10. poza trasą cz.1

25 1 0
                                    

Z głębokiego snu wyrwało mnie gwałtownie uderzenie statku dobijającego do nabrzeża. Powolnie zsunęłam się z łóżka i usiadłam na podłodze opierając sie plecami o jego brzeg . Wzięłam głęboki wdech po czym spojrzałam na zranioną rękę. W miejscu rozcięcia zrobił sie skrzep, który po części tamował wyciekanie krwi jednak z dolnej części gdzie został wyrwany kawałek mięsa dalej sączyła się ciemna krew. Nagle coś za moimi nogami przyciągnęło mój wzrok. Wyciągnęłam rękę by przyjrzeć sie temu. Zmrużyłam oczy, które zaczęły boleć od smugi światła wpadającej przez wejście na górny pokład. Po omacku złapałam przedmiot.... ząb hydry. Biały, ostry jak brzytwa i jest długości łokcia . Na końcówce było troszkę zaschniętej krwi bestii. Schowałam go do kieszeni poprzecieranych spodni(głębokie kieszenie) i wyszłam na górny pokład.
Był juz tam Ethan, Emir i Navir Uśmiechneli sie do mnie więc odwzajemniłam jeszcze szerszym uśmiechem.

Z lądu wróciła Aria razem z Mel z pełnymi torbami owoców. Chwile później dołączył do nich kapitan i z torby Mel wyciągnął gruszke i ogdryzł kęs, po jego brodzie spłynęła kropelka soku i spadła mu na buty robiąc nie gustowną plamę.
Machnął ręką na znak, że mamy iść za nim. Ethan szybko zbiegł pod pokład po sakwe z drahnami i krzyknął, że dołączy zaraz.
- Wszyscy idą w głąb lądu po liny, deski i szukać miejsca na nocleg... troche tu zabawimy. Rozejść się!-krzyknął kapitan zapluwając sie resztkami gruszki. Stłumiłam w sobie śmiech. Wszyscy zaczęli sie rozchodzić. W ostatniej chwili zawróciłam i pobiegłam do Ethana.
- Daj nam troche drahn.- powiedziałam sapiąc ale nie przestając sie uśmiechać.
Zaśmiał sie po czym sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej garść monet.
-Masz.-wyciągnął rękę żeby mi je dać. Gdy prawie miałam je w dłoni gwałtownie cofnął rękę. Jak zawsze sie lubi droczyć ze mną.
- Daj daj daj daj daj- mówiłam śmiejąc się.
- Ehh no dobrze, trzymaj - wrzucił je do mojej torby i potargał mi włosy. Dałam mu kuksańca w bok i pobiegłam do Mel, która czekała na mnie jedząc jabłko.

Mel szła kilka kroków przede mną i co chwile machała rękami odganiając komary, które z zaciekłością próbowały przyssać sie do jej żył. Przyznaje, że wyglądało to zabawnie więc zaczęłam sie śmiać... chyba troszkę za głośno bo chwile później oberwałam od niej jabłkiem.
-Ej patrz - powiedziała lekko zaniepokojonym głosem i spojrzała na stary, opuszczony szałas zrobiony z połamanych gałęzi przeróżnych drzew.-Chodź.- machnęła ręką. - przeszukajmy to, może znajdziemy liny lub narzędzia.
Poczułam ścisk w żołądku. Nie wyglądało to obiecująco.
Weszłyśmy do środka i naszym oczom ukazał sie ogromny bałagan, który jakby sie lepiej przyjrzeć i znać legendy składa sie na logiczną całość.
Na podłodze w kształcie koła porozrzucane były sztylety o ostrzach różnych kolorów. Były złote, srebrne, szafirowe i jedno czarne. Wszystkie były ostrzami do środka w, którym leżała ludzka czaszka. Na czole miała narysowany nie wyraźny kształt. Nie byłam w stanie odgadnąć co to.
Gestem ręki przywołałam Mel do siebie. Podeszła bliżej i przyjrzała się czaszce.
-Nafar! Lis to jest nafar!-patrzyła z przerażeniem to na mnie to na czaszke.
Przez moją głowę przewijały sie tysiące myśli na raz. ,, czaszka, nafar, sztylety, krew, czaszka, sztylety...sztylety, czarny, szafir" Co to może znaczyć?
-o..o co chodzi? C..c..co to znaczy? - pytałam łamiącym sie głosem.
Mel odsłonęła zasłonę dzielącą pomieszczenie na dwie części.
Przed nami wisiała ogromna mapa namalowana na płótnie... na samym środku znajdował sie krąg ze sztyletów jak ten na podłodze. Wyolbrzymiony został jeden sztylet... czarny. Pod spodem widniał napis "czarny przebija, złoty omija, srebrny pilnuje, szafirowy rysuje..przeklęty ten kto zostawia chociaż jeden.. weź wszystkie albo nic.......

Wojna bedzie krwawa"
-Co to znaczy?!-krzyczałam. -o co chodzi? Czy to ma zwiazek z kamieniem?-Mel patrzyła na mnie zdezorientowana. Ręce i powieki jej drżały.
-Musimy zabrać je wszystkie. -powiedziałam wzięłam do ręki 2 srebrne sztylety i spojrzałam ze współczuciem na przyjaciółkę.
-coo?! Niee n..nie czemu?-zapytała przestraszona.
-nie ma wyjścia. . Sama widzisz co jest w przepowiedni. Wojna o kamień będzie krwawa a sztylety mogą nam pomóc. ..nie wiem jak ale mogą. Musimy je wziąć...... haaalo słyszysz mnie?? Mel?! Co Ci?!!-Mel zapatrzona byla na moją rękę. .. patrzyła na nia z przerażeniem.. spojrzałam w tym samym kierunku i zobaczyłam, że zamiast krwi wycieka z rany srebrny płyn, który gdy tylko traci styczność z moją skórą zmienia kolor i leci w kieruknu szafirowego sztyletu. O co w tym wszystkim chodzi?
Mel odsłoniła mape za którą były 3 długie liny akurat takie jakich potrzebowałyśmy. Od razu zaczęła pakować je do worka. Ja natomiast zaczęłam zbierać sztylety.

Po kilku minutach byłyśmy juz spakowane i gotowe opuścić to straszne miejsce.

Wróciłyśmy na wydeptaną, wąską dróżkę i idziemy dalej w poszukiwaniu odpowiednich drzew z których moglibyśmy zrobić deski i załatać dziure zrobioną przez otyrie.
-Lis a to?-zapytała Mel i pobiegła drzewa. Podeszłam do niej i spojrzałam na drzewo.
-Nie nadaje sie..-pokiwałam głową.
-czemu?
Wyjęłam nóż z kieszeni torby, wbiłam z całej siły w drewno i odgięłam. Z wnętrza wysypały korniki i wióry. -dlatego- patrzyłam na nią z ukosa.
-aaaa no to idziemy dalej-powiedziała i zaklęła z cicha.
Po dłuższej drodze trafiłyśmy na ogromną sosne co w naszym klimacie jest bardzo rzadkie, mimo to nie jest ona pod ochroną.
- To będzie dobre - oznajmiłam, skierowałam wzrok na Mel i kiwnęłam głową. Zamknęła oczy, wypowiedziała jakieś słowa pod nosem i pstrykneła palcami. Drzewo zaczęło sie chwiać i po chwili padło na ziemię pocięte na deski. Machnęła ręką jeszcze raz...drewno uniosło sie w powietrze abyśmy nie musiały go nieść.
- Pamiętasz droge z powrotem? -zapytała Mel
-mhmm - mruknęłam po czym przewróciłam oczami.

Po jakiejś godzinie dotarłyśmy do portu, czekali już tam pozostali członkowie załogi. Podeszłam do kapitana i zaczęłam opowiadać o tym co dziś zobaczyłyśmy...
-pokaż mi te sztylety- powiedział kapitan i zrobił zaniepokojoną minę.
Wyciągnęłam je z torby i wręczyłam mu do ręki. Przez dłuższy czas patrzył na nie i nic nie mówił... po chwili ocknął się i zapytał- Wzięłaś wszystkie?
-tak.
- Dobrze, daj każdemu z członków załogi po sztylecie. Sobie zostaw czarny i szafirowy- skinełam głową i poszłam wykonać polecenie.
Kapitan klasnął w dłonie i wszyscy odwrócili się w jego kierunku.

Jak myślicie jaki związek mają sztylety z kamieniem i wojną?

Zapraszam do czytania.
Już niedługo kolejna część

Wojna MitówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz