonek, dobrze, że przyszedłeś.

- Więc po co je jadłeś?

- Musiałem zagryźć stres – wzruszył ramionami.

Czasem nie mogłem uwierzyć w to, jak nieporadny był ten chłopak. Niemniej, byłem jego przyjacielem i czułem się w obowiązku pomocy mu, choć wyjątkowo opornie mi to szło.

- Dobrze, teraz wyjaśnij mi dokładnie, czemu właściwie tutaj jesteś?

- Więc – przełknął głośno ostatni owoc – Brit podeszła do mnie i zapytała, czy robię coś w ten piątek, bo ma dwa bilety na jakiś wernisaż, którego nazwy nie pamiętam. Ja zestresowałem się trochę i powiedziałem jej, że muszę iść po coś do spiżarni, a gdy wrócę, dam jej odpowiedź. I tak oto jestem tutaj, a do niej wciąż nie wróciłem.

- Nie mogę w ciebie uwierzyć.

- Wiem – uśmiechnął się gorzko. - Co mam robić?

- Po pierwsze? Wyjść stąd. Po drugie, zgódź się. Myślałem, że chciałbyś się z nią umówić.

- Nie byłem na „randce" - ostatnie słowo ubrał w cudzysłów, złożony ze swoich palców – z kobietą praktycznie od... nigdy.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz – parsknąłem i podałem mu rękę, którą złapał po krótkim namyśle i podciągnął się do góry.

- Boję się – szepnął mi jeszcze na ucho, gdy wychodziliśmy.

Pokręciłem głową z dezaprobatą. Nie zamierzałem dyskutować już z nim na ten temat, bo byłoby to bezcelowe. Zamiast tego, zająłem się wyszukiwaniem brunetki wzrokiem i gdy wreszcie udało mi się to zrobić, pacnąłem Levine w ramię i skinąłem głową w jej stronę, szepcąc jeszcze bezgłośne „idź" w stronę mężczyzny. Marcus niepewnie ruszył przed siebie, a ja przypatrywałem się wszystkiemu z boku. W końcu obiekty testowe stanęły na wprost siebie i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, to chłopak pierwszy wszczął rozmowę. Britney przez cały czas uśmiechała się w jego stronę, a on sam płonął z czerwoności. Ja, jako osoba obserwująca wszystko z boku, mogłem z ręką na sercu powiedzieć, że byli po prostu żałośni. Spięci, zarumienieni i sztywni. Finalnie synchronicznie kiwnęli głowami i rozeszli się we własne strony.

Marcus niemalże biegiem skierował się z powrotem w moją stronę, ale gdy myślałem już, że zaraz streści mi przebieg rozmowy, on wyminął mnie z ustami złożonymi w cienką linę i ponownie zatrzasnął drzwi spiżarniane.

Cóż, nie zaskoczyło mnie to.

- Jak bardzo źle, w skali od „jesteś idiotką" do „zabij siebie", to wyglądało? - brunetka zaszła mnie od tyłu i otrzepała dłonie o fartuch.

- Mogę nie odpowiadać?

- Nienawidzę cię tak mocno – uderzyła mnie ścierką w ramię. - Ale lubię go.

- On ciebie też, po prostu jest głupi.

- Chciałabym zaprzeczyć, ale nie mogę – uśmiechnęła się krzywo. - A co z Michaelem? Nie chcę cię popędzać, ale Logan działa mi na nerwy coraz bardziej i czekam na ten błogosławiony dzień, w którym w końcu go zastąpisz.

- Też czekam, uwierz mi – podrapałem się po karku. - Ale jest coraz lepiej i wszystko zmierza w naprawdę dobrym kierunku, więc jeżeli nic nie spieprzę, niedługo wszyscy będziemy zadowoleni.

- Liczę na ciebie – dziewczyna dziobnęła delikatnie mój policzek i ruszyła w stronę kuchni, a ja przysiadłem się do jednego ze stołów i zacząłem wybijać jakiś nieznany mi rytm. Do rozpoczęcia zajęć zostało mi jeszcze sporo czasu, więc stwierdziłem, że te kilka straconych minut nie zrobi mi różnicy.

Kończyłem właśnie składanie kolejnego serwetkowego łabędzia, gdy słynny, kawiarniany dzwonek odbił się od moich uszu. Kątem oka spojrzałem w stronę wejścia, zza którego wychylała się bliżej niezidentyfikowana sylwetka.

- Tak, to kwestia kilku tygodni, może miesiąca. Niedługo pomachamy Michaelowi na pożegnanie, daj mi jeszcze trochę czasu. Oczywiście, że działa mi na nerwy, ale dla ciebie mogę to wytrzymać, i tak zniosłem już dużo. Zasłużyłaś na wszystko, skarbie – przysłuchiwałem się dokładnie każdemu słowu, a na wzmiankę o Michaelu, krew zawrzała we mnie kilkukrotnie mocniej. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś ponownie go zranił.

Persona potaknęła jeszcze kilkukrotnie na pytania, których treści nie znałem i pożegnała się ze swoim rozmówcą wyjątkowo uroczą i przesłodzoną wiązanką słów, po czym ruszyła w stronę sali, na co trochę się spiąłem. Nie wiedziałem bowiem, kogo mogę się spodziewać i czy ten ktoś spodziewa się mnie.

Cóż, efekt zaskoczenia jednak mnie nie ominął.

Gdy tylko przeszedł przez próg, pomyślałem, że to ostatnia osoba, którą mógłbym podejrzewać o cokolwiek.


 - - - - - - - - 

co u was, dziecioszki? (kocham nazywać was dziecioszkami i będę to robić, to totalnie urocze)

jakie macie odczucia co do tego roku szkolnego? jesteście zadowoleni z siebie i ze swoich ocen? opowiadajcie :-)

polećcie mi też jakieś fajne filmy. tylko błagam, darujcie sobie "now is good", "gwiazd naszych wina", "trzy metry nad niebem" i inne tego typu cholerstwa, bo zwrócę obiad

do następnego, ściskam was mocniutko i całuję w czółko, czy coś

tea shop; mukeWhere stories live. Discover now