Douze.

2.5K 408 1.5K
                                    

sprawdź, czy przeczytałeś/aś poprzedni rozdział, bo dodaję je w małym odstępie czasu. 

przyszedł też ten moment, że chcę sprawdzić waszą zawziętość i nieugiętość, więc rzucam wam wyzwanie - do publikacji kolejnego rozdziału, przy każdym akapicie tutaj spróbujcie dodać choć jeden komentarz. czy to szantaż? może. wyzywam was, frajerzy.


Minął miesiąc.

Pieprzony miesiąc wzajemnego unikania się, krótkich, formalnych wiadomości i oschłych, czysto grzecznościowych przywitań.

Miesiąc bezustannego podziwiania rozkwitającej między Michaelem, a Loganem miłości, zwieńczonej milionami pocałunków i ukradkowych spojrzeń, które kiedyś przeznaczone były tylko dla mnie.

Przez ten czas nie udało mi się zrobić nic. Byłem bezradny, a moje ręce były związane. Co gorsza, Marcus zaaklimatyzował się w herbaciarni i mimo kilku niewinnych randek z nim, Clifford wciąż miał w głębokim poważaniu fakt, że ja też mogę być w związku. Z jednej strony było mi szkoda młodego Levine, bo był naprawdę sympatycznym człowiekiem, który definitywnie wierzył, że mogłoby być między nami coś więcej, ale moje serce biło w rytmie mikemikemikemike przez całe dnie, przez co miałem mały problem z dostrzeżeniem świata zewnętrznego i innych ludzi.

- Słuchajcie – Marcus popukał w stół, na którym właśnie siedział, a kilkanaście par oczu całego personelu zwróciło się w jego stronę – a co gdyby w tym miesiącu podsumowanie urządzić u mnie? Tak jakby, jestem nowy w waszych progach i czuję się w obowiązku ochrzczenia samego siebie, a przez ten miesiąc zdecydowałem, że lubię tu być i chcę spędzać z wami czas tak długo, jak to tylko możliwe.

Cała grupa przytaknęła ochoczo i tym razem to Michael zabrał głos.

- To dobry pomysł. Proponuję sobotę, zamkniemy wtedy lokal i będziemy mieli cały dzień na przygotowanie wszystkiego na wieczór.

- Och, nie, nie. Nie chcę waszej pomocy. To ja jestem gospodarzem i nie mogę pozwolić wam na pracę przy urządzeniu tej imprezy – blondyn zachichotał i, poważnie, jak można być tak słodkim i kulturalnym, jak ten koleś?

- Przestań być tak ułożonym człowiekiem. Uznaj to za rekompensatę w sprawie udostępnienia nam swojego mieszkania – aktualnie czerwonowłosy mężczyzna mrugnął do niego i uśmiechnął się ciepło, a Marcus przytaknął tylko, nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje.

Ja natomiast próbowałem jakoś uspokoić moje problemy z koncentracją i skupić się na konwersacji. Było to jednak wyjątkowo trudne, bo mój mózg przestawiony był całkowicie na tryb myślenia o Michaelu w czerwonych włosach, który był chyba moim ulubionym Michaelem.

- Okej, wszystko już ustalone – Logan klasnął entuzjastycznie w dłonie tuż koło mojej głowy, przez co finalnie wyrwałem się z amoku i skoncentrowałem na rozmowie. - Nie planujcie nic na sobotę, bo to będzie najprawdopodobniej najlepsza noc waszego życia – powiedział donośnym tonem, w którym wyczuć można było wyraźną nutę ekscytacji. - Ach, i Luke, nie śpij już więcej na obradach personelu, proszę – szepnął dosadnie w moją stronę, na co jęknąłem dezaprobowanie i znów zamknąłem oczy, a moja głowa z powrotem swobodnie opadła na ławkę.

Gdyby morderstwa były legalne, ten człowiek byłby pierwszym na mojej liście.

***

Dzwoniłem dzwonkiem już chyba po raz pięćdziesiąty, ale wciąż nikt nie raczył się otworzyć mi drzwi. W dłoniach kurczowo ściskałem butelkę jakiegoś dość drogiego wina, choć szczerze nie wiedziałem, jakie alkohole preferuje Marcus i czy w ogóle mój symboliczny, „domówkowy" podarunek mu się spodoba. Zwłaszcza, że średnio mnie to interesowało.

tea shop; mukeWhere stories live. Discover now