-Jak poszło?
-Nie zbyt dobrze...
-To znaczy?
-Bo, ja mogę... dowiedzieć się o tym po przemienieniu.
-Hmm, to ciekawe, no ale cóż, skoro tak mówi. W takim razie bądź przygotowana na jutro.
-To już jutro?
-Oczywiście, skarbie.- podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. Przybliżył swoją twarz do mojej i wpatrywał się we mnie. Nie mogłam się ruszać. Jego wzrok, sparaliżował mnie od środka. Był już kilka milimetrów ode mnie, a ja bałam się zrobić jakikolwiek ruch, a zwłaszcza taki, który złączył by nasze usta w pocałunku. Moje dłonie były całe mokre od potu, a myśli plątały się w głowie, niemiłosiernie szybko. Zamknęłam oczy, aby nie widzieć co stanie się dalej. Nagle poczułam delikatny dotyk na moim policzku i usłyszałam, ledwo słyszalny szept.-Jeszcze do tego wrócimy, obiecuję.- Lekki wiatr otulił moje ciało. Minimalnie otworzyłam jedną powiekę i ujrzałam przed sobą pustkę. Odszedł, a na przeciwko mnie stał biały samochód. W mojej prawej dłoni, nie wiem jak, ale trzymałam kluczyki. Rozejrzałam się wkoło i wsiadłam do auta. Nie czekając dłużej, odpaliłam silnik i ruszyłam. Chciałam uciec jak najdalej stąd, gdy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Instynktownie zahamowałam i odwróciłam się w stronę osoby.
-Gdzie się wybierasz?
-Co ty tu robisz?
-Mam cię pilnować.
-No tak, przecież to oczywiste.
-Prosto, potem skręć w lewo i...
-Od kiedy robisz za nawigację, hmm?
-A ty od kiedy chcesz stracić rękę?
-Bardzo śmieszne.
-No jedź już, bo się spoźnimy.
-Na co?
-Na przymiarki strojów.
-Jak masz na imię?
-Bill. Możesz jechać?- odpaliłam silnik i ruszyłam we wskazanym kierunku. Czyli Bill jest prorokiem William'a.
Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i jak na zawołanie przybiegły do mnie kobiety, w średnim wieku.
-Witaj Amaro! My przygotowujemy stroje, więc chodź na przymiarkę do swojego pokoju, dobrze?
-Dobrze.- uśmiechnęłam się radośnie i ruszyłam w stronę pokoju. Miałam nadzieję, że gust będą mieć podobny do mojego i nie pomyliłam się. Jutro nałożę, prześliczną, czerwoną sukienkę do kolan, która ozdobiona jest małymi klejnotami. Pełna podekscytowania jutrem, położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać o tym co się wydarzy. Co będzie z Luke'iem? I co będzie ze mną? Przez całe życie będę siedzieć tu zamknięta? Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę!- do pokoju wszedł Alexander.
-Witaj Amaro.
-Witaj.
-Mam nadzieję, że sukienka ci się podoba.
-Tak, i to bardzo.- usiadł obok mnie i przyglądał się mojej twarzy. Nie mogłam zwrócić wzroku na niego. Strach, który w tamtej chwili we mnie panował, nie dawał mi szansy spojrzeć mu w oczy.
-Amaro...- skierował mój podbródek w jego stronę, tak, abym musiała na niego patrzeć.- jutro będzie wielki dzień i jestem naprawdę bardzo wdzięczny, że jesteś tu ze mną.
-Nie ma sprawy.
-Nie, właśnie, że jest...-wstał gwałtownie. Zaczął krążyć po pokoju i machać rękami, jakby chciał mi wszystko przedstawić za pomocą ciała. -robisz dla mnie tak dużo, że nie miałem szansy ci się odwdzięczyć.
-Już mi się odwdzięczyłeś, naprawdę.- przestał chodzić i patrzył się w jeden punkt na podłodze. Po krótkiej chwili skierował swój wzrok na mnie i w wampirzym tempie wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, ale zaraz zorientowałam się, że to wszystko dzieje się za szybko, zwłaszcza, że niedawno odnalazłam prawdę o Luke'u. Żal nadal panował w moim sercu i nie chciał mnie opuścić. Oderwałam się od jego ust, które były tak delikatne i miękkie, że cudem udało mi się przerwać pocałunek.
-To za szybko.- Alexander, szybkim tempem opuścił mój pokój. Nie wiem, czy go zraniłam, odmawiając. Mam jednak nadzieję, że zrozumiał.Zalała mnie fala snu. Położyłam się na łóżku i odpłynęłam.
-Luke? Co ty tu...?
-Cii...- przyłożył palec wskazujący na moje wargi, jednocześnie mnie uciszając.- Nie wiem, czy przeżyje.
-Wiem, Alexander skazał cię na śmierć.
-Dlatego, chce się z tobą pożegnać.
-Luke, ty nic dla mnie nie znaczysz, rozumiesz?
-Amaro, ja cię kocham.
-Ja ciebie kochałam, ale teraz to już przeszłość.- nagle, zza Luke'a wyszła czarna, wysoka postać. Chwyciła Luke'a za szyję i zaczęła go ciągnąć w stronę czarnej dziury. Luke wyrywał się, krzyczał i ... wołał moje imię, a ja nic nie zrobiłam. Stałam i patrzyłam, jak chłopak zatraca się w otchłani. Poczułam strużkę cieczy, spływającą po moim policzku, ale szybko ją wytarłam. Czy tak się stanie naprawdę? Czy w rzeczywistości, gdy Luke będzie umierał, ja nic nie zrobię? To okaże się jutro.Przepraszam, że tak późno, ale pisze ten rozdział w nocy, bo przez dzień kompletnie nie miałam czasu, a jak obiecałam, to obiecałam :) Do kolejnego ;*

CZYTASZ
Musimy Zaufać
VampireTeraz, gdy wiem kim jestem, muszę zacząć działać, aby ochronić siebie i moich bliskich, ale najpierw muszę zaufać, komuś komu nie warto wierzyć. Muszę zaryzykować. Mam na imię Amara i jestem prorokiem. **** Jest to druga część opowiadania pt. ,,Prz...