Cinq.

2.5K 402 540
                                    

*prosiłabym o komentarze przy ciekawszych momentach, bo wasze poczucie humoru i urocze uwagi są najlepszym słodzikiem na lepszy humor u mnie, lmao:-)*

Boże, to było tak dobre uczucie. Tak dobre uczucie, czuć go znów obok, czuć jego ręce oplatające mnie z tą samą czułością, co dawniej. Nie chciałem znów go tracić.

Gdy poczułem, że pocałunek przeradza się w coraz bardziej namiętny, nie protestowałem. Nie myślałem o konsekwencjach, o Loganie, o mojej pracy, o niszczeniu związku Michaela. Jedyne, na czym skupiałem całą moją uwagę, to ten czarnowłosy chłopak, w którym byłem bez pamięci zakochany.

Poczułem jego rękę na moim policzku i gdy już miałem brać się za rozpinanie jego rozporka, zorientowałem się, że to nie była jego ręka.

- Naprawdę nie możesz zrobić nic, bez robienia sobie krzywdy? - otworzyłem powoli oczy i dostrzegłem stojącego nade mną Clifforda, klepiącego mnie w policzek. Potarłem kciukiem moją brew i ku mojemu dziwieniu, z mojego łuku brwiowego ciekła strużka krwi. - Och, ocknąłeś się, dobrze. Miałeś tylko iść po odplamiacz, a nie zwalać na siebie całą górną półkę i w dodatku mdleć.

Spojrzałem na niego głupkowato. Czy nawet w momencie, gdy prawie umieram, muszę śnić o całującym mnie Cliffordzie?

- Jak ja się tutaj znalazłem? - zapytałem, wciąż lekko oszołomiony sytuacją.

- Boże, zlituj się nade mną... - Michael westchnął i pomógł wstać mi z ziemi. - Przyszedłeś do mnie z tym swoim ubrudzonym fartuchem, a ja kazałem ci iść do składziku po odplamiacz. Wszystko było dobrze, dopóki nie usłyszałem huku i twojego pisku, a kiedy tu przyszedłem, ty leżałeś nieprzytomny na ziemi.

- Czyli my się nie..? - to wciąż jeszcze do mnie nie docierało. Ten „sen" był tak realny, a ja tak wyraźnie odczuwałem smak jego ust na swoich, że to nie mogło się nie wydarzyć.

- Co „my się nie"?

- Huh, nieważne – otrzepałem się z niewidzialnych pyłków. - Idę przeprosić te dzieciaki za brak zamówienia.

Wyminąłem Clifforda i ruszyłem w stronę sali. Grupka domniemanych nastolatków wciąż siedziała przy stole i żwawo o czymś dyskutowali, więc nieśmiało wszedłem im w konwersację i po poprawieniu swojej koszuli, zacząłem z nimi dyskusję. Przeprosiłem za poślizg i zapewniłem ich, że zamówienie zostanie wkrótce dostarczone, ale kiedy jeden z nich powiedział, że powinienem być milszy i bardziej posłuszny swojemu szefowi-chłopakowi, cały mój misterny plan o byciu cudownym, ułożonym pracownikiem legł w gruzach. I może za bardzo się uniosłem.

- To nie mój chłopak, gówniarzu – parsknąłem. - Nie mieszaj się w sprawy dorosłych i w dodatku obcych ludzi.

- Na pewno chciałby czuć w sobie jego kutasa – jeden z chłopaków szepnął do drugiego konspiracyjnie, ale na tyle głośno, że i tak to usłyszałem.

- Jeżeli coś jeszcze wam nie pasuje, możecie wyjść - westchnąłem, a moja szczęka zacisnęła się.

Dzieciaki, jak na moje zawołanie, posłały sobie znaczące spojrzenia i równo podniosły się z krzeseł i ruszyły w stronę wyjścia.

- Mówiłam ci, pan Clifford woli pukać tego bruneta – niebieskowłosa dziewczyna szepnęła do chłopca z dreadami, a on pokiwał głową prześmiewczo.

- Och, odpierdolcie się ode mnie! - krzyknąłem jeszcze, gdy cała paczka opuszczała lokal.

Cóż, nie wiedziałem, że naprawdę to zrobią. I, cholera, odstraszyłem pierwszych klientów. Podrapałem się nerwowo po głowie i patrzyłem, jak grupka wychodzi zza drzwi i kieruje się w stronę miasta.

- Co to miało być, co? - Brit wychyliła się zza mojego ramienia i spojrzała na mnie z wyrzutem. - Michael będzie w stanie skrócić cię o głowę, jak dowie się, że znalazłeś nam anty-fanów. A te dzieci będą mówiły swoim znajomym, żeby do nas nie przychodzili, bo kelner wyzywa klientów. A ci znajomi będą mówić to swoim znajomym, a oni... - nie dane jej było skończyć, bo moja ręka powędrowała na jej usta.

- Przestań, załapałem. Powinienem mu o tym powiedzieć?

- Tak, tak sądzę. On zawsze wieczorem przegląda monitoring, i tak by się dowiedział.

Pokiwałem głową w zrozumieniu i po raz kolejny tego dnia udałem się do niego. Stał w kuchni i był w trakcie dekorowania kolejnej porcji naleśników, bo pierwsza oczywiście była zmarnowana przeze mnie. Na blacie obok stała też nowa porcja szarlotki, a we mnie uderzyło poczucie winy. Mężczyzna nie musiał się nawet odwracać, aby wyczuć moją obecność.

- Czego znów chcesz, Hemmings? - zapytał, posypując danie borówkami.

- Ja, tak jakby, odstraszyłem nam klientów? – zacząłem nerwowo bawić się palcami, a chłopak wyprostował się automatycznie w moją stronę.

- Co zrobiłeś?

- Trochę ich, powiedzmy, zwyzywałem i kazałem im się „odpierdolić"? - bardziej zapytałem, niż stwierdziłem i starałem się przybrać przy tym najbardziej niewinny wyraz twarzy, jaki tylko był możliwy.

- Czy ty naprawdę nie umiesz zrobić nic dobrze? - chłopak pokiwał dezaprobowanie głową. - Nie dość, że zmarnowałem przez ciebie tyle składników, i to podwójnie, to jeszcze psujesz nam opinię.

- Zrozumiem, jeżeli będziesz chciał mnie zwolnić, ale proszę...

- Och, nie, mam lepszy pomysł – wszedł mi w słowo i po chwili w jego ręku znalazł się kawałek ciasta. Nim zdążyłem się ponownie odezwać, jabłkowy mus i smak drożdży zmierzyły się z moją twarzą, a Michael, aby jeszcze dosadniej rozsmarować deser na mojej twarzy, przycisnął dłonią do mojego policzka i zaczął przesuwać nią po całej mojej buzi. Ciasto miałem już chyba w każdym jednym zakamarku i modliłem się, aby nie dotarł do uszu. Kiedy w końcu zdjął ze mnie swoją rękę, parsknął śmiechem i odwrócił się z powrotem w stronę blatu. Stwierdziłem, że nie mogę pozostać mu dłużny, więc cicho otworzyłem pudełko z półproduktami i rzuciłem w jego plecy garścią przechwyconej po omacku mąki, która wraz ze zderzeniem rozpyliła się po całym pomieszczeniu.

- To niehumanitarne – czarnowłosy mruknął i ponownie nasze oczy złapały kontakt wzrokowy, a naleśnik z czekoladą znalazł się na mojej głowie. W tym momencie przekląłem się w duchu za tak skrupulatne układanie włosów rano, bo teraz i tak wszystko szlag trafił.

Z uśmiechem na ustach przyparłem go do ściany i już miałem rzucić w niego kawałkiem ciasta, ponawiając jego ruchy, ale wpadłem na lepszy pomysł.

- Masz trochę czekolady na policzku, Michael – szepnąłem, uważnie ilustrując tą część jego twarzy.

- Ale ja nie mam... - w tym właśnie momencie zgarnąłem trochę słodyczy z moich włosów i wtarłem mu ją w twarz, po chwili z uśmiechem na ustach podziwiając moje dzieło. Gdy zorientowałem się, że wciąż przypieram go do ściany, a nasze twarze były wyjątkowo blisko siebie, posunąłem się na dość radykalny ruch. Zbliżyłem swoje usta do jego policzka i zlizałem z niego trochę czekolady, na co chłopak zarumienił się nieznacznie, a to dodało mi jeszcze więcej pewności siebie.

- Naprawdę słodki z ciebie chłopak, Mikey.

~~~~~~~~~~~~~~~

sassy luke wrócił, yasss

ogólnie to ten rozdział ssie, ale bardzo chciałam go napisać właśnie dzisiaj i jakoś tak, o

ogólnie to otwieram kolejkę i przyjmuję zakłady, czy prędzej zabijecie mikey'a czy logana:-)

(czy może mnie, bo muke kiss w poprzednim to fake :-( *sad moan*)

o i btw, piszcie co u was!!! co tam w waszym życiu, jak wam się układa, idk, wszystko, chciałabym sobie poczytać i może trochę was poznać lmao:')

do następnego robaczki, ilysm x

tea shop; mukeWhere stories live. Discover now